wróć do strony głównej


ÓŻANIEC EGZORCYZMEM



„Dopóki słowa Apostoła: „Nie dawajcie miejsca diabłu!” nie staną się dla ludzi naszych czasów podstawą katolickiego światopoglądu, dopóki nie zwalczymy nieokiełznanej a modnej wolności wiary, sumienia, słowa i prasy, dopóty nie zbudujemy Królestwa Chrystusowego. Trzeba wpierw wygnać diabła ! Różaniec ma działać w tym kierunku jak wszechstronna, potężna ofensywa przeciwko demonom we wszechświecie. Ma oczyszczać, uwalniać od diabła” (ks.A.Żychliński).


MB Tarnopolska dominikanie Poznań

Ten, kto „odmawia różaniec nie daje miejsca szatanowi, aby pracował w jego myślach” (wg św.o.Pio)

"Różańcowy egzorcyzm

Rozważanie boleści Maryi budzi też w sercach odrazę do grzechu, bowiem osoba medytująca te tajemnice, nabiera śmiałości do czynienia pokuty, łączy się z tajemnicą krzyża, z cierpieniem Jezusa i boleściami Jego Matki. Maryja ukazała ten różaniec jako lekarstwo na negację grzechu we współczesnym świecie. Różaniec jest więc skutecznym środkiem w walce ze złem i szatanem.

...Około 1981 r. ks. Bp Zbigniew Kraszewski opowiedział, iż podczas prywatnej audiencji dla Polaków, Jan Paweł II pochwalił praktykę odmawiania egzorcyzmu Leona XIII. Po chwili jednak wyjął z kieszeni swój różaniec i pokazując obecnym powiedział: Ale przecież to jest egzorcyzm przeciw wszystkim złym duchom, dostępny także dla świeckich.

Boska broń

Widząc zaskoczenie na twarzach dodał: Żebyście nie mieli wątpliwości, to ja w tej chwili nadaję różańcowi moc egzorcyzmu !... W tym miejscu przypominają się słowa Chrystusa wypowiedziane do Piotra Apostoła: I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie (Mt 16,19). Papież ustanowił modlitwę różańcową egzorcyzmem, a Maryja potwierdziła to podczas objawień, ukazując tę modlitwę jako skuteczną broń przeciw wszelkiemu złu” (ks.Bogumił Nowosiadły „Nadzieja i życie” nr 58/2011).

Trzeba jednak wiedzieć o tym, że Różaniec musi być odmawiany – pełnym głosem, półgłosem czy szeptem; czy śpiewany w jakiejś wspólnocie, ale nie może to być modlitwa myślna. Owszem, rozważania poszczególnych tajemnic jak najbardziej mogą być myślne albo czytanie wzrokiem jakichś opracowanych, gotowych rozważań, ale Wierzę..., Ojcze nasz... i Zdrowaś... muszą być mówione. Inaczej Różaniec nie spełni swojej roli egzorcyzmu. Tylko Bóg zna nasze myśli i każda modlitwa w słowach czy w myślach dociera do Niego. Ale jeśli chcemy aby szatan uciekł od nas, musi słyszeć treść „Zdrowaśki”, która dla niego jest jak uderzenie młotem w głowę. Ona to bowiem przypomina mu ten moment, od którego zaczyna się jego przegrana. Jeśli więc ktoś dziesiątkami, setkami czy tysiącami „Zdrowasiek” dziennie (np. przy odmawianiu we wspólnocie) wytyka mu tę klęskę, to – bądźmy szczerzy – nikt nie wytrzymałby ciągłego wytykania jego niepowodzenia, bo chyba by oszalał. Nie ma więc innego wyjścia, jak uciekać daleko, by dłużej nie wspominać, aby dłużej nie słuchać jak poniżają go.

Jak szatan boi się Maryi i Różańca

Święty Dominik wypędzając szatana z ciała opętanego, zapytał go:

• Którego świętego w niebie boicie się najbardziej i który ma największą władzę nad wami tu, na ziemi ?

Przez dłuższy czas szatan nie odpowiadał, aż wreszcie rzekł:

Najbardziej boimy się Matki Bożej. Ona ma największą władzę nad nami i Jej należy się na ziemi cześć największa, gdyż jedna Jej modlitwa więcej znaczy niż modlitwy wszystkich świętych razem wziętych.

• Jestem zmuszony wyznać – mówił dalej zły duch – że z tych, którzy trwają w nabożeństwie do Maryi i różańca, żaden nie jest potępiony, bo i tym, którzy są w grzechu śmiertelnym, Maryja pozyskuje przed ich śmiercią łaskę szczerej skruchy” („Różaniec nr 3(681) marzec 2009).

Świadectwo Dominiki niechaj będzie potwierdzeniem tej prawdy, że szatan rzeczywiście najbardziej boi się Maryi i Różańca.

„Jestem mamą trzech chłopców w wieku 5, 8 i 10 lat. Jestem osobą wierzącą i praktykującą regularnie, absolwentką katolickiej uczelni, jednak ani specjalnie nie angażowałam się w życie parafii, ani też nie należałam do żadnej grupy modlitewnej czy wspólnoty... Nigdy nie podważałam istnienia Szatana i jego realnego działania, dlatego wybierałam strategię niedrażnienia bestii, trzymania się na bezpieczną odległość od wszystkiego, co mogłoby sprowokować jakiś bliższy kontakt. Unikałam wszelkiej maści wróżb, horoskopów, wschodnich medytacji, homeopatii. Dbałam o regularną spowiedź i ogólne bycie w stanie łaski... toteż myślałam, że jestem na tyle mała i nieistotna, iż poza kuszeniem, które jest zawsze, mnie zostawi on w spokoju. I tak było do czasu, gdy zdecydowałam się zorganizować wśród znajomych różę różańcową rodziców modlących się wspólnotowo w intencji własnych dzieci. Pomysł ten pojawił się na tyle gwałtownie, że dziś mogę powiedzieć, iż pod natchnieniem.

Jeśli miałabym wskazać osobę, która za tym stała, to byłby to św.Józef, patron tamtego dnia i jednocześnie patron naszej róży, gdyż jego to poprosiłam o wsparcie w realizacji tego dzieła. Znamienne było to, że praktycznie od razu zaczęłam działać: sama natychmiast zgłosiłam swoją rodzinę na stronie Różańca Rodziców i rozesłałam wśród wszystkich znanych mi osób wiadomość o chęci powołania naszej własnej róży – dawałam sobie na to miesiąc czasu.

Na "efekty" nie musiałam długo czekać. Jakąś godzinę później gwałtownie rozchorował się mój najstarszy syn. Infekcja, jaką wówczas przechodził była tak nietypowa, że zaordynowane antybiotyki nie przynosiły pożądanego rezultatu, co dotychczas nigdy nie miało miejsca. Było to dla nas o tyle kłopotliwe, że niebawem miał przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej i był to czas przygotowań w kościele. Prawie cudem udało się nam we wszystkich tych przygotowaniach uczestniczyć. W dniu próbnej spowiedzi syn czuł się na tyle dobrze, że dałam radę zawieźć go do kościoła. Najgorsze mieliśmy jednak przed sobą.

W związku z tym, że miałam poważne problemy z zebraniem 20 osób, pragnących modlić się w naszej róży, postanowiłam ogłosić "nabór" publicznie wśród rodziców i pracowników przedszkola do którego uczęszcza mój najmłodszy syn (przedszkole katolickie prowadzone przez pallotynki). Dwa dni po wywieszeniu ogłoszenia, Zły uderzył na całą naszą rodzinę – zatruliśmy się czadem. W zasadzie ocalił nas cud – przytomność umysłu mojego męża, który zdołał połączyć fakty i praktycznie w ostatniej chwili wezwać pomoc (ja w tym czasie byłam nieprzytomna).

Od razu uznałam to szczęśliwe ocalenie za skutek szczególnej opieki i wstawiennictwa Matki Bożej – moje dzieci były już wówczas objęte modlitwą róży św.Huberta, ja zaś na dobre rozpoczęłam tworzenie własnej róży. Jestem pewna, że to dłoń Maryi uratowała nas przed pewną śmiercią. Było to 18 maja, tydzień przed Pierwszą Komunią Świętą moich synów: Kuby i Błażeja. Gdy tylko wiadomość o naszym wypadku dotarła do przedszkola, siostry natychmiast zamówiły Mszę świętą w intencji naszego powrotu do zdrowia. Jak mi później wyznały, nie miały wątpliwości, że to nie był zwyczajny zbieg okoliczności.

Ze szpitala wszyscy zostaliśmy wypisani następnego dnia. Bez najmniejszego uszczerbku na zdrowiu. Prawie cud... Prawie ? Wszystko za przyczyną Maryi. A potem to już działy się same cuda. Lista chętnych rodzin do wspólnej modlitwy zapełniała się lawinowo. Zły wściekał się, ale już bardziej "sy6mbolicznie". Wprowadzając dane członków róży nagle odkrywałam w swoim komputerze całą baterię wirusów, z którymi mój program ledwie sobie radził. Ale daliśmy radę. 31 maja wirusy zniknęły, dane wpisywały się prawie same, tabelki rysowały się z taką łatwością, jak nigdy dotąd.

W Dzień Dziecka róża rozpoczęła swoją działalność, a ja zarejestrowałam ją na stronie, występując jako jej moderatorka. Na szybie samochodu czyjś palec namalował mi piękną różę, która jeździła ze mną prze cały dzień. A ja, z Bożą pomocą, utworzyłam kolejną różę, której patronuje św. Wincenty Pallotti (zaczęła działać z dniem 1 października 2012 r.). I mam nadzieję, że na tym nie koniec. Wiem, że moje kochane chłopaki są objęte najlepszą ochroną z możliwych: nie chorują, służą do Mszy świętej. Wiem, komu to zawdzięczam. A Zły nie ma do nas żadnego dostępu, bo broni nas sama Niepokalana. (Dominika „Broni nas Niepokalana” „Egzorcysta” nr 10/201 – tam znajdziesz całość).

Moc Różańca Świętego wobec opętań szatańskich

„We wszystkich przypadkach działania Złego doradzam odmawianie Różańca Świętego. To potężna broń. Pamiętajmy, że Matka Boża podczas objawień w Fatimie wzywała nas do codziennego odmawiania Różańca !” (ks.David Francesquini – egzorcysta brazylijski).


reprod. z „Przymierza z Maryją” nr 65/2012

Ks. prof. Andrzej Kowalczyk, egzorcysta z Gdańska, wspomina:

Było to jedno z moich pierwszych spotkań z człowiekiem zniewolonym przez ducha złego. Dobrze pamiętam to wydarzenie. Właśnie skończył się kurs ewangelizacyjny, uczestnicy rozjeżdżali się do domu, skończyło się również zebranie ekipy prowadzącej kurs. Prosto z tego zebrania udałem się do kaplicy i tam zastałem dwóch animatorów stojących na środku, jakby na kogoś czekali. Rzeczywiście czekali na pewnego młodego człowieka, który przed chwilą prosił ich o modlitwę o uwolnienie. Już się nad nim modlili, ale on wyszedł na chwilę, żeby się uspokoić, ponieważ zaczęło nim bardzo rzucać. Postanowiłem i ja dołączyć się do modlitwy.

Kiedy chłopak wrócił do kaplicy, spytałem go, czym się to zniewolenie objawia. Odpowiedział, że coś mu przeszkadza się modlić, po prostu coś go w czasie modlitwy zaczyna szarpać.– Od kiedy? – pytam. – Od kilku dni.– Czy jesteś świadomy, co mogło spowodować to zniewolenie? Przyznał, że nie wie, dlaczego tak się dzieje.– Przecież jakaś przyczyna musi być – nalegam. Poznanie przyczyny zniewolenia jest istotne. Jeżeli nie zostanie ona usunięta, modlitwa pomoże tylko na pewien czas, albo w ogóle nie da rezultatu. Młody człowiek zastanawiał się, ale nie odpowiadał. Postanowiłem, więc pomodlić się o światło dla niego i dla nas. I oto, gdy tylko uczyniłem znak krzyża, jakaś siła zaczęła gwałtownie przekręcać mu głowę w lewo i w prawo. Po chwili upadł i zaczął tarzać się po posadzce kaplicy

Modlitwy się przeciągały. Trzeba było cały czas trzymać go za ręce. Co jakiś czas przytomniał, wtedy można było z nim rozmawiać. Ale kiedy znowu zaczynaliśmy się modlić, konwulsje powracały. Nie mógł słuchać modlitwy Ojcze nasz. Najbardziej jednak działała na niego modlitwy różańcowa. Słysząc Zdrowaś Maryjo, wpadał jakby w szał. Poprzez zaciśnięte zęby powtarzał: – Tylko nie Maryja! Objawy zniewolenia opuściły go dopiero po wyspowiadaniu się i otrzymaniu rozgrzeszenia. Co mnie wtedy uderzyło? Jego lęk przed imieniem Maryi.



Anatol Kaszczuk, legionista Maryi, wielki apostoł modlitwy różańcowej w Polsce, wspomina:

"12 grudnia 1952 roku na plebanie w Białym Kościele przyszedł pustelnik z Kalwarii Zebrzydowskiej i poprosił proboszcza o spowiedź generalną. Pustelnik w habicie franciszkańskim był analfabetą. Proboszcz ksiądz Stanisław Proszak polecił mi przygotować go do spowiedzi generalnej. W czasie gdy czytałem mu rachunek sumienia wykrzykiwał nieprawdopodobne rzeczy. Nie pomogły upomnienia, że nie jestem spowiednikiem, tylko „maszyną do czytania”.

Wieczorem odmawialiśmy więc wspólnie różaniec o dobrą spowiedź dla niego. Podczas tej modlitwy przeszkadzał nam i w pewnej chwili wrzasnął, że jest diabłem. Ubrany w habit pustelnik okazał się opętany. Dowodów na to, potwierdzonych przez Rytuał Rzymski było bardzo dużo.

Następnego dnia rano pojechałem do ordynariusza diecezji księdza biskupa Franciszka Jopa. Po wysłuchaniu sprawozdania i przeczytaniu pisma proboszcza powiedział: „Możecie egzorcyzmować waszego opętanego Różańcem. Różaniec jest wystarczająco mocną bronią przeciwko całemu piekłu, nie tylko przeciw jednemu opętanemu”. Byłem rozczarowany, bo prosiliśmy o pozwolenie na duży egzorcyzm. Okazało się jednak, że wola biskupa była opatrznościowa. Gdy zdałem księdzu Proszakowi relację z wizyty w Kurii, powiedział: „ W ten sposób biskup mógł Różańcowi nadać moc egzorcyzmu”. Rzeczywiście, kiedy zaczęliśmy mówić Różaniec, przekonaliśmy się, że opętany tak samo reaguje na Różaniec, jak na egzorcyzm. Poznaliśmy moc Różańca. Okazało się też, że jeden opętany może mieć legiony diabłów. My, niewolnicy Niepokalanej, nie mogliśmy zostawić tego opętanego biedaka bez pomocy. Wiedzieliśmy, że mamy walczyć aż do zwycięstwa.

„Egzorcyzmowanie” Różańcem trwało od 12 grudnia 1952 do końca marca 1953 roku. Dopiero, gdy zaczęliśmy odmawiać Nieustanny Różaniec, zrozumieliśmy wreszcie, że modlitwy różańcowej z rozmyślaniami w formie egzorcyzmu nie możemy przerwać. W końcu marca 1953 roku nadszedł dzień zwycięstwa. Odmawialiśmy Różaniec bez przerwy, po odmówieniu piętnastej tajemnicy zaraz zaczynaliśmy pierwszą, i tak bez przerwy modliliśmy się siedemnaście i pół godziny. Dopiero wtedy pustelnik został uwolniony, płakał i dziękował całą noc. Odbyłem z nim pieszą dziękczynną pielgrzymkę z Białego Kościoła do Częstochowy. Poznałem, że Różaniec jest bronią niezwyciężoną, zwłaszcza Nieustanny Różaniec. Widzieliśmy potęgę i chwałę zawsze zwycięskiej Królowej Różańca Świętego.



Świadectwo egzorcysty z Katowic ks.Jarosława Międzybrodzkiego na temat znaczenia różańca w walce duchowej:

„Do mojego różańca przyczepiony jest medalik świętego Benedykta. Zawsze, gdy odmawiam spisaną na nim modlitwę, obserwuję bardzo gwałtowne reakcje złych duchów. Modlę się słowami z medalika: "Niech krzyż Chrystusa będzie mi światłem, niech szatan nie będzie mi przewodnikiem", a złe duchy szaleją. Dosłownie je roznosi...

Bardzo często odmawiam Różaniec w czasie egzorcyzmów. Choć rytuał nie przewiduje konieczności odmówienia tej modlitwy, egzorcysta może modlić się nią wedle swego uznania. Wybieram Różaniec, bo to bardzo skuteczna modlitwa. Kiedyś modliłem się długo nad zniewoloną kobietą. W pewnej chwili wyciągnąłem zwykły, drewniany różaniec i założyłem go na jej szyję. Tak jak korale. Reakcja złego ducha była natychmiastowa: – Ściągnij ten łańcuch – zaczął wrzeszczeć. – Parzy mnie, dusi! Błagał mnie o to przez kwadrans. Prawie wszystkie osoby zniewolone, które spotkałem, opowiadają, że mają ogromne problemy z modlitwą różańcową. Nie są w stanie jej odmawiać. Zaczynają kaszleć, odczuwać duszności. W pewnym małżeństwie, w którym zniewolona jest żona, można zaobserwować ciekawą sytuację. Siedzący w innym niż ona pokoju mąż dyskretnie zaczyna odmawiać Różaniec, a po chwili przybiega do niego żona z krzykiem: Co robisz ? Zwariowałeś ? ” (Moria napisał (a).

Źródło: http://www.fronda.pl/blogi/modlitewnik/przepis-na-sukces-codzienny-rozaniec,13329.html

„W moim doświadczeniu egzorcysty zorientowałem się, że demon żadnej modlitwy pozaliturgicznej tak nienawidzi, nie lęka się jej i unika, jak Różańca Świętego” (ks.Francesco Bamonte Przewodniczący Miedzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów).



Polski egzorcysta, od lat pracujący w Wielkiej Brytanii – ksiądz Piotr Glas, znany także z rekolekcji internetowych prezentowanych przez Youtube, których wysłuchały już miliony internautów, daje świadectwo o mocy Różańca w prowadzonych przez niego egzorcyzmach. „Zawsze zaczynałem od modlitw "Rytuału Rzymskiego" – mówi – ale potem dochodziło do walki duchowej. Taki egzorcyzm trwał nieraz 4-5 godzin bez przerwy... Miałem grupę pomocników ze sobą. To były niesamowite walki każdego z nas. Pamiętam, jak kiedyś ludzie odmawiali Różaniec, kiedy ujawnił się zły duch. Szatan mówił: "Przestań, to przekleństwo te pacierze"...

Zaczęli przyjeżdżać do mnie ludzie nie tylko z Anglii – wyznaje w przeprowadzonym wywiadzie - ale i z całego świata i mówili o nowennie Pompejańskiej. Pomyślałem, co to za nowenna Pompejańska ? O co w tym wszystkim chodzi ? Oni mówili: "Jestem tutaj dzięki nowennie Pompejańskiej".

Tych nowenn i modlitewek tyle jest różnych natworzonych, że jak tylko gdzieś jadę, zaraz ktoś mi wręcza tysiące różnych modlitw, objawień, że mam coś z tym zrobić... Odpowiadam: dajcie mi święty spokój. A tu jeszcze jakaś nowenna "Pompejańska" ? Może to ważne dla Pompejów, dla Włochów, ale nie dla nas. Kiedy ktoś mi powiedział: "Zaczęłam odmawiać nowennę Pompejańską i coś mnie do księdza tutaj skierowało", pomyślałem, że muszę to zbadać. Znalazłem ją w internecie, ale nie zgłębiłem dokładnie historii. Dopiero teraz wiem, kiedy przesłaliście mi książkę "Bartolo Longo. Od kapłana szatana do apostoła różańca", dlaczego jest tak ważna nowenna Pompejańska, a nie np. rzymska czy jakaś inna... Ale ta nowenna zaczęła niesamowicie działać jeszcze poza moją wiedzą...

Przyjeżdżali do mnie ludzie na rozeznanie jak do lekarza... Często mówiłem im: "Proszę mówić nowennę Pompejańską". Nie mówiłem ze szczegółami, ale tak po prostu. Także zachęcałem innych w czasie "leczenia duchowego" i oni słuchali tego polecenia, bo ta nowenna działa jak antybiotyk. Ale to potężnie ! Czasem ci ludzie przyjeżdżając mówili, że są po odmówieniu nowenny Pompejańskiej i chcą spotkać się ze mną, że znaleźli mnie przez przypadek. A ja wiedziałem, że tę osobę przysłała Maryja. Bardzo często te osoby doznawały wielu łask uwolnienia czy uzdrowienia.

W tym czasie zauważyłem, że to nie jest jakaś tam nowenna, tylko potężna modlitwa różańcowa. To mnie zaciekawiło, bo to jest Różaniec, bo to nie jest jakieś mówienie jakichś modlitewek jakiejś pani, która miała prywatne objawienie i teraz trzeba mówić je. Nie kwestionuję takich modlitewek, ale przez 54 dni modlę się nowenną Pompejańską. I ci ludzie, szczególnie Polacy na emigracji, mówią, że po wielu latach życia w moralnym szambie, znajdują czas na odmówienie tej modlitwy. Znajdują czas, by prosić Boga o pomoc. I modlą się trzema częściami Różańca codziennie.. To jest coś potężnego i fantastycznego. Zacząłem ludziom proponować tę modlitwę i rzeczywiście, owoców było bardzo dużo.

Pamiętam przypadek dwudziestokilkuletniej kobiety, która opowiadała, że weszła w takie bagno życiowe. Nagle znalazła w internecie nowennę Pompejańską. Zaczęła się nią modlić i mówi że "strasznie ją rzucało, bo szatan się wściekał"... Tak, Matka Boża działa niesamowicie ! Ta nowenna Pompejańska powinna być głoszona wszędzie” („Królowa Różańca Świętego” nr 4/2015 – tam znajdziesz obszerną całość).



„Współczesna kultura od dawna kultywuje ducha zemsty i nieprzebaczenia. Scenariusze wielu filmów opierają się na tej zasadzie. Nie demaskują jej, ale propagują i utrwalają. Czarna magia i duch zemsty królują także w kulturze masowej. Z przykładem możemy spotkać się już w kreskówkach dla dzieci oraz w grach komputerowych. Chrystusowe przebaczenie jest niemal powszechnie uznawane za oznakę pogardzanej słabości... Trudno przerwać ten zaklęty krąg powszechnej nienawiści, która czai się w czarnej magii... Pogańska wola mocy, chorobliwa ambicja, egoizm oraz pycha, nie pozwalają ludziom na rezygnację z tego ducha zemsty i odpłaty...

Niebezpieczeństwo magii przez lata było zamazywane najpierw przez ideologię komunistyczną, a obecnie przez relatywizm, głoszący względny charakter prawdy. Magii nie traktuje się poważnie. Stała się tematem szyderczo wyśmiewanym lub zwyczajnie wypartym ze zbiorowej świadomości. Tymczasem czynienie zła drugiemu przez magię jest możliwe... Przekleństwo czy klątwa, które są najczęściej spotykane w czarnej magii, należą do form meleficium. Tym bowiem, łacińskim terminem określa się w teologii czynienie zła poprzez magię. W klątwie będącej magią słowa, chodzi o czynienie zła na zasadzie złej intencji wzmocnionej przez działanie sił ciemności, często przypieczętowanej symbolicznym rytuałem. Niekiedy wystarczy jednak sama zła intencja, zła myśl, złe spojrzenie, złe słowo. Niepotrzebny staje się obrzęd. „...Istnieją przekleństwa zabójstwa, spowodowania opętania, spowodowania, że komuś nie pójdą interesy, spowodowania choroby” – jak stwierdza hiszpański demonolog ks.Jose Antonio Fortea... Bóg dopuszcza działanie klątwy i czarnej magii, ale zawsze ma je pod kontrolą. Czasami dobro człowieka i Swój zbawczy plan względem niego realizuje okrężną drogą...

Istnieją osoby nieustannie i jakby bez jasnej przyczyny dręczone przez choroby oraz różne dolegliwości psychiczne i fizyczne (trudne do jednoznacznej diagnozy). Zdarzają się też ludzie stale doświadczający nieszczęść osobistych, rodzinnych, fizycznych, ekonomicznych, moralnych. U wielu z nich można rozpoznać dręczenia szatańskie. Osoby te potrzebują szczególnie uważnej i kompetentnej pomocy duchowej... Pomoc duchowa jest tutaj konieczna i niezastąpiona, ale ksiądz Fortea dla osób, które sądzą, że padły ofiarą klątwy czy przekleństwa, proponuje wstępną, samodzielną drogę wyjścia, przede wszystkim zwracając uwagę na to, że „im bardziej ktoś się modli, tym bardziej jest chroniony przed wszelkimi wpływami tego rodzaju”.

Według niego należy codziennie odmawiać cały Różaniec, czytać Ewangelię oraz modlić się, choćby krótko, w kościele. Do tego można dodać inne praktyki jeśli problemy czy cierpienia nie ustępują: uczestnictwo we Mszy świętej (trzy razy w tygodniu), umieszczenie w domu pobłogosławionego krucyfiksu, posiadanie obrazu Maryi Dziewicy, modlitwa psalmami w ciągu dnia. Jeśli to wszystko nie pomoże, wtedy kapłan powinien odmówić modlitwę o uwolnienie...

Stosowanie czarnej magii w jakiejkolwiek formie (np. przekleństwa czy klątwy) jest realizacją najcięższych grzechów wobec Boga (idolatria) oraz człowieka (nienawiść)... Dlatego ten, kto uprawia czarną magię, prędzej czy później staje się jej ofiarą – i to w dużo większym stopniu niż ten, na którego magia była nakierowana. Dzieje się tak przez sam fakt współpracy ze złym duchem. „Demon będzie prześladował przede wszystkim przeklinającego i zamawiającego przekleństwa. Z pewnością właśnie ci ludzie będą prześladowani albo przez jakiegoś rodzaju wpływ demoniczny albo przez opętanie, albo przez choroby. Nigdy nie wzywa się demona na próżno” (ks.J.A.Fortea). (wg ks.dra hab.Aleksandra Posackiego SJ – demonologa, badacza duchowości, religii i sekt – fragm. art. „Klątwa niebezpieczną formą maleficium” - z książki „Skutki klątwy, przekleństw i złorzeczeń” – patrz bibliografia).

***

„Nie będąc jeszcze egzorcystą, uczestniczyłem w rekolekcjach na temat posługi modlitwy uwolnienia, prowadzonych przez księdza Rufusa Pereirę. Na zakończenie tych rekolekcji mieliśmy Mszę świętą z modlitwą o uzdrowienie. Pierwszy raz zetknąłem się wówczas z osobą opętaną. Nie bardzo potrafiliśmy sobie poradzić z tym przypadkiem. Niektórzy z nas odmawiali wówczas Różaniec. Osobiście mogłem się przekonać, jak Zły nie lubi tej modlitwy i Matki Najświętszej. Zło w osobie opętanej wiło się i wołało: „Ona tu jest ! Ona tu jest !”. Obecność Maryi dodała nam otuchy. Dotknięcie pobłogosławionym różańcem osoby opętanej powodowało jęki i skręty ciała. Finał należał do Boga przez posługę księdza Rufusa. Chwała Panu i cześć Maryi, Jego Matce !” (ks.Artur Adamczak – egzorcysta).

***

„Byłem świadkiem egzorcyzmowania pewnego dwudziestoletniego młodzieńca, którego musieliśmy w pewnym momencie związać, ponieważ rzucał się, kopał nogami, i machał wokół siebie rękami. Nasza grupa pomogła go najpierw obezwładnić, a potem związać. Cały czas potwornie wrzeszczał. Gdy kapłan kładł mu na głowę krzyż z różańcem, uspokajał się. Był nawet w stanie wypowiedzieć słowo: Bóg. Gdy tylko kapłan zabierał krzyż, objawy opętania wracały” (Czesław Ryszka „Spotkania z egzorcystami” str.154 – patrz bibliografia).



Dlaczego Pan Bóg posługuje się kawałkiem sznurka i zbieraniną drewnianych kuleczek? – To wielka tajemnica, którą opisuje Jan w 12 rozdziale swej Apokalipsy – opowiada ks.Międzybrodzki. – To opis potężnej duchowej walki między potomstwem Niewiasty a szatanem. Miałem kiedyś w czasie egzorcyzmów ciekawą sytuację. Zły duch przez osobę zniewoloną zaczął krzyczeć urywanymi zdaniami. Wrzeszczał, że sam nie wie, dlaczego boi się Maryi. Nie rozumie Jej. Nie jest w stanie pojąć tajemnicy Jej pokory. Myślę, że Pan Bóg ma prawo wywyższać, kogo chce i jak chce. Wybrał Miriam z Nazaretu, a równie dobrze mógł wybrać Rebekę z Jeruzalem. Obdarzył Ją nieprawdopodobną łaską i mocą. Na co dzień obserwuję, jak bardzo boi się Jej szatan. Ostatnio w czasie egzorcyzmów modliliśmy się z grupą modlitewną. Każdy trzymał w ręku różaniec. Osoba zniewolona zaczęła nagle krzyczeć: za dużo tych Różańców! Duszę się ! To ciekawe, że Zły zareagował nawet na różaniec jako przedmiot. Na poświęcony sznurek z paciorkami” (Moria napisał (a).

Źródło: www. fronda jw.

ŚWIADECTWA RÓŻAŃCOWYCH ZWYCIĘSTW NAD ZŁYM

„Wierzę w siłę modlitwy różańcowej i myślę, że potwierdzeniem tej siły jest jakaś dziwna bariera, którą wokół różańca czuć. Jakby jakiejś sile strasznie (nomen omen) zależało na niedopuszczeniu do jej praktykowania. Co najciekawsze, wszelkie opory i wydawałoby się nie do przekroczenia problemy (towarzyskie, czasowe, organizacyjne itp.) znikają w momencie rozpoczęcia modlitwy” (Bogdan Sadowski z „Posłańca Serca Jezusowego”)



Świadectwo Grzegorza Wacława „Dzikiego”, byłego warszawskiego anarchisty

„Kiedyś dostałem od Grześka Górnego medalik św. Benedykta - opowiada Grzegorz... Po jakimś czasie nocowałem u znajomych na Targówku. Kładąc się spać, zdjąłem ten medalik i położyłem na stoliku obok łóżka. W momencie kiedy już spałem, sparaliżowało mnie coś, nie mogłem się poruszyć ani nawet otworzyć oczu. Tylko doznanie takiej wszechogarniającej pustki, ciemności i zimna.

Chciałem krzyczeć o pomoc, przecież za ścianą spali znajomi, ale nawet najlżejszy szmer nie wydobył się z mojego gardła. Jakby zacisnęła się na mnie jakaś wielka łapa i ściskała z całej siły. Dotarło do mnie tylko, że ciągle mogę myśleć, pomyślałem więc: "Jezu, ratuj !", czy coś w tym stylu, i... nagle puściło. Byłem taki przerażony, że nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Złapałem więc różaniec, owinąłem sobie dookoła ręki i modliłem się na nim tak długo, aż zasnąłem. Podobnych, ciężkich doznań, póki co, mi oszczędzono, ale było kilka zdarzeń, w których brałem udział i na własne oczy mogłem się przekonać, jaką siłą dysponuje nasz przeciwnik. Ale Bóg zawsze pokazywał, że jest silniejszy” (Marcin Jakimowicz „Gość Niedzielny” nr 40/2008).



Podczas swojej wieloletniej posługi Jan Tul [Prezes Fundacji Tulliano, która prowadzi akcję „Różaniec dla więźnia”] doświadczył licznych cudów, które zdarzyły się za więziennymi murami. Mówi: „Nie jest łatwo żyć za kratami. Wielu osadzonych nie może pogodzić się z karą, którą przyszło im odbyć, innym sumienie nie pozwala zaznać spokoju. Pamiętam więźnia, który próbował skończyć ze sobą kilka razy. Połykał łyżki i inne przedmioty. Gdy akurat przybyłem do tego więzienia z różańcami, próbował targnąć się na swoje życie po raz kolejny. Wszystko przygotował, stryczek, krzesło, wystarczyłoby, żeby je kopnął i byłoby po nim. Gdy pracownik więzienia wszedł do celi, desperat stał na krześle, a w ręce trzymał różaniec. Nie skoczył. Zaczął płakać”. Innym razem pan Jan trafił do więźnia, który zachowywał się jak opętany. „Przybyłem do niego z różańcem, a z jego ust płynął taki potok bluzgów pod adresem Boga, że jeszcze nigdy czegoś takiego nie słyszałem. Postanowiłem jednak, że się za niego pomodlę. Ja odmawiałem różaniec, a on szalał. Gdy został przywiązany, tak się wyrywał, że poranił sobie ręce. Ale nie ustępowałem. Modliłem się coraz gorliwiej i (...) człowiek ten uwolnił się od mocy szatana. Walczyłem o niego, a Chrystus go uwolnił”. (Ita Turowicz).

Źródło: http://www.sieradz-praga.pl/index.php?mact=News,cntnt01,print,0&cntnt01articleid=408&cntnt01showtemplate=false&cntnt01returnid=244



„Nie zawsze jest tak, że szatan posługuje się bronią podsuwania złych myśli, gdyż przeważnie po prostu odsuwa to, co dobre, co pomogłoby nam w prawidłowym rozwoju życia duchowego.

Kiedy miałem 14 lat, wyjechałem z rodziną z Polski, by na stałe zamieszkać w Kanadzie. Tam, tęsknota za przeszłością wprowadziła mnie w depresję. Myśląc o dniu wczorajszym, zaniedbywałem swoje jutro. Byłem zły. Z czasem stałem się biernym ateistą, stopniowo, nieświadomie pozbywając się tego wszystkiego, co mnie budowało.

W wieku 16 lat zacząłem pić, palić, narkotyzować się, łamać prawo i zadawać się z nieodpowiednim towarzystwem. Potem odkryłem czarną magię i satanizm. Zacząłem słuchać „death” „black metalu”, i po trochu praktykować swoją nową wiarę, zachęcając do tego również moich kolegów. Na prawym ramieniu zrobiłem sobie tatuaż symbolizujący demona, który we mnie się wtedy narodził.

Moja mama zaczęła za mnie gorąco się modlić, ale ja kpiłem sobie z tego i śmiałem się z niej. A kiedy miałem 18 lat, zostałem aresztowany za rabunek i wkrótce wyrzucony ze szkoły. Byłem na dnie. Niedługo potem Pan Bóg dał znać, że wysłuchiwał modlitw mojej mamy i odtąd diabeł nie mógł już dłużej ukrywać przede mną prawdy. Powoli zacząłem zdawać sobie sprawę z mojej sytuacji.

Pewnej nocy stało się coś niewiarygodnego. Oglądałem film, w którego zakończeniu główna bohaterka poszła do spowiedzi. Usłyszała od spowiednika słowa: "Bóg zawsze do ciebie mówi, ale ty nie zawsze słuchasz". Zaintrygowało mnie to i zacząłem myśleć nad sensem tych słów tak głęboko, że zdecydowałem się sprawdzić ich autentyczność. Po raz pierwszy, patrząc w swoja przeszłość, zwróciłem się w pełni świadomie do Boga: "Panie Boże, jeśli naprawdę zawsze mówisz do mnie, to jestem gotów usłyszeć, co chcesz mi powiedzieć. I jeśli prawdą jest to, że istniejesz, kochasz mnie i zawsze mówisz prawdę, to jestem gotów pójść za Tobą, ponieważ nie mam już nic do stracenia". Chciałem się wyciszyć i słuchać. Na rozgrzewkę postanowiłem odmówić jedną dziesiątkę różańca, tak jak umiałem i aby pomóc w osiągnięciu odpowiedniej atmosfery, chciałem zapalić świeczkę.

W tamtym czasie byłem nałogowym palaczem, palącym prawie całą paczkę papierosów dziennie, ale dziwnym trafem zniknęły wszystkie zapalniczki. W języku angielskim słowo "light" znaczy "zapalniczka", jak również "światło". Nie mogąc znaleźć ognia zapytałem: "Where is my light ?"("Gdzie jest moja zapalniczka/moje światło ?"). Usłyszałem głos: "Jest w szufladzie twojego brata !". Otwarłem szufladę. Na wierzchu leżał obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej... Pan Bóg nie pokierował mnie do zapalniczki, ale pokazał mi moje Światło ! Usłyszałem, zrozumiałem i uwierzyłem. Szybko poczułem ciężar moich grzechów i zapłakałem, prosząc o przebaczenie, obiecując poprawę. Płakałem długo, jak małe dziecko, a kiedy przestałem – znalazłem zapalniczkę.

Zacząłem się modlić. Z moich ścian spadły plakaty satanistyczne, co mnie okropnie przestraszyło. Potem zgasła świeczka. Usłyszałem przeraźliwe drapanie czy dobijanie się do drzwi wejściowych. Sparaliżował mnie strach. W momencie, gdy otworzyłem drzwi, wszystko ucichło, a za drzwiami nic nie było, tak jakby niewidzialny ale słyszalny demon uciekł, bo w moim domu i sercu zamieszkał Bóg...” (Rafał „Cuda i łaski Boże” nr 9/2004 – tam znajdziesz całość).



„Jako gimnazjalista a później licealista przeżywałem dużo problemów. Alkoholizm mojego ojca oraz trwałe poczucie bycia słabym i niekochanym doprowadziły mnie do tego, że zacząłem szukać jakiegoś źródła siły. Początkowo była to muzyka blackmetalowa. Zmiany w moim zachowaniu i ubiorze były bardzo widoczne dla otoczenia. Później zacząłem interesować się okultyzmem, wampiryzmem i innymi treściami przekazywanymi przez zespoły metalowe. Ściany mojego pokoju pokryte były plakatami z wokalistami, pentagramami itp. Był tam nawet obraz płonącego kościoła. Nie obyło się także bez fascynacji nazizmem. Wszystko to było ogromną demonstracją siły, która miała sprawić, że ludzie czuliby do mnie szacunek. Trwałem w tym stanie około 5 lat.

Sytuacja w domu była coraz gorsza. Punktem kulminacyjnym było odejście od nas mojej mamy. Załamałem się. Nie wiedziałem, gdzie szukać pomocy. Przypadkiem spotkałem na katechezie księdza katolickiego, który dostrzegł moje problemy. Po kilku rozmowach zaproponował mi zmianę, wybranie Jezusa na Pana mojego życia. Nigdy nie uważałem się za satanistę, ale tak się zachowywałem, byłem przesiąknięty treściami demonicznymi. Bardzo się bałem pójść za Jezusem, ale On był wtedy jedyną moją nadzieją. Podczas spotkania ze wspólnotą „Mamre” usłyszałem słowa: „Kładę przed tobą życie i śmierć, miłość i nienawiść, dobro i zło”. Po tym spotkaniu postanowiłem się nawrócić. Wtedy pojawiły się pierwsze manifestacje. Miałem problem z pójściem do kościoła. Blokował mi się język na modlitwie. Traciłem panowanie nad sobą, czułem się tak, jakbym zwariował. Odbyła się wtedy nade mną pierwsza modlitwa o uwolnienie. Myślałem, że to już koniec, a to był dopiero początek...

W grudniu 2007 roku pojawiła się pierwsza potrzeba egzorcyzmu. Po uprzednim spotkaniu z psychiatrą, który stwierdził brak psychozy czy schizofrenii, przyszedł czas na modlitwę. Po czterech spotkaniach z egzorcystą miałem nadzieję na wolność, ale doświadczyłem jej tylko czasowo. Kolejne przejawy działania Złego pojawiły się podczas spotkania z o.Johnem Bashaborą... Potem przez prawie rok miałem spokój aż do spotkania z Damianem Staynem w ramach szkoły charyzmatów. Tam znowu Zły ujawnił swoją obecność podczas modlitwy uwolnienia od siedmiu grzechów głównych oraz okultyzmu, magii i spirytyzmu...

20 września 2010 roku odbył się ostatni egzorcyzm. Niewiele pamiętam. Ocknąłem się podczas Różańca, czując niesamowitą radość i miłość. I ostatnie słowa wypowiedziane przeze mnie: „Ja, Rafał, świadomie i dobrowolnie wyrzekam się decyzji o słuchaniu zespołu Behamoth i ostatecznie, nieodwołalnie oddaję się Bogu, ojcu memu. Amen. Amen”.

W całym procesie uwolnienia towarzyszyła mi modlitwa różańcowa. Przy którymś egzorcyzmie mój różaniec został rozerwany w trakcie szamotaniny z kolegą, który pomagał w utrzymaniu mnie w czasie modlitwy. Na tyle, na ile pamiętam, Różaniec był odmawiany przez przyjaciół w drodze na modlitwę. Najmocniej w pamięci utkwiła mi ta modlitwa różańcowa, którą odmawiał Wojtek z Torunia, siedząc na mnie podczas egzorcyzmu. . Przez wszystkie te wydarzenia, Różaniec stał mi się bliski. Podczas jednego z wywiadów ks.Jarosław Międzybrodzki powiedział, że Różaniec to ciężki kaliber w walce ze złym duchem. Po swoich doświadczeniach wiem, że to prawda...” (Rafał „Ciężki kaliber w walce ze złem” - „Egzorcysta” nr 10(14) październik 2013 – tam znajdziesz całość).



„Byłem wychowany w wierze katolickiej. W szkole podstawowej rówieśnicy wyżywali się na mnie, gdyż byłem najmniejszy i najsłabszy. Chcąc się na nich zemścić zacząłem szukać siły w świecie złych duchów. Próbowałem je wywoływać. Kupiłem sobie nawet amulet śmierci, aby ściągać, kiedy zechcę, jakieś nieszczęścia. W tym czasie stawałem się coraz bardziej impulsywny, nadpobudliwy, kłótliwy, wręcz nie do wytrzymania. Byłem zadufany w sobie i zawsze chciałem mieć rację. Stałem się wielkim buntownikiem przeciwko wszystkiemu, co nie było po mojej myśli. Powoli odchodziłem od wiary.

Na polecenie rodziców, abym poszedł do kościoła, stawałem się agresywny. W końcu przestałem do niego chodzić. Na dobre oddaliłem się od Boga mając pewność, że żyję jak chcę. Zaczęło mnie pociągać życie nocne, imprezki, alkohol i wszystko, co się z tym wiąże. Było ze mną coraz gorzej. Po pewnym czasie zacząłem popadać w silne stany lękowe, myśli samobójcze; pojawiły się natręctwa seksualne.

Jednak Bóg o mnie nie zapomniał. Któregoś dnia zachorowała moja pedagog, a ja bardzo chciałem, żeby wyzdrowiała. Po raz pierwszy od wielu lat tknęło mnie, by wziąć różaniec, choć nie bardzo wiedziałem, jak się na nim modlić. Czułem wielkie opory przed modlitwą, które objawiały się nagłą sennością, nawet omdleniem. Mogłem wypowiadać słowa modlitwy, jednak ich kompletnie nie rozumiałem. Towarzyszyły mi duże rozproszenia, co potęgowało we mnie ogromną niechęć, a nawet narastającą irytację. Ale mimo trudności podjąłem walkę.

Pewnej nocy miałem sen, że spadam w dół, a Pan Jezus mnie łapie. Po tym śnie poczułem ogromne pragnienie powrotu do Boga i uświadomiłem sobie, jak daleko od Niego odszedłem. Zacząłem szukać ratunku, ale powrót nie był taki łatwy. Otwarcie na Złego ma swoje konsekwencje. I te wiązały się z nagłymi lękami, burzą sprzecznych myśli... To stawało się uporczywe. Wraz z tym przyszło nagłe poczucie jakiejś niewidzialnej obecności, która przeszywała mnie niezrozumiałym strachem. To potęgowało silne stany depresji, koszmary senne, a dalej, niezrozumiałą wewnętrzną nienawiść względem innych ludzi, aż do całkowitego opanowania przez myśli samobójcze. Najbardziej zdumiewające było to, że kiedy któregoś dnia wracałem do domu, ktoś na domofonie w moim bloku niewidzialną ręką wycisnął trzy szóstki, które, jak wiadomo, oznaczają liczbę diabelską. Wtedy w mojej głowie pojawiła się uporczywa myśl: "Nie śpij, ja czuwam". Było coraz gorzej, miałem tego wszystkiego dość !

Koleżanka poradziła mi wizytę u księdza egzorcysty, który – jak twierdziła – jej też pomógł. Opowiedziała mi o swojej historii i dziwnych stanach psychicznych, jakie miała. Kiedy jej wysłuchałem, zrozumiałem, że wiele z tego dotyczy mnie. Poczułem wewnętrzną ulgę, że jest wreszcie ktoś, kto mnie rozumie i pomoże mi. Rzeczywiście, dopiero po kilku spotkaniach z tym księdzem, jedno zakończyło się modlitwą uwolnienia i po raz pierwszy poczułem prawdziwy pokój w sercu... Nigdy nie zapomnę tej radości i wolności, jaką wtedy poczułem. Ustąpiły natręctwa, złość, gniew, pragnienie zemsty, niszczenia ludzi i całe to zło wtedy we mnie tkwiące. Moje życie z dnia na dzień zaczęło się zmieniać...” (Darek „Pragnienie powrotu do Boga”; „Królowa Różańca Świętego” nr 2/2013 – tam znajdziesz całość).



„Już któryś raz odmawiam nowennę Pompejańską. Jestem osobą zniewoloną, poddaną egzorcyzmom. W ostatnim czasie zaczęłam błaganie o moje uwolnienie spod władzy diabła. Choć nie nastąpiło uwolnienie, to nastąpiła wielka poprawa i w dniu, kiedy kończyłam część błagalną, otrzymałam wielką łaskę. Przez całą część błagalną była prowadzona przez ogień, przechodziłam prawdziwe oczyszczenie, uzdrowienie, poszukiwanie głębokiej więzi z Bogiem. Ten czas, mimo trudności wynikających z obecności złego ducha, był jakby moim czasem z Jezusem. Wiele zaczęło się zmieniać i polepszać. Był to okres wielkich cudów i doznawania żywej obecności Boga w moim życiu.

Chociaż wielkie nadzieje wiązałam z dniem 14 sierpnia (wtedy kończyła mi się część błagalna i wypadał kolejny egzorcyzm), Pan Jezus, jakby na spowiedzi, wytłumaczył mi, co się dzieje. Kapłan, który udzielał mi sakramentu, nic nie wiedział o tym, że odmawiam tę nowennę ani jakie błagania zanoszę do Boga, a w trakcie udzielanej nauki po wyznaniu grzechów, powiedział: „My czasem Boga o coś bardzo prosimy, ale On wie, że w tym czasie to nie byłoby dla nas dobre. Czasem musimy dojrzeć, abyśmy otrzymali to, o co błagamy. Bóg nie mówi, że nie, ale że jeszcze nie teraz”. Długa to była nauka, właśnie na podstawie tego, jak powinno się podchodzić do modlitw nie wysłuchanych od razu. Poradził mi modlić się modlitwą „Ojcze nasz” i „Ojcze, ja Ciebie proszę o wiele rzeczy, ale niech się dzieje wola Twoja”.

I choć 14 sierpnia nie nastąpiło uwolnienie, to był to najpiękniejszy egzorcyzm jaki miałam, najpiękniejsza łaska, jaką mogłam otrzymać. Byłam egzorcyzmowana w obecności Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie, a moje serce było jakby przywiązane stułą do Niego. On był przy mnie mimo gwałtownych manifestacji złego ducha, krzyków, wrzasków itp. . Mimo ogromnych cierpień, panowała atmosfera miłości, pokoju i spokoju. Jezus był tak blisko, tak namacalny, a jednocześnie ukryty. Był to największy cud nad cudami, jaki mi Maryja mogła wyprosić w tym dniu.

Ufajcie Maryi, Ona prowadzi do Jezusa. Odmawiajcie nowennę Pompejańską, gdyż jest to modlitwa godna bezgranicznej ufności w orędownictwo Niepokalanej” (Kasia „Królowa Różańca Świętego” nr 3(3) str. 12 jesień 2012).



„Jakiś czas temu odmawiałam nowennę pompejańską w intencji uwolnienia mnie i mojego syna. Zanim się urodził oddałam go złemu duchowi, a potem nawróciłam się i bardzo żałowałam tego, co zrobiłam.

Kiedy się nawróciłam, zły duch nie dawał mi spokoju, wciąż czułam jego obecność, mojemu synkowi też przeszkadzał, gdyż dziecko w nocy budziło się z krzykiem. Gdy chciałam wyznać ten grzech kapłanowi, bardzo się wściekał i groził mi, ale cały czas czułam opiekę Matki Najświętszej. Gdyby nie to, to chyba bym umarła ze strachu tej nocy.

Po spowiedzi świętej, z nakazu kapłana ofiarowałam Komunię świętą w intencji uwolnienia, ale mimo, że czułam, iż doświadczam wielu łask od Pana, to wciąż czułam obecność złego ducha. Poprosiłam Maryję, aby znajomy ksiądz egzorcysta w modlitwie o uzdrowienie, modlił się właśnie za nas ! I tego dnia stał się prawdziwy cud, bo choć nie byłam na tej Mszy świętej, gdyż nie miałam możliwości, to w czasie, kiedy trwały modlitwy o uzdrowienie, a ja modliłam się właśnie modlitwą pompejańską o uwolnienie, poczułam nagle jakieś ciepło i wewnętrzny pokój, i jakby jakiś wielki ciężar spadł mi z serca. Od tego czasu czuję się wreszcie wolna, a moje dziecko wreszcie śpi spokojnie.

Jakże jesteś łaskawa i dobra, Maryjo, że wyrywasz człowieka nawet z takich zakrętów życiowych i ratujesz nawet tak niegodne dusze. Chwała Ci, Maryjo ! I Tobie, postrachu duchów piekielnych, święty Józefie, bo to również Twoja zasługa !” (Marta „Królowa Różańca Świętego” nr 4(8) str. 37 zima 2013).



„Moja mama określa siebie mianem "niepraktykującej". Ojciec wyjmuje z religii tylko to, co pasuje mu do jego własnej filozofii. Moi rodzice pojawiali się w kościele tylko od wielkiego dzwonu: Przeważnie na ślubach, chrzcinach czy pogrzebach. Ja też zostałem ochrzczony. Gdy miałem zaledwie kilka lat, w mojej rodzinie działo się już bardzo źle. Ojciec nadużywał alkoholu. Wpadł w długi i stracił swoją firmę. Niestety, zamiast trzeźwieć i wziąć się w garść, popadł w jeszcze większe pijaństwo. Mama zareagowała na to w sposób najgorszy z możliwych: złością, płaczem, histerycznym krzykiem. Codziennie słuchałem kłótni, awantur, wyzwisk, trzasku rozbijanych o ścianę przedmiotów...

Zawsze byłem dzieckiem nie śmiałym, zalęknionym, ucieczką stała się dla mnie bujna wyobraźnia. Zamknąłem się więc w swoim świecie, a moim najlepszym "przyjacielem" stał się telewizor. Nowością była wtedy telewizja kablowa. Kilkadziesiąt kanałów, a w nich kreskówki od rana do nocy. Bajki pełne bezsensownej przemocy – przeważnie uczące niechrześcijańskich wzorców, wartości i postaw. Telewizor miałem w swoim pokoju, więc włączałem go, kiedy chciałem. Pewnej nocy trafiłem na pornografię. Poczułem lęk i wstyd, ale jednocześnie podniecenie. Później, zwłaszcza w chwilach stresu, myślałem, żeby zobaczyć to znowu. W nocy włączałem telewizor i szukałem obrazów, które wywołują we mnie pobudzenie. Szybko wpadłem w nałóg onanizmu... U Pierwszej Komunii świętej byłem, z tym, że nie bardzo wiedziałem o co chodzi. Podobnie miała się rzecz z bierzmowaniem.

Do sakramentu bierzmowania przystąpiłem świętokradzko. Na spowiedzi nie wyznałem grzechu masturbacji i oglądania pornografii. Nie wyznałem, gdyż to był już u mnie nałóg, a ja wcale nie chciałem z nim zerwać. I wtedy zaczęły się moje problemy. Zapragnąłem poczuć, jak to jest na żywo z dziewczyną i szukałem okazji, by to pragnienie zrealizować. Jednocześnie miałem ogromny problem z nawiązywaniem kontaktów, co dodatkowo potęgowało moją frustrację. Zacząłem pić, palić, wagarować, uciekać z domu. Przystałem do subkultury punków. Nosiłem irokeza i glany, słuchałem ostrej, szalonej muzyki. Wymykałem się z domu żeby jeździć na koncerty.

Oazą wolności wydawał mi się wówczas Przystanek Woodstock. Byłem tam w sumie dziewięć razy i dopiero teraz, z perspektywy czasu widzę, jak wiele zagrożeń duchowych (i nie tylko duchowych) czyha tam na nieświadomych niczego nastolatków. Na pewnym etapie gorliwie wierzyłem w anarchizm. Byłem przekonany, że świat można zmienić na lepsze poprzez rewolucję. Własnymi siłami – bez Boga, i że Kościół katolicki jest główną ku temu przeszkodą, toteż nienawidziłem Kościoła. Dopuszczałem się bluźnierstw i profanacji. Znieważałem symbole religijne, miejsca i przedmioty poświęcone. Ubliżałem księżom i zakonnicom, szydziłem z Jana Pawła II... Nie było dla mnie żadnych świętości. Dokuczałem wartościowym młodym ludziom z ruchu oazowego, którzy próbowali mi pomóc. Szydziłem z ich wiary. Wyśmiewałem to, że się za mnie modlą.

Gdy skończyłem 18 lat, rzuciłem szkołę i wyniosłem się z domu... Żyłem na ulicy jak włóczęga. Jeździłem po Polsce pociągiem na gapę. Piłem, co się dało. Codziennie się upijałem; żebrałem i kradłem, żeby mieć pieniądze na używki... Po dwóch latach takiego życia, stałem się totalnym żulem... Śmierdzący, zarośnięty, brudny, zawszony... Po pewnym czasie stwierdziłem, że już dłużej tak nie chcę, że przestaję pić. Udało mi się przerwać ciąg. Nie chodziłem tam, gdzie przebywali znajomi pijący, ale poznałem nowe towarzystwo, nałogowo zażywające amfetaminę. Oczywiście, wpadłem w to. Potrafiłem nie spać i nie jeść siedem-osiem dni z rzędu... Którejś nocy po takim maratonie poczułem, że ktoś jest obok mnie. Poczułem obecność kogoś bardzo złego. To był demon. Niewidzialna istota złapała mnie za gardło i zaczęła mnie dusić. Czułem, że umieram, że zapadam się w ciemność... Demon zabierał mnie do piekła.

Wtedy pierwszy raz w życiu zacząłem się modlić: "Ojcze nasz, któryś jest w niebie...". Pamiętałem to jeszcze z dzieciństwa. Bardzo chciałem żeby Bóg był. Wcześniej mówiłem, że Go nie ma, że to kłamstwo, legenda, bajka. A teraz bardzo chciałem żeby był. I był ! Kiedy wypowiedziałem słowa: "ale zbaw nas ode złego. Amen.", demon puścił mnie i zniknął. Byłem przerażony, ale żywy. Wtem oślepił mnie błysk światła i usłyszałem głos jak grzmot, dochodzący jednocześnie z każdej strony: "Wstań !". Pamiętam, że to wydarzyło się w niedzielę, w kwietniu 2006 roku. Była to niedziela Miłosierdzia Bożego... Tej nocy przestałem ćpać. Nigdy więcej nie "przygrzałem". Znowu zapragnąłem zmienić swoje życie.

Zacząłem szukać Boga. Chciałem wiedzieć kim On jest i dlaczego uratowała mnie Jego osobista interwencja. Przecież zasługiwałem na piekło. Niestety, zwodzony przez złego ducha szukałem Boga wszędzie, tylko nie w Kościele. Niedługo potem poznałem pewną dziewczynę. Oszalałem na jej punkcie. Owładnęła mną zwierzęca żądza. Szantażem emocjonalnym zmusiłem ją do współżycia. Odebrałem jej dziewictwo. To dla mnie jeden z największych wyrzutów sumienia. Do dzisiaj strasznie mnie to boli i, niestety, zawsze będzie... Po pewnym czasie poznałem nową dziewczynę. Uciekła z domu i nie miała gdzie mieszkać, więc wziąłem ją do siebie, aby nie błąkała się po ulicach. Zakochaliśmy się w sobie i żyliśmy na wzór małżeństwa, ale jak się coś buduje na grzechu, to wcześniej czy później, musi się rozpaść. Nasz związek przetrwał dwa lata ale rozpadł się głównie z mojej winy. Ona lubiła wypić, a ja, kiedy za dużo wypiłem, stawałem się strasznie agresywny. Nie panowałem nad sobą. Zachowywałem się jak zwierzę. Przestawałem być sobą, gdyż jakby coś przejmowało nade mną kontrolę... Czułem wtedy jakiś rodzaj władzy nad innymi ludźmi, ponieważ okropnie mnie się bali...

Któregoś dnia... gdy przechodziłem podpity z dziewczyną pod rękę koło klasztoru karmelitów, brama była otwarta. Stał w niej brat zakonny, a może anioł ? "Pochwalony Jezus Chrystus" – powiedziałem i zapytałem, czy mógłby mi podarować Pismo Święte, bo bardzo chciałbym je przeczytać, a nie stać mnie na to, żeby je sobie kupić. Ku mojemu wielkiemu zdumieniu brat odrzekł: "Poczekaj, zaraz ci przyniosę". Wszedł do budynku i za trzy minuty wrócił z Biblią w ręku. Rozmawialiśmy chwilę. Przyznałem się przed nim, że żyję z dziewczyną bez ślubu i że utrzymujemy się głównie z kradzieży w sklepach. Opowiedziałem mu też o swoim dawnym spotkaniu z Bogiem; o tym, że wciąż Go szukam i mam przeczucie, że w Piśmie Świętym zawarta jest prawda o Nim, dlatego pragnę je przeczytać. Wtedy zakonnik posmutniał i powiedział: "Rzeczywiście, powinieneś to przeczytać. Proszę !" – po czym podarował mi księgę.

Pod wpływem lektury Pisma Świętego moje myślenie zaczęło się zmieniać. Obudziło się we mnie sumienie. Stwierdziłem, że nie można tak żyć, że trzeba to zmienić. Najpierw przestałem kraść... Ale w lecie znów pojechałem na Przystanek Woodstock. Stałem przy drodze, popijając piwo, a tu drogą idzie ksiądz w purpurze, biskup. Krzyknąłem: "Pochwalony Jezus Chrystus !". Biskup podszedł do mnie, aby porozmawiać. W którymś momencie ułożył ręce nad moją głową i zaczął wzywać Ducha Świętego. Mówił bardzo szybko, natchnionym głosem, z mocą. Mówił, że Duch Święty mnie prowadzi, że Maryja Dziewica zawsze jest przy mnie i że wszyscy aniołowie i święci będą mnie chronić. Przykazał mi też, żebym modlił się na różańcu, bo to będzie moja tarcza. Na koniec nakreślił na moim czole znal krzyża...

Jesienią wróciła do mnie moja dziewczyna. Znowu uciekła z domu. Ucieszyłem się, że wróciła, ale nie potrafiliśmy się już porozumieć... Wkrótce nasz dziwny związek zakończył się definitywnie... Po rozstaniu z nią, znowu wpadłem w ciąg alkoholowy. Piłem straszliwie. Trzy miesiące w ogóle nie trzeźwiałem... 1 stycznia 2010 roku stwierdziłem, że mam już dość; że nie mogę już pić, bo się wykończę... Powiesiłem na ścianie obrazek Jezusa Miłosiernego. Padłem na kolana i powiedziałem: "Jezusie, raz mnie już uratowałeś. Znowu potrzebuję pomocy, bo ja już nie mogę ! Nie wiem, po co żyję". Nie wiem, co mam robić. Nie wiem, kim jestem. Zrób coś ! Pomóż mi ! Jezu, ufam Tobie ! Odstawiłem alkohol. Po kilku dniach stwierdziłem, że palenie bardzo mi szkodzi. Znowu się pomodliłem: "Panie Jezu, daj mi siłę, żebym zerwał z tym nałogiem". Rano wstałem i nie chciało mi się palić.... Zacząłem też modlić się regularnie: rano i wieczorem oraz codziennie czytać Pismo Święte. Przeczytałem je całe – od początku do końca. Potem jeszcze raz Nowy Testament. Później cztery Ewangelie i Dzieje Apostolskie... Zrozumiałem, że tym Kościołem założonym osobiście przez Jezusa jest Kościół katolicki. Że tylko Kościół katolicki kontynuuje naukę apostołów. Że tylko tutaj Pan Jezus obecny jest w całej pełni. A skoro tutaj jest Pan Jezus, a ja chcę trzymać z Nim, to muszę pojednać się z Kościołem i na powrót stać się jego członkiem.

Pomyślałem o spowiedzi, o tym, że powrót do Kościoła oznacza wyrzeczenie się wszelkiego grzechu. Ćpanie miałem dawno za sobą. Marihuanę też. Alkohol i papierosy też. Przyszedł czas, żeby zmierzyć się z nieczystością... Po odejściu od konfesjonału poczułem się wolny. Pomyślałem, że to dziwne. Całe życie szukałem wolności. Wolność była dla mnie najważniejsza. Zobaczyłem nagle, że to, co oferuje świat, to tylko złudzenie wolności, a tak naprawdę, to zniewolenie. Tymczasem Chrystus dał mi wolność prawdziwą: wolność od grzechu, wolność do czynienia dobra. Przed spowiedzią bałem się, że coś stracę. Tym czasem nic nie straciłem, a bardzo wiele zyskałem. I tak jest zawsze, kiedy słucham głosu sumienia. Ilekroć zaufałem Panu, nigdy się nie zawiodłem...

Od czasu tej spowiedzi generalnej, gorliwie uczestniczę w praktykach religijnych. Przeważnie jestem na Mszy świętej częściej niż raz w tygodniu. Na każdej Eucharystii przystępuję do Komunii świętej. Często korzystam z sakramentu pokuty i pojednania. Dużo modlę się – przede wszystkim na różańcu. Codziennie odmawiam koronkę do Miłosierdzia Bożego i oczywiście, codziennie karmię się Słowem Bożym. W każdą środę i w każdy piątek poszczę o chlebie i wodzie w intencji nawrócenia zatwardziałych grzeszników i uwolnienia osób opętanych...” (Adrian, 28 lat „Powrót syna marnotrawnego” – „Miłujcie się” nr 2/2015 – tam znajdziesz całość).



„Modlitwa różańcowa odegrała bardzo ważną rolę w moim nawróceniu. Po kilku latach intensywnego życia religijnego przeżyłem okres odejścia od wiary. W tamtym czasie interesowałem się i wszedłem w kontakt z ezoteryką, medytacją buddyjską, wschodnimi technikami „wyciszenia”, telekinezą - a więc zagrożeniami duchowymi, grzechami przeciw pierwszemu przykazaniu. Jednak wówczas nie widziałem w nich zła, myśląc, że nie szkodzą one mojej relacji z Panem, przeciwnie, poszerzają mój horyzont duchowy. O tym, jak bardzo się myliłem, przekonałem się podczas rekolekcji prowadzonych przez o. Jamesa Manjackala, Hindusa, na które została zaproszona schola, w której śpiewałem. Choć miałem intelektualną świadomość, że to, co się na nich dzieje - uzdrowienia, moc modlitwy, głoszone Słowo - jest prawdziwe, w sercu czułem barierę, która nie pozwalała mi się modlić, uwierzyć sercem. W czasie trwania tych rekolekcji ujawniało się też dużo opętań, czym byłem przerażony. Nie rozumiałem niepokoju, który wtedy czułem, był dziwny, obcy. Po powrocie do domu miałem kłopoty ze snem, śniły mi się jakieś potworne sceny. Intuicyjnie wziąłem do ręki różaniec i zacząłem się modlić - wtedy przyszedł spokój.

Okres odejścia pozostawił jednak we mnie głębokie rany. W procesie nawrócenia złe emocje i lęki powracały, stanowiąc przeszkodę w otwarciu się na Pana Boga, w zaufaniu Mu, pozwoleniu się dotknąć. Zdarzało się, że budziłem się w nocy z wyraźnym niepokojem, czułem agresję skierowaną w moją stronę, miałem sugestywne, złe sny. Ratunku szukałem wtedy w Różańcu - modliłem się do Maryi, zasypiałem z różańcem w ręku, pod poduszką. Pomagało. Zacząłem wtedy każdego dnia chodzić na Mszę świętą, przyjmować Eucharystię, często się spowiadać. Starałem się też codziennie modlić Różańcem, wszędzie go ze sobą nosić. Kiedy pewnego dnia podczas odmawiania Różańca szczególnie ciężko było mi się modlić, przyszła mi do głowy myśl, że Matce Najświętszej mogę zaufać, że Ona jest tak dobra i tak kochająca, iż mogę się przed Nią otworzyć, powierzyć nawet ze swoimi ranami. To Ona prowadziła i prowadzi mnie do Jezusa i, jak wierzę, nieustannie chroni mnie przed złem. Innym doświadczeniem mocy Maryi, jakim mogę się podzielić, jest modlitwa nad osobą opętaną z kapłanem egzorcystą. Widać było, że modlitwa Zdrowaś Mario bardzo mocno działała na tego człowieka, reagował na nią gwałtownie. Niestety, ostatecznie nie zgodził się na przeprowadzenie egzorcyzmu, ale widać było, że modlitwa do Najświętszej Matki ma potężną moc" (Piotr http://www.rozaniec.dominikanie.pl/025.html#top).



Joga doprowadziła mnie do przedsionka piekła

„Kiedy miałam dziewiętnaście lat, bardzo interesowałam się jogą. Zgłębianie jej zaczęłam od ćwiczeń, które miały usprawnić moje ciało, ale później ćwiczyłam również moją psychikę, bo tego wymagało pełne zaangażowanie się w jogę. Kupowałam książki, gazety, czytałam, jak krok po kroku dojść do „wielkiego szczęścia”, czyli do połączenia się z wszechświatem.

Ćwiczyłam intensywnie, dzień w dzień, przez wiele godzin. Po trzech latach potrafiłam zgromadzić energię w każdej czakrze bez większego trudu. Teraz należało ją zebrać w jednym centralnym miejscu i otworzyć się na wszechświat. Obiecywano, że jest to szczyt dążeń jogi. Byłam gotowa. Nadszedł wieczór, kiedy byłam sama i nikt mi nie przeszkadzał. Chciałam zasmakować tego szczęścia. Udało mi się szybko zebrać całą energię; moje ciało było strasznie ciężkie, bez czucia, jakby obce. Czułam, jak z niego wychodzę, jak jest mi lekko, dobrze… Moim celem było połączenie się z jakąś bliżej nieokreśloną energią, która miała dać mi obiecane szczęście… Naraz poczułam, że coś zaczyna mnie wchłaniać, coś strasznego, czarnego. Nie mogłam się uwolnić, a tak chciałam już wrócić z powrotem! Nie umiem opisać strachu, przerażenia, rozpaczy – chciałam wrócić do swojego ciała, a „to” mnie wciągało coraz mocniej i mocniej. Pomyślałam, że to chyba jest piekło i myśl moja powędrowała do dobrego Boga. W tym samym momencie wróciłam z powrotem. Do rana leżałam jak sparaliżowana; zlana zimnym potem, bałam się własnego oddechu. Miałam wrażenie, że przez chwilę byłam w piekle lub czymś, co to przypomina, pomimo wszelkich podręcznikowych zapewnień, że spotkać mnie miało wymarzone szczęście.

Kiedy ćwiczyłam jogę, moje życie układało się gładko. Miałam nawet pewne zdolności, np. wiedziałam, co się wydarzy, jak skończy się dana sytuacja życiowa znajomych, jak przebiegnie egzamin… Bawiło mnie to, ale i dawało jakieś poczucie wyższości nad innymi, bo ja potrafiłam wiele rzeczy przewidzieć, a oni nie. Nie zastanawiałam się wówczas, skąd to mam, było mi z tym po prostu wygodnie i to wystarczało. Wszystko się zmieniło po tej pamiętnej nocy. Postanowiłam zerwać definitywnie z jogą i nie mieć z tym już nic wspólnego. Najgorsze było to, że nie mogłam o tym z nikim porozmawiać – bałam się posądzenia o chorobę psychiczną czy o zdziwaczenie, bo przecież wszyscy wiedzieli, co obiecywały mi podręczniki jogi.

Nigdy już do tej praktyki nie wróciłam, ale w moim życiu zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Czułam, jak gdyby coś, co mi do tej pory sprzyjało, zaczęło mnie niszczyć. Byłam wychowana w wierze katolickiej, codziennie się modliłam, uczęszczałam co niedzielę na Mszę św., choć robiłam to bardziej z przyzwyczajenia i tradycji niż z potrzeby serca. Teraz każde pójście do kościoła było dla mnie katuszą. Już w drodze na Mszę św. było mi słabo, miałam wrażenie, że coś zabiera mi siły. Zawroty głowy, słabość w nogach, mdłości pojawiały się nagle i nie chciały mnie opuścić, a przecież byłam zdrowa fizycznie. W kościele stawałam zawsze przy drzwiach wyjściowych, bo nie byłam w stanie wejść w głąb. Wiele razy podsuwano mi krzesło, widząc jak bardzo jestem blada. A ja nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Zaczęłam spóźniać się na Msze św., żeby skrócić sobie katusze, którym byłam poddawana. Stałam się nerwowa, noce stały się dla mnie koszmarem, miałam wrażenie, że coś zabiera mi siły i życie. To trwało ponad trzy lata; byłam u kresu sił i podupadałam już na zdrowiu. Nadal bałam się o tym komukolwiek powiedzieć, a bardzo potrzebowałam pomocy, tym bardziej, że nachodziły mnie coraz częściej myśli podsuwające jedyny, zdawać by się mogło, sposób na uwolnienie się z tego koszmaru – śmierć.

Już jako dziecko żywiłam szczególnie ciepłe uczucie do Matki Bożej, przynosiłam jej kwiaty do ołtarza, rozmawiałam z Nią. Wiele lat temu obiecałam bliskiej mi osobie, że codziennie zmówię choć część Różańca. Słowa dotrzymałam, choć kończyło się to przeważnie na jednym „Zdrowaś Mario”. I właśnie podczas tego „Zdrowaś Mario” w ciągu owych trzech lat przychodziła mi do głowy wciąż ta sama myśl, która nękała mnie do bólu: „Zacznij przyjmować Komunię św. – ona da ci siłę”. Zupełnie w to nie wierzyłam, bo jakże taki mały opłatek może mi pomóc, przecież go już przyjmowałam i nic szczególnego się nie działo. Ta myśl wciąż mnie jednak nękała. Aż wreszcie przyszedł koniec, moje własne siły się wyczerpały i wszystko zaczęło się walić: sam widok kościoła budził dreszcze i strach, a myśl o Matce Bożej sprowadzała od razu do mojej głowy bluźnierstwa, co było dziwne, bo przecież na swój sposób Ją czciłam. Powróciła do mnie myśl o przyjęciu Komunii św. Powiedziałam wtedy: Dobrze, Panie Boże, niech Ci będzie. Ja obiecuję, że przez cały rok, co niedziela będę przystępować do Komunii św., ale Ty mi pomóż, bo ginę!”. Było to postawienie Bogu ultimatum. Słowa dotrzymałam, choć Bóg jeden wie, ile mnie to kosztowało. Każda droga do ołtarza była męką, słabłam wiele razy, ale jednak szłam. Po pewnym czasie zauważyłam, że owa zła siła przestała mnie przemagać, przestała przeważać. Czułam jak obok powstaje we mnie coś nowego, coś większego, coś, co wraca mi siły. Nic z tego za bardzo nie rozumiałam, ale instynktownie czułam, że to moja jedyna deska ratunku.

Minął rok. Szłam na Mszę św. i cieszyłam się, że „swoje odrobiłam”, i że jeśli nie chcę, nie muszę już podchodzić do Komunii i przeżywać po raz kolejny towarzyszących temu katuszy. Ludzie szli, a ja siedziałam w ławce, ksiądz skończył rozdawanie Komunii, a ja uczułam coś dziwnego w sercu, coś, co przyszło do mnie jakby z zewnątrz. Serce ścisnął mi żal nie do opisania, taki, z jakim żegna się ukochaną osobę na dworcu. Łzy popłynęły, smutek ściskał serce i wtedy zrozumiałam: odczułam brak Jezusa, zrozumiałam, że Komunia św. to nie tylko kawałek białego opłatka, że ja przyjmuję żywego Boga. Mój żal wypływał z faktu dobrowolnej rezygnacji z przyjęcia Go do swojego serca. Otworzyły mi się oczy, dopiero wówczas wiele rzeczy zrozumiałam.

Dziś staram się być blisko Boga, często uczestniczę we Mszy św. Pan często nawiedza moje serce i zalewa je swą miłością, choć nie szczędzi również krzyży i cierpienia, nigdy jednak nie zostawia mnie z tym samej. Moja walka ze złym zabrała mi jeszcze wiele lat i nadal trwa, ale Bóg mnie chroni. Ogarnia mnie tylko paniczny strach, gdy widzę jak wielu ludzi zabawia się we wróżbiarstwo, tarota, magię. Wiem, co to oznacza i jakie są tego konsekwencje. Również dlatego zdecydowałam się napisać to świadectwo, żeby przestrzec wszystkich przed tego typu praktykami.

Matko Boża, dziękuję za Twą opiekę, że mnie nie zostawiłaś, choć mój obiecany Różaniec był taki krótki. Ze względu na moje marne „Zdrowaś Mario”, Ty mnie, Matuś, nie opuściłaś” (Krysia ? (świadectwo) „Miłujcie się” nr 5/2003).

„Zawsze musimy z niedowierzaniem podchodzić do praktyk, co do których nie mamy pewności, jakie siły się przez nie ujawniają. Pod przykrywką pewnych praktyk działają realne siły duchowe, ponieważ bezosobowe duchy nie istnieją. Bóg jest Osobą – światłem, miłością i dobrem. Bóg ma twarz. Natomiast osoby ukrywające swą twarz mają podejrzane intencje” (ks. dr Jean Eudes Renault).

Joga, okultyzm, magia

„W 1991 r. w audycji radiowej usłyszałem ogłoszenie: „Joga – relaks, dobre samopoczucie – zajęcia pod wskazanym adresem”. (Ośrodki o podobnym profilu działają aktualnie pod różnymi nazwami. Dziś bardzo boleśnie uświadamiam sobie, że zło zdobywa coraz większą siłę oddziaływania i przyciągania dzięki mediom).

Wówczas nie miałem pojęcia, co to jest joga, ale wydawało mi się, że właśnie w niej znajdę rozwiązanie swoich problemów. Zacząłem więc praktykować medytację wschodnią. Nauczyciel (guru) prowadził relaks z podkładem muzycznym i wykłady, głównie o miłości. Na pierwszym spotkaniu był bardzo troskliwy i miły. Zdjął nawet z siebie koszulę, która mi się podobała, i podarował mi ją. Tym gestem zdobył sobie moje bezgraniczne zaufanie. Stał się moim bożkiem numer jeden. Oczywiście przestałem chodzić do kościoła, żeby w „pełnej wolności” rozwijać się duchowo, psychicznie i finansowo…

Uczestnikami tamtych zajęć byli ludzie po studiach, w większości bardzo uczynni i wrażliwi, jednak poranieni, z rozbitych rodzin, żyjący jak i ja w grzechu. Byli wśród nich lekarze, prawnicy, nauczyciele, biznesmeni. Po trzech miesiącach uczestniczenia w spotkaniach poczułem się znacznie lepiej, przestałem pić i palić.

Zajęcia odbywały się w klubie osiedlowym lub szkole podstawowej. (Jest to bardzo ważny szczegół, na który w tamtym czasie nie zwracałem uwagi). Organizowano też zajęcia wyjazdowe, tzw. odosobnienia, na które składały się: intensywne ćwiczenia ciała (asana), otwierające czakry; ćwiczenia oddechu (tzw. pranayama); wykłady z buddyzmu, sufizmu i wiedzy tajemnej. Nauczyciel posługiwał się też wyrwanymi z kontekstu słowami Pisma Świętego oraz modlitwą Ojcze nasz… Ćwiczenia jogi, odpowiednie odżywianie się i wiedza miały mi zapewnić przekroczenie siebie – w celu uzyskania „stanu Buddy” (stan mistyki pogańskiej)...

Wyjeżdżałem też na szkolenia do jednego z krajów Europy Zachodniej. Naszą edukację sponsorował nauczyciel mojego guru (były minister tego kraju). To właśnie on przekazywał naszemu nauczycielowi wiedzę tajemną i inne materiały. Gościłem go również w swoim mieszkaniu. Po jego wizycie mój guru stwierdził, że powodem moich niepowodzeń i niepokojów jest krzyż, który wisi w moim pokoju, i dlatego kazał mi go usunąć.

Jako pilny i wdzięczny uczeń, dostałem tajemne imię. Otrzymałem też nakaz prowadzenia relaksu. Prowadząc go, powtarzałem w swoim umyśle mantrę odwołującą się do sił kosmicznych. Taką mantrą, przez wymawianie imion pogańskich bożków, można wzywać również siły demoniczne. Wiadomo, że podobnym oddziaływaniom poddaje się leki homeopatyczne i niektóre inne produkty związane z okultyzmem. Na przykład kupujący na rynku kasetę relaksacyjną z podkładem muzycznym nie ma pojęcia, jak ona powstaje: w czasie nagrywania takiej kasety w studiu nagrań nauczyciel razem ze swoją najlepszą uczennicą wykonywali mantrę. W ten sposób nakłada się na kasetę tajemniczą energię, której nie słychać, a która jednak działa...

Były okresy, kiedy chciałem się wycofać. Nie dałem jednak rady – zajęcia relaksacyjne działały na mnie jak magnes, silniej niż nałóg. Dzisiaj mam świadomość, że były to pęta, łańcuchy szatana. Dopiero w 2002 roku nastąpił przełom, który zawdzięczam swojej mamusi. Podobnie jak święta Monika wymodliła moje nawrócenie. Po jedenastu latach niechodzenia do kościoła uklęknąłem i na oczach guru poprosiłem Boga: „Boże, powiedz, co tu jest grane?! Gdzie ja jestem?”. I Pan zlitował się nade mną ! Natychmiast oświeciło mnie światło Ducha Świętego. Zrozumiałem, że to jest sekta i że guru kieruje umysłami tych, którzy uczestniczą w zajęciach jogi, że jesteśmy ubezwłasnowolnionymi narzędziami w rękach szatana.

Moja decyzja była natychmiastowa: odchodzę, uciekam. Niestety, guru wiedział, że już wiem, kim on jest – i wówczas zwaliło się na mnie całe piekło. Skończyło się moje dobre samopoczucie, zbudowane przez szatana na piasku. Zaczął się horror, przestałem logicznie myśleć. Szatan uderzył w moje ciało, psychikę i rzeczy materialne. Po zajęciach nie mogłem wejść do domu. Spałem u znajomych. Ślusarze trzy razy otwierali drzwi mojego mieszkania za pomocą wiertarki. (…) Nie mogłem ani spać, ani jeść, ani przebywać w mieszkaniu.

Groziła mi utrata własnościowego mieszkania i życia. Czułem, że jestem przeznaczony na śmierć, ale Pan Bóg troszczył się o mnie. Dzisiaj wiem, że przywrócenie do normalnego życia kogoś, kto był po uszy uwikłany w okultyzm i magię, jest większym cudem niż wskrzeszenie Łazarza. Czułem, że ratunkiem dla mnie jest Jezus Chrystus obecny w swoim Kościele. Pozostał jednak poważny problem: przez pół roku nie mogłem wejść do kościoła, nie mogłem się modlić, szczególnie na różańcu, który jest skuteczną bronią przeciwko szatanowi. Nie mogłem też słuchać Radia Maryja. Bardzo często leżałem przed sanktuarium Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach, tam było mi trochę lżej. Szatan mścił się, zabierał mi siłę, energię i chęć do życia. Moja dusza była przywalona głazami grzechu, szczególnie pychą. Każdy, kto trwa w grzechu okultyzmu, staje się ubezwłasnowolnionym narzędziem, medium, przez które działa szatan.

W końcu udało mi się wejść do bazyliki Bożego Miłosierdzia i przystąpić do spowiedzi. To było zaskakujące – żadnych oskarżeń. Kapłan mówił: „Jezus Cię kocha. On nie umie inaczej i odpuszcza ci wszystkie grzechy”. Ale ja nie mogłem się modlić, atakowały mnie czarne myśli. Zaczynałem Ojcze nasz… czy Zdrowaś Maryjo… i nie wiedziałem, co dalej. Jednak cały czas próbowałem na nowo i walczyłem...

Dopiero odprawiona w moim mieszkaniu Msza św., modlitwa księdza egzorcysty nade mną i w moim domu zerwały łańcuchy zła. I wtedy stała się rzecz nieprawdopodobna: przeklinający mnie dotąd rodzony ojciec wreszcie mnie pobłogosławił, mój syn przestał brać narkotyki, u córki też lepiej. Zauważam, że gdy się modlę, szatan musi czekać za drzwiami mojego umysłu. Wziąłem pożyczkę, wyrobiłem dokumenty, wyremontowałem i umeblowałem mieszkanie. Ale dalej dzieją się dziwne, paranormalne rzeczy. Czasami, bez żadnych powodów przestaje działać w moich rękach ksero, nowa pralka, radio, a telefon komórkowy pali mnie w ręce i nie mogę go utrzymać. Wiem, że jest to zemsta szatana, ale te jego działania jeszcze bardziej go demaskują. Bóg na to pozwala, abym jeszcze gorliwiej się modlił, częściej przystępował do sakramentów i liczył tylko na Niego. Postawiłem wszystko na Chrystusa i Jego moc uzdrawiającą w Kościele. I to mnie uratowało...

Apeluję do ludzi odpowiedzialnych za media i pracujących w mediach: „Proszę, nie walczcie z Bogiem i Kościołem ! Nie niszczcie siebie, swoich rodzin, znajomych, naszej wspólnej, tak bardzo poranionej ojczyzny, którą tylko sam Bóg może uleczyć, wywyższyć i uzdrowić”. Ja przeżyłem horror dlatego, że ktoś wpuścił oszusta na fale eteru, a on dał ogłoszenie o miejscu, w którym uprawia się jogę. Ja to ogłoszenie usłyszałem i to był początek mojej tragedii, której tu daję świadectwo. Szatan kamufluje swoją wrogość do człowieka i dlatego wydaje się przyjazny, kiedy mu się służy. Niszczy zaś tego, kto od niego odchodzi i zbliża się do Boga...” (Wiesław „Joga, okultyzm, magia” „Miłujcie się” 4/2008 – tam znajdziesz całość).



„Młoda dziewczyna przebywała w szpitalu w jednej sali z osobą, która odmawiała mantry. Zdawała sobie sprawę z tego, że w ten sposób wzywa ona złego ducha. Zaczęła więc w myślach odmawiać Różaniec. Po chwili osoba mantrująca stwierdziła, że nie jest w stanie dalej odmawiać mantr, bo "coś" jej w tym przeszkadza. Modlitwa różańcowa jest więc jak rzucanie pocisków w złego ducha. Szatan bowiem nienawidzi tej modlitwy i będzie nas wszelkimi możliwymi sposobami zniechęcał do jej odmawiania” (Aleksandra Jędrzejczak „Bukiet róż dla Jezusa i Maryi” „Miłujcie się” nr 3/2014 – tam znajdziesz całość).

Zaczęło się od książki

Droga, którą stopniowo dochodziłam do wiary, była bardzo wyboista i kręta. W okresie szczególnego cierpienia w moim życiu Kościół stał się dla mnie ważny, ale nie rozumiałam wówczas znaczenia Mszy św. ani mocy sakramentu Eucharystii.

Pewnego dnia znalazłam się w księgarni ezoterycznej, gdzie zauważyłam książkę pt. "Rozmowy z Bogiem". Publikacja ta zachwyciła mnie wtedy tak bardzo, że zaczęłam ją polecać wszystkim swoim znajomym i krewnym, wprowadzając ich przez to w świat kłamstwa. Zbagatelizowałam ostrzeżenie koleżanki, która odrzuciła tę książkę, twierdząc, że nie zawiera ona prawdy, ponieważ zaprzecza istnieniu piekła. Koleżanka mówiła, że największym triumfem szatana jest wmówienie nam, że nie ma wiecznego potępienia, dlatego że wówczas może on działać w sposób niczym nieograniczony.

Siostra Faustyna w swoim Dzienniczku napisała, że najwięcej w piekle jest dusz, które nie wierzyły w jego istnienie. Ja niestety ślepo wierzyłam, że piekło nie istnieje; zaakceptowałam też istnienie reinkarnacji oraz stwierdzenie, że nie ma grzechu. Pasowało mi to bardzo, że każdy człowiek doskonali się w kolejnych wcieleniach i w efekcie wszyscy spotykają się z Bogiem...

W tamtym czasie Kościół przestał być dla mnie ważny, ponieważ na podstawie wielu przeczytanych książek ezoterycznych doszłam do wniosku, że nie ma w nim prawdy. Usłyszałam też w kręgu osób ze świata ezoteryki (którym wtedy ślepo wierzyłam), że spowiedź jest wymysłem człowieka i że spowiadać się można Bogu w myślach. Nie korzystałam więc z tego tak wielkiego daru Bożego, jakim jest sakrament pokuty i pojednania.

Coraz bardziej wikłałam się w szatańskich sidłach, myśląc przy tym, że bardzo kocham Boga i że odkryłam prawdę o Nim… Modlitwa była wprawdzie dla mnie nadal bardzo ważna, ale odmawiałam ją tylko w domu. Coraz bardziej pochłaniał mnie świat ezoteryki: chodziłam do wróżek, do osoby, która twierdziła, że kontaktuje się z aniołami (rysowała ich „portrety” i pisała „przekazy” od nich), do osoby rysującej „portrety reinkarnacyjne”, do kogoś, kto twierdził, że oczyszcza ze złych energii… Posługiwałam się też wahadełkiem, medytowałam, zagłębiałam się w tzw. afirmacje, korzystałam z usług bioenergoterapeutów…

Z początku wydawało mi się również, że potrafię rozmawiać z aniołem. Skrupulatnie notowałam sobie te „przekazy”, zapisując w ten sposób gruby zeszyt. Najpierw były to teksty – jak mi się wtedy wydawało – niewinne, pełne dobrych myśli, potem jednak zaczęły napływać do mnie także informacje o tym, jakobym otrzymywała różne dary, dzięki którym mogłam rzekomo pomagać innym.

To wszystko doprowadziło mnie tylko do pychy, co jak wiadomo jest drugim triumfem szatana, który chce w ten sposób zniszczyć duszę człowieka. Byłam wówczas bardzo zaślepiona i – o czym wiem dopiero teraz, patrząc z perspektywy czasu – bardzo umiejętnie manipulowana. Myśląc, że faktycznie otrzymałam owe dary, pomagałam innym „uzdrawiającą energią – światłem”. Zawsze w takich chwilach myślałam o Bogu, dlatego też sądziłam wówczas, że to, co robię, jest dobre. Teraz już wiem, że była to tylko ułuda mojego myślenia. Prawdziwe myślenie o Bogu jest związane z uwielbieniem i pokorą, ze świadomością swej nicości i słabości wobec Bożej potęgi. To zaś, co robiłam w tamtym czasie, wyglądało tak, jakbym sama się uważała za Boga. Był to szczyt pychy, która gdyby nie Boża łaska, niechybnie zaprowadziłaby mnie prosto do piekła.

W końcu przyszedł moment, kiedy ów delikatny głos, który dotychczas słyszałam w swoim wnętrzu, nabrał mocy i wyrazistości. Zaczęłam słyszeć go tak, jak gdyby ten, kto go wydaje, stał tuż obok mnie. Stało się to dla mnie bardzo uciążliwe, zwłaszcza że treści, które były wcześniej – jak mi się wówczas wydawało – przepełnione dobrocią i miłością, nagle zmieniły się w przekleństwa, obraźliwe słowa i nieustanną krytykę. Trwało to bez przerwy przez całe dnie – aż do momentu, kiedy udawało mi się wreszcie zasnąć, co było bardzo trudne. Ten pełen nienawiści głos krytykował mnie tak bezlitośnie, tak okrutnie, że myślałam, iż jestem kimś najgorszym na świecie. Bałam się wtedy bardzo, że jak umrę, to czeka mnie piekło, więc ogromnie obawiałam się umrzeć. Zastanawiałam się, jak mam dalej żyć, skoro i tak pójdę do piekła. Był to lęk tak przerażający, że nawet nie umiałam płakać… Głos ten komentował mój każdy krok, przeszkadzał mi również w pracy – odczuwałam wciąż nieprzyjemne zapachy, nie potrafiłam obliczyć prostych rachunków, nie umiałam logicznie myśleć… Poza tym atakował mnie seksualnie, co było jedną z najgorszych rzeczy z jego strony. A na domiar złego zagroził mi, że jeśli powiem komukolwiek o tym, co się ze mną dzieje, to zrobi temu komuś krzywdę. Bardzo się bałam tego, że spełni tę swoją groźbę, więc na początku milczałam, cierpiąc przy tym okropnie.

Niemal zupełnie straciłam poczucie własnej woli, prawie przestałam być sobą. Proste czynności, takie jak np. robienie śniadania, sprawiały mi wielkie trudności. Zapominałam całe fragmenty modlitw, nie umiałam się również modlić własnymi słowami. I do tego wszystkiego nie potrafiłam nawet powiedzieć Panu Bogu, co się ze mną dzieje… Jedyną moją modlitwą w tamtym czasie było wpatrywanie się w obraz Jezusa Miłosiernego. Ale jednocześnie zły duch podsuwał mi wtedy erotyczne obrazy, bardzo uwłaczające Panu Jezusowi… Myślałam wtedy, że to ja patrzę w ten sposób na Jezusa, więc nawet bałam się wówczas wpatrywać w ten tak bardzo ukochany dla mnie obraz... Teraz już wiem, że to po prostu szatan próbował ingerować w moją wyobraźnię, że te obrażające Pana Jezusa obrazy nie należały do mnie.

Zły przeszkadzał mi w modlitwie na różne sposoby. Kiedy na przykład brałam różaniec do ręki, mówił mi, że jak w ogóle śmiem ja, która zdradziła Boga, się do Niego modlić. Ręce mi tak wówczas drżały, że ledwo mogłam utrzymać różaniec. Przeżywałam tak okrutne męki, że nie znajduję słów, by to opisać. Pomimo to trwałam na modlitwie.

Chociaż prawie uwierzyłam w to, że jestem tak okropna, jak mówił mi zły duch, to jednak wciąż w tych swoich duchowych ciemnościach widziałam światełko, które mi zapalił Pan Bóg. Ja to światełko po prostu czułam; wiedziałam, że Bóg, pomimo tego mojego błądzenia, nigdy mnie nie opuścił.

Rozmawiałam wtedy ze wspaniałymi kapłanami, których Bóg postawił na mojej drodze. Księża ci wyjaśnili mi, że szatan chciał, żebym zwątpiła w Boże Miłosierdzie, i że nie muszę się bać, bo podczas szczerej spowiedzi Bóg wybacza wszystkie grzechy. Miłosierdzie Boże jest nieskończone.... Rozmawiałam też z księdzem egzorcystą, który modlił się za mnie.

Moja droga do Boga jest teraz drogą w Jezusie. Jemu to właśnie oddałam całe swoje serce, którego jest obecnie jedynym Panem. Oddałam Jezusowi i Maryi siebie, swoje dziecko, całą swoją rodzinę oraz wszystkich znajomych. Zaufałam Bogu bezgranicznie. Nie mam już tzw. ziemskich marzeń – moim marzeniem jest zawsze być z Jezusem. Przyjmę wszystko, czego Pan Jezus dla mnie pragnie – i radości, i cierpienia...” (Marzenna „Zaczęło się od książki” „Miłujcie się” nr 2/2009 – tam znajdziesz całość).



„Nowennę Pompejańską zaczęłam odmawiać w momencie, w którym uświadomiłam sobie, że alternatywne metody leczenia, które stosowałam od 10 lat oraz relaksacja, medytacja, którą praktykowałam i inne tego rodzaju rzeczy są niezgodne z nauką katolicką, nadto stają się zgubne i niebezpieczne. W trakcie praktykowania tych różnych podejrzanych metod, uczęszczałam do kościoła, ale moja wiara nie była żywa. Był to raczej rytuał wyniesiony z domu. Zupełnie nie dostrzegałam sprzeczności pomiędzy wspomnianymi metodami a wiarą w Boga.

Na początku tego roku, gdy szczególnie mocno zaczęłam wchodzić w te praktyki, wracając do mieszkania, przypadkowo nadepnęłam na miniróżaniec – jeden dziesiątek z krzyżykiem. Miałam ochotę zabrać go do domu, choć wcześniej nie modliłam się na różańcu. Niedługo po tym, przypadkowo trafiłam na film o niebezpieczeństwach związanych z okultyzmem księdza Piotra Glassa. Uświadomiłam sobie, że osoby, z którymi miałam kontakt, uczestniczyły w takich działaniach, a część rzeczy, w których ja sama brałam udział, także należy do okultyzmu. Przeraziłam się. Zaczęłam szukać informacji na ten temat. Natrafiłam na stwierdzenie, że aby uwolnić się od takiej przeszłości, należy zacząć od odmówienia nowenny Pompejańskiej. Zaczęłam więc z żalem i skruchą, odmawiać tę modlitwę. Jestem plastyczką. Zajmuję się m.in. animacją wykonywaną przy pomocy piasku. Po odmówieniu części błagalnej, pierwszego dnia dziękczynnej, okazało się, że dostałam zlecenie na wykonanie podczas Światowych Dni Młodzieży, w obecności papieża, czternastej stacji drogi krzyżowej w piasku... Szczególnie mocno dotknęło mnie to, że ta wiadomość przyszła dokładnie na przełomie nowenny. Był to dla mnie znak, że w końcu podążam właściwą ścieżką i poczułam działanie miłosierdzia Bożego...” (Magdalena „Królowa Różańca Świętego” nr 4/2016).

„Gdy pierwszy raz usłyszałam o nowennie Pompejańskiej i dowiedziałam się jak się ją odmawia, pomyślałam, że musiałabym mieć ogromną motywację aby się jej podjąć. Przerażały mnie dwie rzeczy. Pierwszą z nich był sam fakt odmawiania trzech Różańców dziennie. Dla niektórych ta modlitwa może nie stanowić problemu, ale ja jeszcze dwa lata temu w ogóle nie byłam w stanie przebrnąć przez nią. Przez wiele lat cierpiałam na dręczenia demoniczne (zdiagnozowane potem przez egzorcystę) i zawsze czułam niechęć do Różańca. Gdy pewnego dnia zaczęłam go domawiać razem z mamą, babcią i siostrą, pojawiły się problemy. Zaczął mi się łamać głos, dostałam silnych mdłości i chciało mi się płakać. Widać było jak na dłoni, że ta modlitwa bardzo nie podoba się Złemu. Wtedy zrozumiałam, że mam poważny duchowy problem...

Druga rzecz jakiej się bałam, to różne trudności, które mogą pojawić się w czasie modlitwy. W szczególności bałam się, że dręczenia powrócą, bo szatan będzie chciał mnie skutecznie zniechęcić. W głębi duszy wiedziałam jednak, że gdyby mi naprawdę na czymś zależało, to potrafiłabym się przełamać...

W wigilię powiedzieliśmy najbliższym, że spodziewamy się dziecka i poprosiliśmy ich o modlitwę żeby wszystko dobrze się skończyło... Było dobrze aż do 18 tygodnia ciąży, gdy zaczął mnie bardzo boleć brzuch. Miałam wrażenie, że co jakiś czas mam skurcze. Nie czułam też ruchów dziecka. Byłam przerażona. Pojechaliśmy z mężem do szpitala i okazało się, że muszę zostać na obserwację z powodu odwodnienia i braku elektrolitów... Wtedy już dowiedziałam się, że będziemy mieć córeczkę. Już wtedy mogłam sobie wyobrazić, co by się ze mną działo, gdyby coś Jej się stało. To był moment, kiedy postanowiłam zacząć odmawiać nowennę Pompejańską za szczęśliwe rozwiązanie ciąży.

Odmawianie trzech, a czasem nawet czterech Różańców dziennie okazało się nie tak trudne jak myślałam. Najtrudniej było mi skupić się na modlitwie. W głowie pojawiały się setki myśli. Byłam świadoma tego, że mogą pojawiać się różne trudności, aby zniechęcić mnie do kontynuowania modlitwy. Liczyło się tylko to, żeby przetrwać. Najpiękniejszy był fakt, że od dnia, kiedy rozpoczęłam nowennę, całkowicie przestałam martwić się o dziecko i utrzymanie ciąży. Czułam spokój i pewność, że wszystko będzie dobrze...” (Agnieszka „Królowa Różańca Świętego” nr 3/2016 – tam znajdziesz obszerną całość).



„Na nowennę Pompejańską natknęłam się przez przypadek w internecie. Po przeczytaniu jak jest potężną modlitwą, zaczęłam ją odmawiać. Zły bardzo szalał. Po paru dniach od rozpoczęcia nowenny przyśniło mi się, że szatan jest u mnie i każe mi przestać się modlić. To była najgorsza noc jaką pamiętam. Później Zły zostawił mnie w spokoju, a zaczął we śnie dokuczać mojemu konkubentowi do tego stopnia, że ten zrywał się ze snu i krzyczał, pytając, za kogo się modlę. Mówił, że widział diabła, który patrzy na niego i na naszą córkę.

Na początku odmawianie nowenny było bardzo trudno, bo zaczęły się kłótnie dotyczące tego, że tylko się modlę. Nasza córka, która ma trzy latka, na widok tego jak się modlę, pluła na mnie. Wtedy robiłam jej znak krzyża i szła się bawić. Teraz odmawiam już piątą nowennę i widzę dużo zmian – w domu jest spokojnie, zaczęłam chodzić do kościoła i po czterech latach w końcu bierzemy ślub.

Zły nadal szaleje, bo ostatnio we śnie ciągnął mnie za włosy i mówił, że przeze mnie uwierzyło już w Boga osie osób.. Będę nadal modlić się do Matki Bożej, bo z Nią czuję się kimś, czuję się kochana i mam nadzieję, że wstawi się Ona za mną u swojego Syna” (Basia „Królowa Różańca świętego” nr 3/2016).



„O nowennie Pompejańskiej dowiedziałam się kiedy moja córka trafiła do szpitala. Szukałam informacji o tym, jak mogę pomóc jej w powrocie do zdrowia z choroby psychicznej. Leki nie pomagały, córka ciągle miała straszne lęki i omamy. Postanowiłam odmówić nowennę Pompejańską, chociaż trudno mi było kiedyś pomodlić się jedną dziesiątką Różańca. Czułam, że to moja ostatnia nadzieja na pomoc dla córki.

Już na początku zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Gubiły się i rwały moje różańce, brakowało czasu, modliłam się w samochodzie niedbale i myląc się. Ciągle miałam głupie myśli, że "to bez sensu", "i tak nic się na dobre nie zmienia" itp. Najgorzej było ze znalezieniem czasu na modlitwę – trójkę dzieci musiałam wysłać do szkoły, a czwarte leżało w szpitalu. Ale już w pierwszym tygodniu odmawiania, leki zaczęły działać – po trzech miesiącach pobytu w szpitalu. Ustąpiły omamy i głosy a lęki były mniejsze. Ja stałam się spokojniejsza, powoli odzyskałam spokój duszy i nadzieję. Teraz jestem bardziej świadoma swojej wiary i popełnionych błędów...” (Bogumiła „Królowa Różańca Świętego” nr 3/2016).



„Jestem w trakcie mojej drugiej nowenny za córkę, ale modlitwa przychodzi mi z największym trudem i nie wiem dlaczego tak się dzieje. Kiedy biorę różaniec, czuję się tak, jakby ktoś mnie usypiał i gubię koraliki, po czym zmawiam dodatkowo Różaniec, uzupełniając to zgubione. To Zły atakuje i przeszkadza. Czytając komentarze dowiedziałam się, że pomaga wtedy zapalona świeca i modlitwa do Ducha Świętego o wytrwałość. Pomaga. Piekło aż trzęsie się ze złości, ponieważ w tym samym czasie moja mama modli się nowenną Pompejańską w mojej intencji, więc mam podwójną ochronę i wsparcie.

Mnie jest w życiu bardzo pod górę ale dziś wracam na właściwe tory. Obecność Matki Bożej jest nie do opisania, tego trzeba po prostu doświadczyć. Ona nigdy nikogo nie zostawi. Jeśli płaczę, czuję jak jest blisko mnie, pomaga i wysłuchuje...” (Marta „Królowa Różańca Świętego” nr 3/2016).

Uzdrowienie mojego życia

„W 2008 roku moje życie legło w gruzach, ponieważ mąż odszedł do kochanki, Zniszczył mi życie, zrujnował zdrowie i zburzył dom rodzinny moim dzieciom. , Byłam zdruzgotana. Postanowiłam sprzedać mieszkanie, które przypominało mi bolesne chwile i nie czułam się w nim dobrze.. Niestety, przez następne siedem lat sprzedaż tego mieszkania przerodziła się w koszmar. Kilkadziesiąt osób, które je oglądało, było zachwycone, gdyż było ono pięknie urządzone w klasycznym stylu. Jednak kilka razy odchodziłam sprzed biura notariusza, ponieważ kupiec się nie zjawiał. Wpadłam w depresję, zaczęłam leczyć się u psychologów, a w końcu wylądowałam u psychiatry. Leki psychotropowe stały się moim pożywieniem. Codziennie zażywałam ich pełną garść.

Moje życie stało się pasmem smutku, goryczy i łez. Zdołowana, całkowicie rozbita, myślałam nawet o tym, by odebrać sobie życie. To mieszkanie trzymało mnie w kleszczach, nie pozwoliło mi odejść, niszczyło mnie fizycznie i psychicznie. Doszłam z moją siostrą do wniosku, że w tym mieszkaniu jest coś złego, że ktoś rzucił na nie klątwę, że coś w nim się zagnieździło.

W maju 2015 roku trafiłam na stronę nowenny Pompejańskiej. Zaczęłam ją odmawiać w intencji sprzedaży mieszkania w ciągu roku od dnia rozpoczęcia nowenny. Wtedy dopiero zaczęły się niesamowite problemy. Dzień w dzień spotykało mnie coś złego, bo demon próbował mnie zniszczyć i nie chciał wypuścić z tego mieszkania. Nie było mi do śmiechu, byłam przerażona, ale nowenny nie przestałam odmawiać. W końcu siostra poradziła mi, abym poprosiła księdza o specjalne poświęcenie mieszkania. Tak taż zrobiłam. Poprosiłam moją koleżankę, która działała w grupie wspólnotowej przy kościele, by porozmawiała z kapłanem. W listopadzie 2015 roku ksiądz ze zrozumieniem podszedł do tego problemu, przeprowadził ze mną wywiad i poświęcił całe mieszkanie, a było tego sporo, ponieważ mieszkanie miało 130 m² w sumie 11 pomieszczeń.

Przez następne dwa miesiące w sprawie sprzedaży panowała cisza, ale ja stałam się jakby spokojniejsza. Po poświęceniu mieszkania, w styczniu 2016 roku otrzymałam pierwszy telefon dotyczący kupna mieszkania i od razu je sprzedałam !!! To był dla mnie szok ! Moc nowenny Pompejańskiej jest niesamowita ! Matka Boża pomogła mi po latach koszmaru. W ciągu roku mieszkanie zostało sprzedane, tak jak prosiłam. Maryja jest najcudowniejszą pośredniczką u Boga, Syna i Ducha Świętego, a nowenna Pompejańska, to najskuteczniejsza broń przed szatanem, demonami, klątwami i urokami. Teraz kończę budowę domu, o którym marzyłam przez całe swoje życie i jestem szczęśliwa. Wyleczyłam się z depresji, a wszystkie leki wyrzuciłam do kosza, bo ich nie potrzebuję...” (Jolanta „Królowa Różańca Świętego” nr 4/2016 – tam znajdzies całość).

Wyznanie zatajonych grzechów

„O nowennie dowiedziałem się na początku ubiegłego roku, gdy zacząłem szukać pomocy po załamaniu nerwowym. W czasie pierwszej nowenny, mimo że odmawiałem ją w intencji innej osoby, Matka Boża dała mi spokój i łaskę powrotu do równowagi psychicznej. Obecnie odmawiam czwartą nowennę (pierwszy raz za siebie) i zdaje mi się, że jest to okres, w którym zły najbardziej mi dokucza. Trudno mi się skoncentrować na modlitwie, Zdarzają się koszmarne sny i wiele innych zdarzeń. Jednak Maryja jest przy mnie i wciąż mnie ochrania. W takich chwilach wystarczy odmówić dziesiątek Różańca i wszystko mija.

Jeśli chodzi o to, czy zostałem wysłuchany, to myślę, z całą pewnością, że tak. Osoba, za którą modliłem się, co prawda nie zrezygnowała ze związku niesakramentalnego, ale relacje w tym związku poprawiły się i mam nadzieję, że niebawem podejmą decyzję o ślubie kościelnym. Podczas obecnej nowenny, Matka Boża natchnęła mnie do spowiedzi z mojego życia, na której mogłem wyznać wszystkie grzechy zatajone w dzieciństwie, i to już jest największy dar jaki otrzymałem. Dziękuję za to Bogu i Niepokalanemu Sercu Maryi” (Krzysztof „Królowa Różańca Świętego” nr 2/2016).



„Modlitwę pompejańską odmawiałam w intencji matury córki. Bardzo bałam się o wyniki z matematyki, ponieważ córka, mimo korepetycji, słabiutko radziła sobie z tym przedmiotem. Jednak maturę zdała z lepszymi wynikami niż się spodziewaliśmy, a dzisiaj jest studentką filologii angielskiej. Obecnie odmawiam kolejną nowennę. Jestem już w połowie, ale... tym razem było mi trudno wytrwać w modlitwie, gdyż coś mi przeszkadzało. Zawsze trzeba było coś zrobić w czasie odmawiania nowenny, dzwonił telefon, szukałam różańca, myśli uciekały gdzie indziej. Miałam wrażenie, że ktoś jest w pobliżu i rozprasza mnie.

Pewnego dnia, gdy miałam zacząć modlitwę, zerwał mi się różaniec (mój ukochany, przywieziony z Watykanu). Zdenerwowałam się. Odwróciłam w kierunku pokoju i głośno powiedziałam: "nie wiem, kto lub co mi przeszkadza, ale chcę powiedzieć, że będę odmawiała nowennę Pompejańską, bo mam inny różaniec, a im bardziej ktoś będzie mnie rozpraszał, tym goręcej będę się modlić". Gdyby ktoś to zobaczył, pewnie pomyślałby, że jestem wariatką, jednak od tamtej pory nic się nie dzieje ani nic nie przeszkadza. Rozerwany różaniec naprawiłam i w spokoju odmawiam dalsze części. Dziękuję Maryi za pomoc” (Bożena „Królowa Różańca Świętego” nr 4/2016).

„Wielu ludzi zasypia trzymając w dłoni różaniec. Czyńcie tak, módlcie się na różańcu, nawet gdyby wam się oczy przymykały. Wtedy macie świadomość niezwykłej obecności Matki Najświętszej, bycie w Jej objęciach. Gdy dziecko jest w objęciach matki, niczego już się nie boi i zasypia spokojnie” (ks.Jarosław Cielecki).

„Fabienne urodziła się w 1964 roku rodzinie katolickiej. Została ochrzczona, później przyjęła Pierwszą Komunię Świętą i sakrament bierzmowania. Kiedy miała 15 lat zainteresowała się wróżeniem numerologicznym... Wkrótce dziewczyna zaczęła wróżyć również z kart tarota i zajmować się astrologią.

Jak wiadomo, jeden grzech pociąga za sobą następne. Fabienne sięgnęła po papierosy, alkohol i narkotyki. Będąc jeszcze uczennicą, spędzała wszystkie weekendy na dyskotekach i w nocnych klubach, gdzie poznała pewnego chłopaka. Po kilku miesiącach znajomości postanowili zamieszkać razem. Pomimo wcześniejszego wychowania katolickiego, nie przyszło jej do głowy, że w ten sposób pogrąża się w grzechach ciężkich, łamiąc kolejne przykazania Boże. Oczywiście, z takich relacji nie mogło nic dobrego powstać, więc po pięciu latach wspólnego mieszkania Fabienne zerwała z Tym chłopakiem.

Pewnego razu Fabienne poszła na wykład pewnego guru, który zaproponował jej doświadczenie spirytystyczne. Nie zastanawiając się zbyt długo, młoda kobieta weszła na teren bezpośredniego działania złych duchów. Spotykała się z różnymi osobami ze zdolnościami mediumistycznymi, które rzekomo miały styczność z wywoływanymi z zaświatów: ojcem Pio, św.Teresą od Dzieciątka Jezus, a nawet Matką Bożą i Jezusem Chrystusem ! Zaiste, "szatan podaje się za anioła światłości" (2Kor 11,14).

Fabienne traktowała te relacje "z zaświatów" bardzo poważnie, niczego nie podejrzewała nawet po tym, jak wśród osób objawiających się medium pojawiły się ufoludki. Zaangażowanie w grzech było tak wielkie, że wywoływało duchową ślepotę i wyłączenie zdrowego rozsądku. Fabienne mówi, że gdyby wiedziała, iż przez medium przemawiają złe duchy pod maską świętych postaci, natychmiast zerwałaby ze spirytyzmem. Jednak nikt jej tego nie powiedział, dlatego coraz bardziej pogrążała się w nauki New Age, wierząc w reinkarnację i karmę.

Będąc w New Age, Fabienne nigdy nie słyszała o Jezusie Chrystusie jako o Synu Bożym. Boskość była ukazywana jej jako najwyższe wyrażenie świadomości kosmicznej, będące jedynie energią (wibracją). Boskość ta miała przejawiać się w emanacjach energii kosmicznych i wewnętrznych, przenikających świat i człowieka. Myśląc w ten sposób każdy mógłby powiedzieć, że Bóg jest w nim oraz że sam jest cząstką Boga – bo wszystko jest Bogiem. Według nauczania New Age człowiek nie może nawiązać relacji osobowych z Bogiem, ponieważ sam jest tylko falą w oceanie kosmicznym, może jednak osiągnąć zbawienie, odkrywając swoją własną boską naturę.

Ta zwodnicza idea jest tak stara, jak grzech pierworodny, bo przecież właśnie myślenie, że można zostać takim jak Bóg (Rdz 3,5) popchnęło naszych prarodziców do zerwania bliskich relacji z Bogiem Stwórcą. Fabienne uwierzyła w to kłamstwo i usiłowała żyć według prawa karmy, szukając wewnętrznego oświecenia oraz energii kosmicznych.

Po roku uczęszczania na sesje spirytystyczne, Fabienne otrzymała propozycję ostatecznego oczyszczenia. Wierząc w reinkarnację, kobieta pomyślała, że w ten sposób zostanie uwolniona z cyklu wcieleń, i zgodziła się. Guru położył jedną rękę na miejsce odpowiadające czakrom serca, a drugą – czakrom "trzeciego oka" i wyrecytował modlitwę w nieznanym języku. Przy następnym seansie spirytystycznym, Fabienne poczuła ogromną energię nazwaną kundalini, która unosiła się w jej ciele. Była przerażona, ale nadal nie rozumiała, że złe duchy mają do niej pełny dostęp.

W czerwcu 1993 roku Fabienne została członkinią Starożytnego i Mistycznego Zakonu Różo-Krzyża (AMORC). Wiele rzeczy, które tutaj spotkała, a które są nie do pogodzenia z nauką Kościoła, znała już wcześniej z ruchu New Age: podróże astralne, aury, czakry, mantry... W 1994 roku weszła w kolejny niesakramentalny związek, który nie przeszkadzał jej wspinać się po drabinie wtajemniczeń okultystycznych – doszła do siódmego poziomu Świątyni.

Pod koniec 1996 roku Fabienne postanowiła pojechać do Medjugorie. W czasie tego wyjazdu, Duch Święty dotknął jej serca i mogła na nowo odkryć smak sakramentów, który utraciła w wieku 15 lat. Zaczęła się znowu modlić, zwłaszcza na różańcu. Po powrocie z Medjugorie Fabienne napisała list do władz Zakonu Różo-Krzyża, że chce wystąpić z tego zgromadzenia. Na pytanie: dlaczego ? – odpowiedziała: "By powrócić do Kościoła katolickiego".

Jej dom był pełen książek różokrzyżowców dotyczących numerologii, wróżenia z dłoni i z kart tarota, spirytyzmu i okultyzmu. Fabienne zaczęła niszczyć je, rozdzierając strona po stronie, i dopiero po zniszczeniu wszystkich, po poświęceniu mieszkania i po spowiedzi z całego życia odzyskała spokój ducha. Spowiednik był zdumiony, widząc stos zapisanych kartek, z którymi kobieta podeszła do konfesjonału: jednak jej zależało, by spowiedź była dokładna i objęła wszystkie popełnione przez nią grzechy.

Od 1997 roku Fabienne zaczęła na nowo odkrywać duchowe bogactwo Kościoła... Stwierdziła, że potrzebuje kierownika duchowego. Został nim pewien ojciec dominikanin. Z okultystycznej przeszłości zostało w niej wciąż żywe doświadczenie energii kosmicznych. Zwróciła się więc z tym do księdza, który pomodlił się o zamknięcie jej wciąż otwartych czakr i wszystko wróciło do normy. Fabienne uważa, że bezproblemowe wyjście z tego stanu zawdzięcza codziennej komunii świętej. Wie, że wiele osób, które doświadczyły ujawnienia się kundalini, miało potem poważne problemy, a niektóre nawet zmarły z tego powodu...” (Na podstawie materiałów nadesłanych przez Fabienne Guerréro opr. Mirosław Rucki „Nie uczcie się popełniać tych obrzydliwości (Pwt 18,9” - „Miłujcie się” nr 5/2014 - tam znajdziesz całość).

„Wszystko [zło] wynika z powodu wypuszczania różańca. Bo to jest jakby węzeł, który gdy puści – wszystko staje otworem, łatwe do zdobycia przez wroga” (MB do Barbary Kloss).

Uzdrowienie syna z narkomanii

„Zaczęłam odmawiać pierwszą nowennę Pompejańską. Modliłam się w intencji uzdrowienia syna Mateusza z nałogu narkomanii i o jego nawrócenie. Przez 5 lat walczyliśmy z tą chorobą. Bezradnie rozkładaliśmy ręce, nie mając nadziei na pomoc jakiegokolwiek psychologa czy terapeuty od uzależnień. Gdy tylko pojawił się problem, szukaliśmy pomocy, ale nie wiedzieliśmy, że w grę wchodzą narkotyki. Myśleliśmy, że nasz dopiero piętnastoletni syn upija się. Udaliśmy się na wizytę do terapeuty uzależnień, ale on nawet po sześciu wizytach nie zorientował się, że ma do czynienia z dzieckiem zażywającym narkotyki. Podobnie było u dwóch kolejnych psychologów. O swoich problemach opowiedziałam lekarzowi rodzinnemu, który dopiero zorientował się, jaki mamy problem, ale powiedział, że nie poradzimy sobie z nim sami. Udaliśmy się więc do wspólnoty Cenacolo. Mateusz jednak nie chciał tam zostać, a my nie mieliśmy jeszcze dość wiedzy na temat, jak postępować, by syn zechciał się leczyć... Trafiliśmy na wspaniałą terapeutkę w Toruniu i od razu wiedzieliśmy, że nam pomoże. Bóg także działa poprzez ludzi.

Osobiście postanowiłam odmówić nowennę. Początki były bardzo trudne, bo z Mateuszem zaczęły się dziać naprawdę bardzo złe rzeczy. Zastanawiałam się, co jeszcze gorszego może się zdarzyć, ale z informacji jakie przeczytałam na temat nowenny, wiedziałam, że nie mogę się poddać. Modliłam się dalej, cokolwiek by się nie działo. Gdy odmawiałam część dziękczynną nowenny, zastanawiałam się, za co dziękuję.... Wiedziałam jednak, że muszę zaufać Królowej Różańca Świętego.

26 maja, w Dniu Matki, otrzymałam najlepszy prezent, jaki tylko mogłam sobie wymarzyć: wyjazd syna na leczenie do ośrodka. Pięć lat czekaliśmy na ten cud i wiem, że wybłagałam go u Królowej Różańca Świętego. Każdego dnia dziękuję Maryi za ten dar. 13 czerwca zakończyłam swoją pierwszą nowennę i już następnego dnia rozpoczęłam drugą, chcąc w ten sposób podziękować za dar, jaki otrzymaliśmy. Może nasz Mati jeszcze nie jest zdrowy, ale dla nas to jest już pierwszy krok do przodu. Dziś mija miesiąc, od kiedy syn jest w ośrodku.... Różaniec, to najlepsza broń przeciwko szatanowi, który chciał odebrać mi syna. Nie pozwolę na to, będę się modlić nieustannie” (Małgorzata „Królowa Różańca Świętego” nr 4/2015).



„Różaniec pojawił się, gdy byłem w potrzebie. Odmawiałem koronkę do Miłosierdzia Bożego, a potem spontanicznie przeszło to w Różaniec. Wiązało się to z moim nawróceniem. Wcześniej związałem się z ezoteryką, z różnymi medytacjami. Dałem się nawet dość mocno wciągnąć. Było to na początku bardzo zagmatwane, a ja myślałem, że tędy wiedzie droga do Boga. Sądziłem, że ja już wszystko wiem, że to nie przeszkadza, tylko się uzupełnia, że to są jakieś nowe, wzbogacające mnie metody.

Pomogło mi spotkanie z pewną osobą, która dała mi wspaniałe świadectwo. Tej ?o wielkiej wrażliwości – koleżance z duszpasterstwa, Matka Boża była szczególnie bliska. Ona żyła z Maryją tak na co dzień. Byłem pewien podziwu, jak wspaniale rozwiązują się jej nieraz bardzo trudne sprawy. Wszystko tak się dobrze układa, a tych ?zbiegów okoliczności? w ciągu jednego dnia było u niej tak dużo, że to dawało mi wiele do myślenia. Podrzuciła mi książkę Ludwika Grignion de Montfort „Tajemnica Maryi”.

Pamiętam, że kiedy wchodziłem w to, co się ogólnie określa jako New Age, zacząłem odczuwać niechęć do Matki Bożej. Ciężko mi było zaakceptować Jej obecność w Kościele i to, że za bardzo się na Nią zwraca uwagę. Zacząłem Ją lekceważyć i darzyć niechęcią. Wtedy ta koleżanka podsunęła mi akt ofiarowania się Jezusowi przez ręce Maryi. Nie powiedziała, co to jest, tylko poprosiła, bym przeczytał. Ależ się na nią zdenerwowałem, że podsuwa mi coś takiego, jakiś akt ofiarowania. Agresja w odpowiedzi na podstęp koleżanki kazała mi się zastanowić nad tym, dlaczego coś takiego się we mnie pojawiło ? Pomyślałem, że coś tu musi być nie w porządku, i postanowiłem zrobić na przekór tym złym uczuciom i właśnie przez wstawiennictwo Maryi się modlić. W dzieciństwie często się tak modliłem, a teraz zrozumiałem, że Ona chce mnie w ten właśnie sposób do siebie zaprosić.

Wszystko zaczęło się rozjeżdżać. Kiedy dotknąłem sprawy reinkarnacji, uznałem, że muszę coś wybrać, i wybrałem Biblię. Chciałem odciąć się od tamtych spraw zupełnie i wtedy zacząłem mieć duchowe problemy. Pojawiały się dni, kiedy miewałem wielkiego doła. Pojawiały się też lęki i najprzeróżniejsze makabryczne sny. Zauważyłem też, że Różaniec tego rodzaju koszmary łagodził. Śniły mi się różne cienie, postacie, które mi się odgrażały. Czułem ewidentnie wokół siebie jakąś agresję. Zawsze wtedy sięgałem po różaniec i zaczynałem się modlić. Kiedy pojawiał się taki paraliżujący lęk, że czułem, iż za chwilę się nie ruszę, wtedy - czasami w ostatniej chwili - chwytałem za różaniec, jak za deskę ratunku. Zawsze idąc spać, miałem go przy poduszce. I czasami nawet we śnie sięgałem po różaniec i zaczynałem się modlić, w ogóle się nie budząc. Wtedy te przerażające sny odchodziły, a mój lęk znikał. Miałem kilka takich doświadczeń, dlatego mogę powiedzieć, że różaniec mnie w tego rodzaju sytuacjach ratuje. Gdy czasami pojawiał się taki lęk wieczorem przed snem, to owijałem sobie różaniec wokół dłoni, zaciskałem pięść i tak spałem, a różaniec pozostawał do rana w mojej ręce. I wtedy mogłem zwyczajnie spać. Wiedziałem, że się tego różańca trzymam.

Obecnie nie wychodzę z domu bez różańca i nie idę bez niego spać. Z Maryją jest mi w życiu łatwiej. Ona nie załatwia za mnie spraw, ale mi pomaga. Jej się na bieżąco z wszystkiego zwierzam. W tym też czasie starałem się jak najczęściej przyjmować Eucharystię i regularnie się spowiadać. Bez tego to, co było wcześniej, zaczynało wracać. Kiedy się z tego wszystkiego wyspowiadałem, podjąłem decyzję, by komunię świętą przyjmować zawsze, ilekroć jestem na Mszy. Dla mnie jest to jak lekarstwo na wcześniej połkniętą truciznę. Im częściej je przyjmuję, tym szybciej staję na nogi i jestem coraz sprawniejszy. Wchodząc w New Age, mówimy Panu Bogu ?nie, dziękuję, ja wybieram co innego?. Tymczasem każda komunia jest świadectwem, że ja chcę być, Panie Jezu, z Tobą i chcę, byś się mną opiekował. Wtedy mam poczucie, że należę do Pana Boga. On zwyciężył zło, On zwyciężył szatana. Szatan, który chce mnie wyrwać z powrotem, bo do niego należałem przez jakiś czas, już tego nie zrobi, bo Bóg jest silniejszy” (Dominik http://www.rozaniec.dominikanie.pl/021.html#top).



„Po zakończeniu studiów na Politechnice Śląskiej, natychmiast wyjechałem do Niemiec jako późny przesiedleniec (spät aussiedler)... W ciszy własnego serca przyrzekłem Panu Bogu, że niezależnie od tego, jak potoczy się moje życie w Niemczech, nigdy nie wyrzeknę się wiary w Niego i regularnie będę przystępował do sakramentów. Osiadłem w dużym mieście na południu Niemiec... Po roku urządzania się na nowym miejscu, Pan Bóg postawił na mojej drodze wspaniałą polską dziewczynę. Pobraliśmy się w 1983 roku. Dzięki mojej zaradności i przedsiębiorczości, w krótkim czasie dorobiliśmy się domu jednorodzinnego... Urodziło nam się dwoje dzieci... Od strony materialnej układało mi się nadzwyczaj pomyślnie. Po ośmiu latach pobytu w Niemczech, wraz ze wspólnikiem założyliśmy firmę budowlaną, która w krótkim czasie bardzo się rozrosła i do dnia dzisiejszego dobrze prosperuje. Mogliśmy więc pozwolić sobie na życie w prawdziwym luksusie, co oczywiście wcześniej zostało okupione ciężką i wyczerpującą pracą...

Na wiosnę w 1995 roku w czasie dużego spadku cen akcji na giełdzie, podjąłem decyzję, aby wziąć czynny udział w transakcjach giełdowych. Zaryzykowałem i zaangażowałem do wykupu akcji prawie wszystkie pieniądze. Zdawałem sobie sprawę, że w krótkim czasie mogę zdobyć ogromną fortunę lub wszystko stracić. I tak też się stało. Po półtorarocznej intensywnej grze na giełdzie straciłem tak dużo, że znalazłem się na krawędzi bankructwa. Nie dałem jednak za wygraną i udało się: w ciągu roku odzyskałem stracone pieniądze.

Kupno, sprzedaż, skoki cen akcji, tak bardzo mnie każdego dnia angażowały, że gra na giełdzie praktycznie stała się najważniejsza w moim życiu. Kompletnie zaniedbywałem wychowanie moich dzieci i sprawy rodzinne... Zostałem owładnięty giełdową obsesją, jakimś strasznym rodzajem duchowego uzależnienia, chyba jeszcze gorszego aniżeli alkoholizm czy narkomania. Całego siebie oddałem giełdowej grze. Z tego powodu traciłem również powoli kontrolę nad moją firmą. Godzinami przesiadywałem przed telewizorem, śledząc wszystkie rynki światowe i opracowując nowe transakcje zakupu i sprzedaży. Nawet podczas niedzielnych Mszy świętych, w mojej wyobraźni przesuwał się film kursów akcji. Żądza zysku była tak wielka, że na kupno nowych akcji zaciągnąłem w banku duży kredyt. Kiedy kursy moich akcji szły w górę, byłem szczęśliwy i hojny, kiedy spadały w dół, traciłem prawie całkowicie apetyt i stawałem się agresywny dla otoczenia, a w sposób szczególny dla żony i dzieci.

Bóg w swoim miłosierdziu dał mi szansę wyrwania się z tego piekielnego zniewolenia. Postawił na mojej drodze polskiego księdza, który duszpasterzuje w mojej okolicy. Tak się złożyło, że w październiku 1977 poniosłem ciężkie straty w giełdowych interesach i byłem bliski załamania. Wtedy ksiądz zaproponował mi wyjazd z całą rodziną do belgijskiego sanktuarium w Baneux, gdzie w 1932 roku objawiła się Matka Boża. Pojechaliśmy tam całą rodziną w pierwszą sobotę października. Odmawiając Różaniec w kaplicy objawień, uświadomiłem sobie, jak bardzo jestem uzależniony od giełdy i że jest to prawdziwe diabelskie bagno, w którym się powoli pogrążam. Z całą szczerością serca przedstawiłem Matce Bożej problem mojego zniewolenia., choć nie byłem jeszcze wtedy dostatecznie silny duchowo, aby przyrzec całkowite zerwanie z giełdą. Wyjeżdżając z Baneux kupiłem sobie różaniec i od tamtego czasu zacząłem każdego dnia odmawiać jedną cząstkę w intencji uwolnienia z nałogu. Jednak dalej pasjonowałem się grą na giełdzie.

W grudniu 1997 roku otrzymałem od polskiego księdza książkę siostry Emmanuel „Medjugorie lata 90”... Przeczytałem ją jednym tchem. Lektura tej książki sprawiła, że zainteresowałem się objawieniami Matki Bożej w Medjugorie. Do głębi wstrząsnęły mną słowa Maryi, że całe zło, które dotyka dzisiejszy świat, pochodzi od ludzi niewierzących, czyli od tych, którzy nie znają miłości Boga i chociaż niektórzy z nich uważają się za wierzących, to w rzeczywistości są praktycznymi ateistami, bo żyją tak, jakby Bóg nie istniał. Wojny, podziały, narkomania, samobójstwa, rozwody, przerywanie ciąży, antykoncepcja, eutanazja, nienawiść, a więc całe zło świata dzieje się z powodu ludzi praktycznie niewierzących... Zrozumiałem, jak tragiczne są w skutkach konsekwencje grzechów: mogą duchowo tak mocno zniszczyć człowieka, że zacznie on traktować zło jako dobro, a to już jest krok do znienawidzenia Boga, czyli do piekła.

Po lekturze tej książki postanowiłem jak najszybciej pojechać do Medjugorie. Wspólnie z polskim księdzem i kilkoma osobami z naszej parafii zaplanowaliśmy wyjazd na pierwszą połowę marca 1998 r. W okresie poprzedzającym nasz wyjazd na pielgrzymkę, wartość posiadanych przeze mnie akcji nagle się podwoiła. Sprzedałem wszystkie akcje, jednak ostateczną decyzję odnośnie dalszej działalności na giełdzie odłożyłem do czasu powrotu z pielgrzymki... Będąc już na miejscu, po kolacji odmówiliśmy przed zamkniętym kościołem cząstkę Różańca i poszliśmy spać... W środę odbyliśmy drogę krzyżową na górę Kriżevac. Przez cała drogę krzyżową niosłem bardzo ciężki kamień, który był dla mnie symbolem mojego zniewolenia przez giełdę. Z wielkim wysiłkiem doniosłem go do XIV stacji. Kładąc go tam, prosiłem Jezusa, aby uwolnił mnie od giełdowej obsesji i pomógł zmartwychwstać do nowego życia.

Tego samego dnia wieczorem, po Mszy świętej, o.Slavko prowadził adorację Najświętszego Sakramentu. Mówił w różnych językach. W pewnym momencie powiedział po polsku: Jezu, ufam Tobie. Stało się ze mną wtedy coś niesamowitego, gdyż w sposób namacalny doświadczyłem obecności Chrystusa. Rozpłakałem się. Były to łzy radości z odnalezienia największego Skarbu. Dopiero od tego momentu w całkiem innym świetle zobaczyłem całe moje życie. Zrozumiałem, że materialne bogactwo, pieniądze, o które tak zabiegałem, to są po prostu nic nie znaczące śmieci... Pod koniec adoracji złożyłem przysięgę Matce Bożej i Panu Jezusowi, że definitywnie kończę z giełdową grą...

Po powrocie do domu natychmiast zlikwidowałem wszystkie depozyty i definitywnie skończyłem z giełdową grą. Zebrałem również wszystkie kasety z filmami erotycznymi i porno, które miałem w swoim domu i depcząc, dokładnie je zniszczyłem, i wyrzuciłem do śmietnika razem z rzeźbą indiańskiego diabła, którą kiedyś kupiłem w Meksyku. Powiedziałem wtedy do siebie: Nażryj się diable tego gnoju, ale ja już nigdy tym świństwem karmić się nie będę.

Jest to dla mnie oczywiste, że dzięki wstawiennictwu Matki Bożej zostałem wyrwany z tej strasznej diabelskiej niewoli, z której nikt na świecie nie mógłby mnie wyzwolić i uleczyć. Stałem się nowym człowiekiem. Odkryłem, jak wielkim darem od Boga są dla mnie żona i dzieci. Od czasu pielgrzymki do Medjugorie poszczę w środy i piątki o chlebie i wodzie. Codziennie odmawiam trzy części Różańca i, o dziwo, nie tylko znajduję na to czas przy moich licznych obowiązkach zawodowych, ale teraz o wiele szybciej, lepiej i sprawniej je wykonuję. Moje uczestnictwo w Eucharystii przeżywam teraz całym sercem jako osobiste spotkanie z Jezusem. Wszystkich członków rodziny powierzyłem Matce Bożej i od tego czasu zaczęliśmy doświadczać w naszej rodzinnej wspólnocie wspaniałe działanie Ducha Świętego...” (Spät Aussiedler „Gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” („Miłujcie się” nr 5-8/1998 – tam znajdziesz całość).



„Miłosierny Bóg czekał na mnie aż 50 lat... Błądziłam po manowcach świata, stając się coraz bardziej ślepa i głucha na Boży głos, pomimo, że chodziłam do kościoła. Odgrodziłam się ogromnym murem od Maryi i od Pana Boga. Pan Bóg ścigał mnie i moją rodzinę swoją miłością i łaską, a ja wciąż uciekałam do świata i żyłam w grzechu i samowoli. Byłam umarła, doświadczałam piekła na ziemi, a ze mną moja rodzina.

W pokorze przepraszam Boga miłosiernego i Ciebie, najlepsza Matko, za wszystko zło, które w życiu uczyniłam: za pychę, bunt i samowolę, za mój upór w grzechach, za brak pokory i posłuszeństwa Bożym przykazaniom, Bożemu Objawieniu i nauce Kościoła, za niewiarę i brak ufności Bogu, za szukanie pomocy u wróżek, cyganek, za wszelkie bałwochwalstwo i zabobony, za ucieczkę od Ciebie, najlepszej Matki i od Różańca świętego, bo posłuchałam w mojej głupocie sąsiadki, która przeszła do wyznania zielonoświątkowych. Po jednym z remontów nie powiesiłam obrazu z Twoim wizerunkiem jako Królowej Polski, z którym towarzyszyłaś nam prawie od początku. Pochowałam wszystkie różańce. Myślałam w swojej głupocie, że trafię do Pana Jezusa sama i pójdę za Nim sama.

Przeliczyłam się bardzo. Zaczęłam coraz bardziej pogrążać się w ciemności grzechu, świata oraz jego przyjemnościach, w rzeczach materialnych, w posiadaniu, w spełnianiu swoich zachcianek, w egoizmie. Sama decydowałam o tym, co jest dobre, a co złe, nie zważając na Pana Boga. Żyłam w diabelskim kłamstwie i w swojej pysze przekonana, że żyję dobrze.

W domu zaczęły się wielkie problemy. Przyszły nałogi, alkohol, tańce, imprezy... Potem kłótnie, niezgoda, zupełne niezrozumienie. Synowie również popadli w nałogi. Mieli dziwne zainteresowania: ćwiczyli walki wschodu, słuchali muzyki techno, trans, dziwnie się ubierali, mieli coraz większe problemy z nauką, często chorowali. Z dnia na dzień było mi coraz bardziej smutno. W końcu odizolowałam się od ludzi, myśląc, że tak będzie najlepiej. Wpadałam w depresje za każdym razem coraz większe. Męczyły mnie bóle głowy i całej twarzy oraz bezsenność. Szukałam pomocy u bioenergoterapeutów, poszłam na akupunkturę do hindusa. Przestałam się modlić. Nie miałam pojęcia, że zawładnął mną szatan. Nie potrafiłam się skoncentrować ani myśleć logicznie... W swoim wnętrzu czułam agresję i nienawiść. Męczyły mnie natrętne myśli i mimowolne bluźnierstwa, a także dziwne lęki i zamęt...

Papież Franciszek... przypomniał słowa Léona Bloya, że „kto nie modli się do Boga, ten modli się do diabła”. Tego doświadczyłam w moim życiu, choć długo nie miałam o tym pojęcia. Byłam dzieckiem diabła, bo żyłam w grzechu i uwierzyłam w diabelskie kłamstwo, że żyję dobrze...

Grzech nie jest sprawą osobistą, on się rozlewa, i to bardzo mocno i bardzo daleko. Przekonałam się o tym, gdy widziałam, jak przeze mnie ucierpieli mój ukochany mąż, nasze umiłowane dzieci, moi kochani rodzice, a szczególnie moja mama, która jest umęczona cierpieniem, nieustannie ofiarując je Panu Bogu, a także moja jedyna siostra, która ze łzami w oczach modliła się do Maryi, i jej rodzina, która towarzyszyła jej w modlitwie.

Matka Najświętsza w 2006 roku zaprowadziła nas do Wspólnoty Przymierza Rodzin „Mamre”, gdzie ksiądz Włodzimierz Cyran zawierzył mnie i całą naszą rodzinę Niepokalanemu Sercu i polecił mi, abym czyniła to nieustannie. Sprawował nade mną i nad moimi synami bardzo długie modlitwy egzorcyzmu i uwolnienia... Od 2006 roku, niestrudzenie, modli się za nas, sprawuje egzorcyzmy ks.Michał Woliński, który z Bożej Opatrzności jest moim kierownikiem duchowym... Ksiądz Michał z wielką cierpliwością przeprowadził mnie z mrocznej jaskini, pełnej cierpienia, zła i lęków, pośród wrzasku szatana i jego demonów – do światła Bożej miłości, do Kościoła świętego i świętych sakramentów oraz do Matki Najświętszej, poprzez tak wytrwale i pokornie odmawiany Różaniec święty...

Maryja wzięła mnie za rękę i przez swoich kapłanów zaprowadziła do Chrystusa, ukazując mi Jego miłość i miłosierdzie, pokazując skarby Kościoła świętego ucząc z nich korzystać, ale i służyć Kościołowi. Uczy nowego, innego życia, życia w Bogu i dla Boga. Służebnica Pańska pokazała mi, że człowiek sam z siebie zdolny jest tylko do zła i grzechu. To łaska Boża kształtuje człowieka i jego wnętrze. Ta łaska jest dla mnie cenniejsza niż wszystkie skarby i uciechy świata. Pragnę jej strzec do ostatniego mojego oddechu, dlatego proszę codziennie na kolanach z różańcem w ręku i na świętej Eucharystii o to, bym w niej wytrwała aż do śmierci, która jest przejściem do kochającego Boga...” (więcej – całość świadectwa „Z ciemności do światła” znajduje się w „Rycerzu Niepokalanej” nr 10(689) październik 2013).



„Z erotyką zetknąłem się wcześnie, w wieku 14-15 lat. Brat przyniósł ze szkoły magazyn erotyczny, który mnie zafascynował. Następne czasopisma, które czytałem, zawierały już pornografię, również tę twardą. Później samo czytanie już nie wystarczało, chciałem sprawdzić, czy to rzeczywiście jest tak wspaniale, jak pisano. Proszę, niech nikt tego nie próbuje, bo to jest straszny nałóg, z którym ciężko zerwać, błędne koło. Gdy ksiądz powiedział mi, że to grzech, nie potrafiłem już przestać. Daremne próby zerwania z nałogiem potęgowały moją frustrację. Doszło do tego, że oglądałem „pornosy” codziennie, masturbując się przy tym. Później robiłem to jeszcze częściej, urozmaicając sobie to.

Czułem się brudny, lecz nie potrafiłem przestać. W mojej sytuacji sukcesem było to, że kolejny raz upadałem dopiero następnego dnia po spowiedzi świętej. Trwało to z krótkimi przerwami, około 4 lata. Płomykiem nadziei stało się dla mnie wasze czasopismo [„Miłujcie się”], które brat przyniósł do domu zamiast kolejnej gazety pornograficznej. Przeczytałem je i coś mnie tknęło.

Do porzucenia nałogu zdopingowały mnie świadectwa, obietnice Jezusa Miłosiernego, któremu zaufałem wbrew nadziei. Wiedziałem, że jeśli nie spróbuję, to będzie jeszcze gorzej. Znów walczyłem z nałogiem. Tym razem jednak przy pomocy Koronki do Miłosierdzia Bożego, Różańca i praktykowania 1-szych piątków miesiąca. Moje upadki były coraz rzadsze, jednak szatan wykorzystywał każdą chwilę mojej słabości. Wreszcie stał się cud. Nie musiałem już tego robić. Mój ostatni upadek miał miejsce 9 miesięcy temu... [Dziś] wiem, że Jezus Miłosierny jest najlepszym lekarzem ludzkości. Wiem, że nie osiągnąłbym tego, gdybym nie zaufał Jezusowi Miłosiernemu i Niepokalanej. Dlatego też modlę się każdego dnia o łaskę czystego serca dla siebie i bliźnich” („Slow” „Miłujcie się” nr1-2/2001).



„Kiedy byłam dzieckiem, przez jakiś czas przeżywałam próby wykorzystania mnie seksualnie przez "przyjaciela" rodziny, który w tych chwilach był pod wpływem alkoholu. Na szczęście, zawsze udawało mi się jakoś uciec. Człowiek ten jednak bardzo rozbudził moją ciekawość, a jednocześnie zablokował na dorosłych. Zwróciłam się do starszej koleżanki, a ona uświadomiła mi, o co chodzi – pokazała mi film pornograficzny. I tak się zaczęło...

Nie wiem, czy miałam wtedy choć 12 lat, ale bardzo mi się to spodobało. Na tym rosłam przy boku starszych kolegów i koleżanek, którzy mówili o seksie, nie o miłości. W domu także nie widziałam przykładu miłości. Tato zawsze pomiatał mamą, a dla mnie był zawsze nieobecny... Kiedy skończyłam pierwszą klasę technikum, mama pozwoliła mi chodzić na dyskoteki. Wtedy skorzystałam z pierwszej okazji do przyjemności... W tym czasie, w pełni świadomie przystąpiłam po świętokradzku do spowiedzi i do Komunii świętej, ale po tej Mszy zupełnie odsunęłam się od Kościoła i od Boga.

Rozszerzyłam swoje upodobania muzyczne na punk rocka, metal, aż po muzykę satanistyczną. Dla zabawy pisałam listy do duchów pijaństwa i rozpusty. Sięgnęłam też po alkohol i od początku nie potrafiłam zachować umiaru... Seks i alkohol zawładnęły mną całkowicie i nie przepuszczałam żadnej okazji do bardzo swobodnych zabaw... Oczywiście, totalnie zepsułam sobie opinie. Ci, którzy nie znali mnie osobiście, byli przekonani, że się sprzedaję, a gdy zauważono mnie samą, wytykano palcami, robiono upokarzające sceny, różne docinki, odbierałam także przykre telefony.

W moim sercu zrodził się lęk przed ludźmi, przed życiem, przed przyszłością... Lęk i wstyd stały się u mnie tak silne, że aby wyjść z domu, żeby w ogóle funkcjonować – musiałam coś wypić. Pojawiły się też lęki w nocy: czułam obecność kogoś złego, kto ciągle szyderczo śmiał się ze mnie... Wewnątrz miałam taki ból, jakby mnie chciało rozerwać od środka, ale nie mogło; pragnęłam śmierci, nienawidziłam siebie i ludzi. W końcu zdecydowałam, żeby ze sobą skończyć... Wiedziałam, że dla mnie jest za późno, że choćbym się zmieniła, opinia pozostanie, ludzie nie zapominają. Coraz częściej myślałam o narkotykach, o tym, żeby je zacząć brać, bo alkohol jakoś mi już nie pomagał zapić cierpienia...

I wtedy właśnie przyszedł Jezus; zobaczyłam Go wewnętrznie, nie potrafię tego wyjaśnić. Powiedział: ?Kocham cię, wesprzyj się na mnie i nie grzesz już więcej?. Uczułam w sercu, że On dał mi siłę, coś nowego, otworzył moje oczy na swoją Obecność. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Tego wieczoru uchwyciłam się Jezusa. Zaraz w następne dni wróciłam do Kościoła i pomimo panicznego lęku, że ksiądz mnie wyrzuci, przystąpiłam do spowiedzi. Jakże byłam szczęśliwa, że Jezus mi wybacza i że chce być w moim sercu... Siłę zniewoleń poznałam dopiero wtedy, gdy rzeczywiście chciałam zerwać z alkoholem i nieczystością. W chwilach pokus Pan dawał mi świadomość swojej obecności, patrzył na mnie z miłością i szacunkiem, a ja błagałam Go o pomoc, bo sama sobie z tym wszystkim nie radziłam... Dzięki Niemu zerwałam z dawnym towarzystwem i uwolniłam się od chorych relacji... Udało mi się zdać maturę i dostałam się na uczelnię katolicką... Miałam też wtedy szczęście być w Medjugorie. Tam zawierzyłam swoje studia i swoją przyszłość Maryi. Na poważnie wzięłam Jej prośbę o codzienny Różaniec.

Dwa lata po swoim nawróceniu, kiedy wydawało się, że już wszystko się uspokoiło, dopadło mnie coś bardzo trudnego, jeszcze owoc dawnych grzechów. Gdy tylko zaczynałam modlitwę lub wchodziłam do kościoła, przychodziły mi do głowy okropne nieczystości, myśli profanujące święte obrazy, figury, krzyże i Hostię. Po przyjęciu Komunii świętej narzucały mi się natrętne myśli. Powróciły dane lęki i pragnienie alkoholu... Ten stan pomógł mi przetrwać pewien ksiądz, którego poznałam już nieco wcześniej. Trwało to przynajmniej rok, ale dzięki jego wsparciu nie zrezygnowałam z modlitwy, Różańca i codziennej Mszy świętej, a nawet codziennie zaczęłam chodzić na adorację Najświętszego Sakramentu. Odważyłam się pojechać na rekolekcje ignacjańskie. Był to dla mnie czas oczyszczenia, uwolnienia, akceptacji siebie oraz wybaczenia sobie – do innych nie miałam zbytniego żalu, bo sama zawiniłam. Jednocześnie Pan otwierał mnie bardziej na siebie... W sercu wybrałam Pana i Jemu oddałam samą siebie – swoją psychikę, ciało, seksualność. Od tamtej pory minęło kilka lat i nie zgrzeszyłam już ciężko w tej materii” (A.G. „Oczyszcza, uwalnia, uzdrawia” „Miłujcie się” nr 1/2011 – tam znajdziesz całość)



Jest niedzielne popołudnie. Wraz z moimi kolegami Sławkiem i Jarkiem jedziemy do seminarium. W Dęblinie czekamy na pociąg do Łukowa. Każdy zajęty swoimi sprawami; jedni wracają z imienin, inni chyba z wesela, jeszcze inni z pracy… Wreszcie jest nasz pociąg. Zajęliśmy miejsca w jednym z przedziałów. Nic nie zapowiadało zbliżającej się burzy. Między przedziałami stali dwaj nietrzeźwi mężczyźni, którzy zaczęli dokuczać kobietom jadącym w pociągu.

Po kilkunastu minutach dostrzegli, że jesteśmy w przedziale. Z pewnością nie zwróciliby na nas uwagi, gdyby nie to, że mieliśmy sutanny. Podchodzą, siadają nieopodal i zaczynają coś mamrotać po pijanemu. Oczywiście zignorowaliśmy ich, bo wiadomo, że z pijanymi nie ma żadnej dyskusji. Ich natarczywość jednak wzmagała się. Sytuacja z każdą minutą stawała się coraz bardziej nieprzyjemna. W końcu nasi nietrzeźwi pasażerowie zaczęli używać nieprzyzwoitych słów, z ich ust padały obelgi pod adresem księży, Kościoła… Ludzie w przedziale zamilkli, zapewne ciekawi, w jaki sposób księża wybrną z tej sytuacji, której nie sposób dalej ignorować. Spokojnie zaczęliśmy tłumaczyć, że takie zachowanie i słownictwo w miejscu publicznym człowiekowi nie przystoi, tym bardziej, że słuchać tego muszą kobiety i dzieci. Jednak nie trzeba być prorokiem, by domyśleć się, że te starania niewiele dały. Co było robić? – myślimy. Zrodziła się w nas chęć, by im ręcznie wytłumaczyć, jak powinni się zachowywać. Jednakże sutanna… Sytuacja wydawała się beznadziejna. I właśnie wtedy, gdy wyzwiska stały się najgorsze, Sławek występuje z propozycją:

Słuchajcie, ci ludzie są opętani, pomódlmy się za nich.

Wyjęliśmy różańce i mówimy:

Teraz będziemy modlić się w waszej intencji, aby Pan Bóg wyrwał was z sideł szatańskich. Możecie modlić się z nami. W przedziale zapanowała cisza, a my zaczęliśmy głośno wspólnie odmawiać Różaniec. Nasi krzykacze zmieszali się, jeden z nich – ten bardziej trzeźwy – próbował nawet wydobyć z siebie słowa modlitwy. Przy Zdrowaś, Maryjo bardziej agresywny mężczyzna zerwał się z miejsca, głośno krzycząc:

Przestańcie, zostawcie mnie, co wy robicie, wariaci!...

Potem uciekł w głąb pociągu, trzymając się za głowę, stale coś krzycząc.

Po raz kolejny uświadomiliśmy sobie, jak ogromną moc ma modlitwa różańcowa. Była to pamiętna lekcja, dzięki której Pan Bóg nas tyle nauczył. Bo przecież różaniec w naszych rękach to nie tylko złączone paciorki, to przede wszystkim ogromna moc wstawiennictwa Maryi. (ks.Andrzej Wisio).



„...Już tej samej nocy wiedziałam, że poruszyłam temat, który nie spodobał się złym duchom. Zasnęłam przed telewizorem. Przebudziłam się o północy i od razu poczułam się nieswojo, jakby ktoś był u mnie w pokoju. Myślałam, że coś mi sie wydaje. Kiedy wróciłam z toalety znowu miałam wrażenie czyjejś obecności. Bałam się, ale w końcu zasnęłam. Wyrwał mnie ze snu koszmar. W mieszkaniu, w którym kiedyś popełniono samobójstwo śnił mi się czarny kot. Był martwy; jego głowa zawieszona była na ścianie, miał otwarte oczy. Z jednego oka ściekała krew i lała się po białej ścianie. Przestraszyłam się i wybudził mnie mój przeraźliwy krzyk. Była godzina trzecia.

Od tej pory każdej nocy budziłam się o tej samej godzinie, ze strachem tak wielkim, który paraliżował mnie od czubka głowy po stopy. Byłam tak przerażona czyjąś obecnością, że bałam się poruszyć najmniejszym palcem u nogi. Pomoc nadchodziła, kiedy zaczęłam modlić się na różańcu lub gdy wodą egzorcyzmowaną kreśliłam znak krzyża. Zasypiałam także z modlitwą na ustach. Kiedy zbliżałam się do pokoju, czułam że zły duch już tam na mnie czeka i chce mnie zastraszyć. Jakby tego jeszcze było mało, jego obecność czułam także w kotłowni. (mieszkam w domu) To były dwa miejsca, w których często przebywałam i zazwyczaj byłam sama. Kiedyś spadła mi na stopę łopatka do węgla. Nie było to fizycznie możliwe, ponieważ stała na wiaderku pełnym węgla. Jakaś siła musiała ją podnieść i skierować prosto na moją nogę. Była ostra, ale nie zraniła mnie. Znowu zły duch chciał mnie nastraszyć. Mścił się. Ale Pan Jezus czuwał by nic mi się nie stało. Którejś nocy kiedy położyłam się spać, poczułam nagle jakby ktoś mnie trzymał za szyję i nie pozwalał się podnieść. Nie mogłam ruszyć głową. Nie wiedziałam co się dzieje. Zaczęłam odmawiać Różaniec i po kilku minutach byłam wolna od tego ucisku. Zły duch znowu próbował mnie przestraszyć...

Uczestniczyłam w mszach uzdrawiających w pierwsze środy, gdzie czasami podczas modlitwy z nałożeniem rąk nogi miałam jak z waty. Było mi błogo – Duch Święty działał. O nabożeństwach pierwszopiątkowych też pamiętałam. Nie przestałam się modlić, towarzyszył mi Różaniec i koronka o 15 każdego dnia. Przyszedł jednak taki moment kiedy na samą myśl o modlitwie zaczynałam płakać. Z jednej strony bardzo chciałam, z drugiej coś nie pozwalało mi nawet wziąć do ręki różańca. Wiedziałam, że ta modlitwa działa, bo szatan chciał sprawić żebym przestała wzywać na pomoc Maryję. Takie wewnętrzne rozdarcie trwało jakiś czas. Taka niemoc i wewnętrzny ból podczas modlitwy. Któregoś razu poszłam na adorację do kościoła. I tam czekała mnie nagroda w postaci modlitwy jakiej nigdy nie przeżyłam. Jak tylko zobaczyłam Najświętszy Sakrament znowu poczułam wewnętrzny pokój. Nic nie mówiłam tylko klęczałam i patrzyłam na ołtarz. To było coś czego nie sposób opisać słowami. (Kasia z Podkarpacia http://egzorcyzmy.katolik.pl/wiedzialam-o-istnieniu-boga-ale-dopiero-teraz-wiem-ze-jest-zywy-i-obecny/ Tam znajdziesz całość).



„Jakiś czas temu odmawiałam nowennę Pompejańską w intencji uwolnienia mnie i mojego syna. Zanim się urodził oddałam go złemu duchowi, a potem nawróciłam się i bardzo żałowałam tego, co zrobiłam.

Kiedy się nawróciłam, zły duch nie dawał mi spokoju, wciąż czułam jego obecność, mojemu synkowi też przeszkadzał, gdyż dziecko w nocy budziło się z krzykiem. Gdy chciałam wyznać ten grzech kapłanowi, bardzo się wściekał i groził mi, ale cały czas czułam opiekę Matki Najświętszej. Gdyby nie to, to chyba bym umarła ze strachu tej nocy.

Po spowiedzi świętej, z nakazu kapłana ofiarowałam Komunię świętą w intencji uwolnienia, ale mimo, że czułam, iż doświadczam wielu łask od Pana, to wciąż czułam obecność złego ducha. Poprosiłam Maryję, aby znajomy ksiądz egzorcysta w modlitwie o uzdrowienie, modlił się właśnie za nas ! I tego dnia stał się prawdziwy cud, bo choć nie byłam na tej Mszy świętej, gdyż nie miałam możliwości, to w czasie, kiedy trwały modlitwy o uzdrowienie, a ja modliłam się właśnie modlitwą pompejańską o uwolnienie, poczułam nagle jakieś ciepło i wewnętrzny pokój, i jakby jakiś wielki ciężar spadł mi z serca. Od tego czasu czuję się wreszcie wolna, a moje dziecko wreszcie śpi spokojnie.

Jakże jesteś łaskawa i dobra, Maryjo, że wyrywasz człowieka nawet z takich zakrętów życiowych i ratujesz nawet tak niegodne dusze. Chwała Ci, Maryjo ! I Tobie, postrachu duchów piekielnych, święty Józefie, bo to również Twoja zasługa !” (Marta „Królowa Różańca Świętego” nr 4(8) str. 37 zima 2013).



„Kiedy pojawiły się problemy z moim zdrowiem - jeszcze w czasie podstawówki - rodzice zaprowadzili mnie do bioenergoterapeuty. Oczywiście nie znałem wtedy tego środowiska okultystycznego. Zapamiętałem tylko, że ,,użyłem” swojego sposobu. Pomyślałem, że wszystko będzie jeszcze bardziej skuteczne, kiedy w trakcie seansu będę odmawiał Różaniec. Zatem w tajemnicy przed wszystkimi odmawiałem w duchu modlitwę różańcową, usilnie przyzywając Matkę Bożą. Co się potem okazało ? Ów ,,uzdrowiciel” strasznie się nade mną namęczył i zupełnie nie mógł mi ,,pomóc” (Adam http://www.rozaniec.dominikanie.pl/025.html#top).

„Różaniec to oręż nieraz ciężki i niewygodny – o jego sile i znaczeniu przekonujemy się dopiero w chwili walki... Bóg, którego Opatrzności nic się nie wymyka – powierzył losy wojny między dobrem a złem także naszej wolnej woli. Decyzja o odmawianiu Różańca jest decyzją o podjęciu walki” (Paweł Milcarek).

„Sukcesem diabła jest to, że ludzie przestali w niego wierzyć – opowiada Dorota. Ja też, gdybym nie zaczęła żyć sakramentami, to pewnie do tej pory nie wiedziałabym, że jestem opętana. Tak jest z moimi najbliższymi – oni nie przyjmują sakramentów, więc szatan siedzi cicho. Wiadomo, że w czasie egzorcyzmów odprawianych nade mną wyszło na jaw, iż moi przodkowie mieli wiele wspólnego z demonami. Przecież te moje problemy nie wzięły się znikąd. Sytuacja mojej rodziny jest skomplikowana. Ja, moja mama i babcia, i jeszcze nawet wcześniejsze pokolenia, zajmowały się magią, ziołolecznictwem połączonym z czarami, bioenergoterapią... Do tej pory tam, skąd pochodzę, są takie "zwyczaje", że matki czy babcie odprawiają czary, żeby się dziecko "dobrze chowało"...

Całe życie tkwiłam w takim środowisku. Widziałam mamę, która zamiast wieczornego pacierza układała karty, zamiast modlitwy rozmawia z tarotem, zamiast Jezusa i Maryi, pokazywała mi zioła, talizmany i uczyła, jak się tym posługiwać. Ja sama wróżyłam, a pierwsze karty stawiałam mając 3-4 lata ! To było moje życie.... W liceum doszły "zabawy z duchami", mocna muzyka... Klimat demoniczny ciągle trwał. Duchy, karty, wróżby – była tego cała masa...

W wakacje spotkałam znajomą z podstawówki, która powiedział mi: "Chodź ze mną, fajnie spędzimy piątek". Zgodziłam się i poszłam. To było spotkanie diakonii modlitewnej; ludzie czytali tam Pismo Święte, modlili się. Tak wyglądał mój pierwszy krok, kiedy zaczęłam pytać o Jezusa... a w zasadzie to On zaczął pytać o to, co dzieje się ze mną. W tamtym okresie każda rozmowa z moją mamą kończyła się jeszcze większą kłótnią. Były "szlabany", zakaz wychodzenia na Mszę świętą, a że byłam osobą zamkniętą w sobie i nieśmiałą, więc posłusznie się do tego stosowałam...

Spotkałam w swoim życiu osoby, które zaprowadziły mnie do Kościoła. Zakochałam się w Jezusie. I wtedy zaczęły się moje problemy zdrowotne np. utrata przytomności podczas Mszy świętej.. Zaczęłam leczyć się, lecz nic się nie zmieniło. Za każdym razem, kiedy próbowałam oddawać siebie na modlitwie, problemy wracały – omdlenia, ataki epilepsji. Po wyjściu z kościoła czy po przerwanej modlitwie, wszystko mijało jak ręką odjął. Nie potrafiłam poprowadzić do końca żadnej modlitwy zawierzenia. Mimo to, uparcie twierdziłam, że to wina choroby, której lekarze jeszcze nie wykryli. Było to dla mnie oczywiste !

Na jednych rekolekcjach, w których uczestniczyłam, poznałam mojego obecnego męża Maćka... Na początku mojej drogi do wolności był taki moment, że mieliśmy już przygotowane dokumenty, aby wnieść sprawę rozwodową, choć wiedziałam, że go kocham... Wiesz – mówił z drżeniem w głosie – przestaliśmy się rozumieć, staliśmy się tak naprawdę, obcymi sobie ludźmi...

Maciek stale mi towarzyszył. Kiedy było źle i szatan się ujawniał, to on natychmiast reagował. Modlił się, dzwonił do przyjaciół i ich także prosił o pilną modlitwę... Bez takiego wsparcia, moje uwolnienie nie byłoby możliwe... Mąż tak się otworzył na działanie Ducha Świętego, że choć z bólem i fizycznym strachem – cały czas trwał przy mnie. Nieraz było tak, że modlił się po cichu za mnie w drugim pokoju, a ja nagle wpadałam z wrzaskiem i zaczynałam manifestację szatańską. Zły duch, który był we mnie, chciał go zabić, gdyż brałam np.. nóż z kuchni i rzucałam się na niego. Wiele było takich sytuacji, a on to dzielnie znosił...

Po pewnym czasie pojechałam na modlitwę wstawienniczą do egzorcysty, ale trwałą bardzo krótko, bo demon od razu się ujawnił. Wtedy wszystkie problemy zaczęły narastać – nie mogłam w ogóle wejść do kościoła, nie potrafiłam się modlić, często mówiłam językami, których się nigdy nie uczyłam, miałam wstręt do wszystkiego, co poświęcone, ściągałam obrączkę, krzyżyk, nie umiałam wypowiedzieć choć słowa modlitwy...

Regularna walka o wolność zaczęła się w 2006 roku i trwała 6 lat... Na początku, na egzorcyzmy chodziłam co 10 dni. Razem z rozmową, trały około godziny. To był bardzo intensywny czas... Podczas demonstracji Złego, jedną ręką potrafiłam podnieść mężczyznę ważącego ok. 100 kg . Leżąc, mogłam unieść nogami dwóch czy trzech mężczyzn o podobnej wadze... Kiedyś, w czasie modlitwy w moim domu, Maciek położył na mojej piersi metalowy krzyż. I ten krzyż po prostu złamał się jak zapałka. Według emerytowanego materiałoznawcy górnictwa, tak równe złamanie twardego metalu wymagało obciążenia ok. 800 kg . Przy słabszym nacisku najpierw wystąpiłoby wygięcie. A tu, złamanie równiutkie, jakby od linijki...

W czasie modlitwy, kiedy kapłan kładł na moje ciało różaniec, to ta część ciała była nieruchoma, spokojna. Ja natomiast odczuwałam, jakby ktoś kładł na mnie stos kamieni albo kostki lodu... Gdy bracia z diakonii modlitewnej wiązali mi nadgarstki czy stopy różańcem, to wtedy był spokój. Różaniec to potężna broń !

Już kiedy byłam egzorcyzmowana, weszłam w pakt z szatanem. Chciałam popełnić samobójstwo, ale z powodu rozmaitych przeszkód, każda próba kończyła się fiaskiem... Postanowiłam więc poprosić diabła o pomoc i wtedy pierwszy raz podpisałam cyrograf. Zrobiłam to bardzo świadomie. Od tego momentu szatan rościł sobie ogromne prawo do mnie. Chciałam skończyć ze sobą, bo w dalszym ciągu czułam się bardzo samotna. Wszystkie plany związane z nauką czy zdrowiem, waliły się, małżeństwo też się sypało, a do tego problemy z macierzyństwem. Moja psychika nie wytrzymała i chciałam to zakończyć. Poza tym, nie ufałam Jezusowi, nie kochałam Go, nie zawierzyłam Mu. Dzisiaj wiem, że w chwilach trudności zamiast narzekać, trzeba upaść... Upaść na kolana ! Teraz staram się zgadzać z wolą Jezusa, jakakolwiek ona będzie. Owszem są pokusy i wiem, że moje zawierzenie nie jest doskonałe, ale pozwalam działać Chrystusowi.

Znajdowałam się pod stałą opieką psychiatry i egzorcysty... Cały czas brałam leki na wyciszenie, ale egzorcysta zarządził modlitwy. W takich sprawach trzeba być ostrożnym, a stały kontakt z psychiatrą jest bardzo potrzebny. Musiałam odciąć się od źródła zła. Każdej rzeczy, którą miałam od mojej mamy czy babci, należało się pozbyć. Ubrania, pamiątki, zdjęcia, plecaki, dosłownie wszystko... Niektóre rzeczy wyrzucałam wiele razy, ale one w dziwny sposób wracały... Było mi bardzo ciężko pozbywać się tych pamiątek rodzinnych, ale taka była cena wolności. Musiałam usunąć wszystko z czasów, kiedy mieszkałam z mamą. Dlaczego ? Bo mama mogła rzucić na to urok.

Walka trwała – o każdą Komunię Świętą, o każdą modlitwę, akt strzelisty, błogosławieństwo, spowiedź. O wszystko ! Jezus cały czas mi pokazywał: "Popatrz, po to zostawiłem ci sakrament pojednania, żebyś przyszła i wyznała grzechy. Chcę cię przytulić do swojego serca"... No i wreszcie jestem wolna ! Wolna od stycznia 2012 roku. To najpiękniejszy czas, jaki dane mi było przeżyć... Po uwolnieniu Jezus uzdrowił mnie ze wszystkich chorób – wyleczył stawy, padaczkę, toczeń, a to wszystko z dnia na dzień. Odstawiłam leki i zrobiłam badania, aby to potwierdzić. Jestem zdrowa ! A to, że jestem wolna, nie oznacza, że to już jest koniec drogi. To dopiero początek. Żeby wytrwać w wolności, trzeba być w stanie łaski uświęcającej...” („Wzięłam rozwód z szatanem” „Czas serca” nr6/2012 – tam znajdziesz całość)



„Moje życie było pełne cierpienia i niepowodzeń. Szukałam porady u wróżek, jasnowidzów... wciąż wierzyłam w ich słowa. Czekałam na to, co mi powiedziały: na pracę, cudownego partnera, ale nie pojawiło się ani jedno, ani drugie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to wszystko było złe. Potem sama kupiłam sobie karty tarota i wierzyłam, iż dzięki nim, sama będę umiała rozwiązywać swoje problemy. Ale jakże byłam głupia ! Przecież właśnie dlatego miałam te problemy. Zarówno u mnie, jak i u córki pojawiały się choroby, których lekarze nie mogli wyleczyć. Zły rządził moim życiem, więc jak miało być dobrze ?

Jesienią 2014 roku, pewna kobieta powiedziała mi o nowennie Pompejańskiej. Przeczytałam w internecie, na czym ona polega i zaczęłam zastanawiać się, czy dam radę ? Ja ? Przecież nawet nie potrafiłam odmawiać Różańca... Byłam zrozpaczona swoją sytuacją. Ale w październiku zaczęłam ją odmawiać. Pozornie sytuacja nie zmieniła się. Nie zaczęłam zarabiać więcej. Nie poznałam partnera życia, lecz mimo, że znowu popełniłam grzech ciężki, udając się do jasnowidza, Matka Boża okazała mi ogromną miłość. Dzięki Niej stałam się radośniejsza i zaczęłam zbliżać się do Kościoła, jednak nadal nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak złe są karty tarota i wizyty u wróżek. Wprawdzie w grudniu zaczęłam odmawiać drugą nowennę, ale karty tarota wciąż były w moim domu. Ale przed świętami Bożego Narodzenia, po 14 latach udałam się do spowiedzi... Przez cały czas miałam kontakt z osobą, która powiedziała mi o nowennie. Wspierała mnie, bo nie było mi łatwo. Zły walczył ! Podczas drugiej nowenny miałam dwa załamania, było bowiem gorzej niż wtedy, kiedy się nie modliłam. Księża mówili mi, że to zły walczy. I walczył ! Nie mogłam modlić się, czułam ściskanie w gardle, ale nie poddawałam się. Wtedy powiedziano mi, że trzeba pozbyć się z domu wszystkich przedmiotów związanych z tarotem, dziwnych figurek itp.

Po tej niesamowitej spowiedzi wróciłam do domu i zaczęłam pakować do worków karty tarota, książki o tarocie, książki Paula Coelho i inne. Było tego mnóstwo. Nawet nie wiedziałam, że aż tyle tego się uzbierało. Córka miała w pokoju dużą figurę Izis, bogini egipskiej, przywiezioną z wakacji. Kiedyś przeczytałam w internecie, że Egipcjanie uważają, iż ona jest Matką Boską. Na niektórych podobiznach trzymała dziecko, podobnie jak Maryja. Ta figura też powędrowała do śmieci, czego córka nie mogła mi darować. Kiedy szłam do śmietnika, zerwała się ogromna wichura. Z trudem otworzyłam drzwi klatki schodowej, aby wydostać się na zewnątrz.

Następnego dnia córka moja wstała rano z ogromnym krzykiem. Nigdy u niej czegoś takiego nie widziałam. Nagle, bez powodu, zaczęła mnie kopać, co nigdy dotąd się nie zdarzyło, gdyż była mądrą, zrównoważoną dziewczynką. To ona zawsze namawiała mnie do pójścia do kościoła w niedzielę, jednak tym razem było inaczej. Kiedy patrzyłam jak płakała, że nie pójdzie do kościoła, byłam w szoku. Błagała mnie, żebym ja też nie poszła. Mimo to, poszłyśmy obie. Byłyśmy też na jednej z niedzielnych mszy o uzdrowienie. Jednak od tego czasu w naszym domu wszystko zaczęło się psuć. Wszystko. W poniedziałek, gdy przyszłam do pracy, powiedziano mi, że alarmy włączały się całą noc i sprzęt się zepsuł.

Modliłam się. Teraz, kiedy kończę część błagalną, jestem już innym człowiekiem. Jestem szczęśliwa. Mój mąż, który od 2 lat nie płacił alimentów – od listopada płaci. Ma własną firmę, wznowił działalność. Nie pije już alkoholu. Po raz pierwszy od pół roku zadzwonił do córki, a potem odwiedził ją. Widzieli się w Święta. Teraz, razem z córką, uczestniczymy w rekolekcjach. W naszym domu panuje zgoda i spokój. Jest miłość. To niesamowite...” (Anna „Królowa Różańca Świętego” nr 2/2015).



Tarot (nie)prawdę Ci powie ?

„Moje życie składało się z kart. ? Ktoś ? od lat pomagał mi rozwijać talent wróżbiarski. Zły zaczął się stopniowo ujawniać w moim życiu. W końcu podjęłam próbę wyzwolenia.

Zajmowałam się tarotem marsylijskim, jednym z najcięższych, jeśli chodzi o magiczne (demoniczne) możliwości. Nawet teraz przechodzą mnie ciarki, kiedy do tego wracam? Karty były moim życiem. Na początku musiałam się nauczyć rozkładów, opanować znajomość symboli i powiązań między kartami. Trochę mi to zajęło, ale bardzo się starałam i angażowałam całą siebie. Kontemplowałam karty, rozmawiałam z nimi jak z ludźmi. Właściwie już po kilku tygodniach czułam, że mi wychodzi. Znajomi pytali, a ja im mówiłam, co się wydarzy i co robić, żeby być szczęśliwym (Panie Boże, przepraszam!). Wróżyłam bez opłat. Po roku byłam świetna, po dwóch ? rewelacyjna. Właściwie zajmowałam się tylko tym. Przychodziły do mnie koleżanki, a ja wspierałam je w trudnych sytuacjach życiowych, służyłam radą, którą podpowiadały karty. Miałam misję ? chciałam pomagać innym. Nie było w tym nic złego, tylko sposób, jaki wybrałam, okazał się zupełnie zgubny. Moje życie składało się z kart tarota.

Wtedy jeszcze nie działy się żadne nadzwyczajne rzeczy. Na początku chodziłam do kościoła, byłam lubiana, trochę zamknięta, ale zawsze uśmiechnięta i miła dla ludzi. Potem Kościół nie był mi już jakoś potrzebny, przestałam uczestniczyć we Mszy świętej (na długie lata, jak się okazało). Wszystko by tak pewnie trwało, gdyby nie mój tata, który zauważył, że siedzę w domu, nigdzie nie wychodzę i coraz gorzej wyglądam. Domyślił się, że źródłem problemu mogą być karty ? moje jedyne zajęcie. Pewnego dnia, po przyjściu ze szkoły, chciałam je pokontemplować. Sięgnęłam do szuflady, a tam ich nie było! Ogarnęły mnie furia i rozpacz. Za wszelką cenę musiałam ich dotknąć, żeby poczuć się bezpiecznie. Zaczęłam krzyczeć, a potem prosić, żeby rodzice oddali mi karty. Czułam się tak, jakbym błagała o życie, stojąc pod ścianą i czekając na egzekucję. To, co się ze mną działo, nie było normalne. Podjęłam próbę wyzwolenia się z nałogu.

Zły walczył o mnie zawzięcie

Pierwszym krokiem było spalenie tarota. To był zwrot w mojej historii. Nigdy już żadnych kart ponownie do ręki nie wzięłam. Jestem rodzicom za to bardzo wdzięczna. Dzisiaj myślę, że na długo przed rozpoczęciem procesu mojego uzdrawiania ktoś musiał się za mnie modlić, abym odzyskała światło życia. Pewnie była to mama. Wszechobecna reklama tarota wzbudzała we mnie niepohamowaną tęsknotę za kartami. Męczyłam się strasznie, to doświadczenie jest nie do opisania. Nie było we mnie radości i chęci życia. Nie potrafiłam myśleć o normalnych rzeczach. Straciłam poczucie sensu czegokolwiek. Czasami miałam takie chwile, że próbowałam się modlić, ale niesamowicie ciężko mi to przychodziło. Prosiłam Pana Boga, aby przywrócił mi normalny stan postrzegania świata.

Wyrzuciłam wszystkie książki i rzeczy związane z okultyzmem. Wtedy poczułam, z kim mam do czynienia. Zły wiedział, że mnie traci i zaczął się ujawniać. Przychodziły mi do głowy dziwne obrazy, tak po prostu, bez powodu. Widziałam w myślach zdarzenia, które dotyczyły przyszłości: śmierć, choroby i nieszczęścia ludzi. Modliłam się i czułam, że moja modlitwa jest niewystarczająca. Miałam świadomość, że nie jestem ,,sama?. Ktoś od lat ? pomagał ? mi rozwijać talent wróżbiarski, a ja myślałam, że te myśli i wizje pochodziły z kart, które dobrze tasowałam. W mojej głowie nagle zaczęły pojawiać się bluźnierstwa, których nie mogłam opanować. Ktoś budził mnie w nocy, czułam czyjąś złowrogą obecność i zwijałam się ze strachu. Miałam myśli samobójcze. Tak jakby Zły upominał się o swoje i groził, że mnie zabije.

Walczyłam o normalne myślenie i przegrywałam. Życie traciło dla mnie blask. Gdy byłam w pokoju i próbowałam zasnąć, wtedy duże, czarne robaki chodziły mi po pościeli, czasami drzwi od pokoju wykrzywiały się albo światło zapalało się samo. Na ulicy spotykałam dziwne osoby, jakichś szaleńców z obłędem w oczach. Zaczepiali mnie, o coś pytali. Wiedziałam, że oni wszyscy mają ze sobą coś wspólnego. Teraz myślę, że to Zły wysyłał podejrzanych ludzi, aby mi pokazać, że świat jest jego i że ? nie ucieknę. Czasami w pokoju słyszałam złowrogie warczenie psa. Koszmar bez końca. Miałam już przygotowany plan samobójstwa.

W imię Jezusa wyrzekłam się zła

Im więcej się modliłam, tym bardziej byłam wyczerpana. Powracały mi siły, gdy inni modlili się za mnie. Tych modlitw było dużo. Gdy człowiek jest na tyle silny, że ma świadomość wagi problemu, musi uroczyście wyrzec się nieprawości, aby rozpocząć naprawę życia. Przygotowywałam się długo do tego momentu. Otoczona licznymi modlitwami wielu znajomych, podjęłam wreszcie takie wewnętrzne wyrzeczenie się zła i wszelkiego okultyzmu w imię Jezusa Chrystusa.

Działo się to w ciągu dnia, w moim pokoju, gdzie zawsze wróżyłam. W momencie, gdy uroczyście podejmowałam decyzję zerwania z tarotem, zobaczyłam nagle ohydną postać, podobną do wilkołaka, tyle że nieporównywalnie brzydszą i realną. Stałam jak wryta. Pamiętam tę nienawiść w jej oczach. Czegoś takiego nie widziałam u żadnego człowieka. Odruchowo zaczęłam mówić Zdrowaś Maryjo. Po chwili postać zniknęła i już nigdy się nie pokazała. Matka Boża jest kochana i zawsze przychodzi z pomocą. Ona jest niesamowitym uosobieniem piękna, potęgi i pokory, a złe duchy reagują na Maryję jak szczury na widok ognia w ciemnej piwnicy. Po tym zdarzeniu udałam się do egzorcysty, żeby zostać uwolnioną i uzdrowioną w imię Chrystusa i mocą Jego łaski. Tych spotkań było kilka. Od tamtego czasu minęło pięć lat. Chwała Jezusowi, że mnie wyrwał z otchłani. Niestety, wielu jest takich, którzy nie chcieli uznać tego grzechu i poginęli. Mam za co dziękować.

Demony kart nie znają przyszłości

Ogólne zagmatwanie życia powoduje, że szukamy szybkich odpowiedzi. I wróżby nam ich udzielają. Często dowiadujemy się od wróżek takich rzeczy, że wpadamy w osłupienie, bo przecież nikt nie mógł o tym wiedzieć. Tutaj właśnie jest haczyk, na który ludzie dają się złapać, ponieważ myślą, że wszystko, co mówi wróżka, jest prawdą.

Tarot jest bezpośrednim wejściem w magię. Karty zostały tak pomyślane, aby demony mogły działać we wszystkich obszarach życia człowieka i odgrywać rolę istoty wszechwiedzącej. Sam fakt posługiwania się kartami tarota jest równoznaczny z używaniem zaklęć w celu przywoływania duchów. Osoba wróżąca nie musi o tym wiedzieć, poza tym chodzi właśnie o to, żeby nie wiedziała. Kiedy zadajesz kartom pytanie o przyszłość, wtedy łamiesz pierwsze przykazanie. Demony kart nie znają przyszłości. Mają jednak intelekt i potrafią łączyć pewne zdarzenia. Zły nie zna też naszych wszystkich myśli. Są wróżki, które myślą, że dary te pochodzą od Boga. Taka osoba jest podwójnie zapętlona.

Grzech daje Złemu dostęp do wiedzy o naszym złym życiu. Dlatego, gdy ludzie przychodzili do mnie, to widziałam niektóre zdarzenia z ich życia, bo Zły miał do nich dostęp przez ich grzech. Ja otrzymywałam to w postaci obrazów, bo sama byłam na grzech otwarta. Zły montuje historie z wydarzeń prawdziwych, prawdopodobnych i nieprawdziwych, a ludzie myślą, że całość jest prawdą. Zły duch nie zna także przyszłości i nie panuje nad czasem, tylko Bóg jest władcą czasu.

W Kościele ? uzdrowienie!

Jednym ze zwycięstw złego ducha we współczesnym świecie jest sprowadzenie go do postaci folkloru, nierozpoznawanie go jako realnego i inteligentnego zła. Wiem, że trudno jest wytłumaczyć ludziom, którzy odeszli od Kościoła, że są zagrożeni. Wierzę jednak, że Ewangelia ma moc Boga, który wie, jak dotrzeć do człowieka i przemienić go ? jeżeli tylko się na Niego otworzymy. Bóg ma moc wyrwać nas z sideł Złego.

Pierwsze przykazanie ? ?Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną? ? nie jest przypadkowe w kolejności. Jeśli ta przestrzeń wypełniona jest przez Boga, to nasze życie staje się sensowne, a my sami otrzymujemy siłę, aby dobrze i pięknie je przeżyć (choć nikt nie mówi, że będzie łatwo), ale jeśli nasza ignorancja zaciemnia nam prawidłowy ogląd świata, to dosyć szybko miejsce Boga zajmą bożki. W tę właśnie przestrzeń próbuje wejść Zły. Podsuwa nam różne praktyki rozszerzania świadomości, przepowiadania przyszłości, żeby w końcu samemu się tam zagnieździć, żeby zniszczyć człowieka. Zły odciąga go od Kościoła, bo tam jest Jezus ? nasze zbawienie. Kiedy przestajemy czerpać siłę z sakramentów, to tracimy wrażliwość duchową i odporność na przeciwstawienie się złu.

Osoby, które zajmowały się magią, mimo odbytej spowiedzi, potrzebują dokończenia procesu uzdrawiania i przywracania do życia. Aby otrzymać łaskę uzdrowienia, potrzebna jest pokora i otwarcie się na Jezusa Miłosiernego, który odpuszcza grzechy. Jego miłość daje siły do naprawienia błędów.

Jestem szczęśliwa, że żyję. Wiem, że Bóg mi wybaczył, dał nowe życie i tak cofnął czas, że na moim zegarze jest ciągle za pięć dwunasta. A niedawno wydawało mi się, że nadchodzi czarna noc. (Ania Źródło: http://www.zdrowaśka.pl/tarot-nieprawde-ci-powie/).



"Pewna kobieta trafiła do kapłana na rozmowę skarżąc się, że nie może mówić Różańca, nie była u spowiedzi już osiem miesięcy; gdy wchodzi do kościoła, coś ją wypycha, nie może nawet słuchać "Radia Maryja", jednym słowem nie wiedziała, co się z nią dzieje. Kapłan zapytał, czy nie była u znachora, bioenergoterapeuty, bądź w dzieciństwie nie bawiła się w wywoływanie duchów. Odpowiedziała, że nie. Pomodlił się nad nią. Za dwa tygodnie odwiedziła go ponownie ze swoja przyjaciółką. Powiedziała, że błogosławieństwo bardzo jej pomogło, ale stan poprzedni wraca.

Szukając przyczyny, kapłan ponownie zapytał, czy nie korzystała z usług uzdrowicieli. Zaprzeczyła. Zaczęła jednak opowiadać o problemach z synem, który był alkoholikiem, wracał codziennie pijany do domu. Z tego powodu zaczęła cierpieć na bóle migrenowe i wtedy usłyszała o pewnym księdzu, który leczy wahadełkiem. Postanowiła skorzystać z jego „cudownej terapii uzdrawiającej”. Pojechała, poruszył wahadełkiem, i - „wszystko jak ręką odjął”

_Od kiedy nie może Pani odmawiać Różańca, słuchać „Radia Maryja”, spowiadać się, a nawet przestępować progu kościoła ? – spytał ksiądz, z którym rozmawiała. Po długim namyśle kobieta odpowiedziała: - „Właśnie od wtedy”.

Czy chcesz pozbyć się tego wszystkiego ?

Już od dawna _ powiedziała ze smutkiem. W moim domu spotyka się Kółko Żywego Różańca, a ja nie mogę w tych modlitwach uczestniczyć.

Czy wyrzekasz się ?... Tu następuje wyrzeczenie się szatana i wszelkiego grzechu, potem modlitwa, spowiedź i wyznanie wiary w Jedynego Boga. Szczęśliwa kobieta mogła w końcu ze łzami w oczach odmawiać Różaniec” (Czesław Ryszka „Spotkania z egzorcystami” – patrz bibliografia).

„Po udanym egzorcyzmie, kiedy demony opuściły opętaną osobę, przychodzi natychmiastowa ulga. Wszystkie dolegliwości znikają. Człowiek może się już modlić. Ale jeśli jego wiara jest nadal słaba, to choć związki z szatanem właśnie zostały zerwane, jednak więź z Panem Jezusem nie jest dość mocna. Potrzebny jest okres rekonwalescencji.

Na swojej stronie internetowej (http://www.petrus.kielce.opoka.org.pl/) – mówi egzorcysta ks.Piotr Markielowski – umieściłem wskazówki dla tych osób. Przede wszystkim powinna być tu praktykowana częsta, codzienna modlitwa; częsta, może nawet codzienna Eucharystia, Różaniec, Koronka do Miłosierdzia Bożego, adoracja Najświętszego Sakramentu; częsta duchowa Komunia święta, zwłaszcza wtedy, gdy nie ma dostępu do kościoła; lektura Słowa Bożego. Bardzo ważna jest modlitwa rodzinna, modlitwa rodziców...” (Artur Winiarczyk „Egzorcysta” nr 9/2013 – tam znajdziesz całość).

***

Pamiętaj o tym, że różaniec, na którym się modlisz, musi być poświęcony ! To bardzo ważne, gdyż z tym związane jest błogosławieństwo dla osoby, która używa go ! Nie ma z tym większych trudności, bo wystarczy, że po jakimkolwiek nabożeństwie wejdziesz do zakrystii i poprosisz księdza o poświęcenie różańca. Każdy kapłan to uczyni wspierając swe działanie odpowiednią modlitwą Kościoła.

I nigdy, przenigdy nie daj się ponieść próżnej ciekawości, aby zajrzeć na jakąkolwiek stronę satanistyczną, ezoteryczną czy okultystyczną. Bo samo twoje wejście na tę stronę, samo użycie klawisza „Enter” może być potwierdzeniem, że wyrażasz zgodę na to, by mieć coś wspólnego z szatanem; może być w tym ukryta inicjacja satanistyczna, która niebawem może się ujawnić w twoim życiu ! Podobnie rzecz się ma z grą komputerową pod tytułem „Diablo”.

CO JESZCZE POWIEDZIANO NA TEN TEMAT ?


reprod. ze strony http:\www.parafiawolynce.pl\pw_kolo_roz.html

„Czuje się coś szatańskiego w nienawiści, jaką u różnych osobistych nieprzyjaciół Boga i Kościoła budził Różaniec. Wolno się domyślać, że nienawiść ta jest odgłosem wściekłości szatana z powodu szczególnej potęgi modlitwy różańcowej. Modlitwa ta jest potęgą Boga w naszych słabych rękach” (ks. Kazimierz Siemieński).

„Dopóki słowa Apostoła: „Nie dawajcie miejsca diabłu!” nie staną się dla ludzi naszych czasów podstawą katolickiego światopoglądu, dopóki nie zwalczymy nieokiełznanej a modnej wolności wiary, sumienia, słowa i prasy, dopóty nie zbudujemy Królestwa Chrystusowego. Trzeba wpierw wygnać diabła! Różaniec ma działać w tym kierunku jak wszechstronna, potężna ofensywa przeciwko demonom we wszechświecie. Ma oczyszczać, uwalniać od diabła” (ks.A.Żychliński).

„Różaniec musi też zatem działać jak modlitwa adwentowa, prostować ścieżki dla piękniejszej, katolickiej przyszłości. Z Różańca promieniuje zwycięską radością, rozstrzygający walkę Boski optymizm, jakby zbliżały się Zielone Świątki. Gdy ludy modlą się wraz z Maryją, to bliski jest Duch Święty” (ks.A.Żychliński).

„We wszystkich przypadkach działania Złego doradzam odmawianie Różańca Świętego. To potężna broń. Pamiętajmy, że Matka Boża podczas objawień w Fatimie wzywała nas do codziennego odmawiania Różańca !” (ks.David Francesquini – egzorcysta brazylijski).

„Różaniec to najpotężniejsza modlitwa. Kiedy się modlisz [na różańcu] to tak, jakbyś wiązał sznur na szyi szatana” (św.Teresa z Avila).

„Każde „Zdrowaś Maryjo” jest jak cios w moją głowę. Jeśli chrześcijanie wiedzieliby, jak potężny jest Różaniec, byłby to mój koniec” (powiedział diabeł podczas egzorcyzmów „Egzorcysta” nr 10(14) październik 2013)

„Szatan nienawidzi Różańca, gdyż przypomina on modlącemu się, Kto będzie ostatecznym Zwycięzcą ! Dla niego ta modlitwa jest jak święty zapach – pali go w nozdrza i każe mu się wycofać” (ks.Kenneth J.Roberts).

„Różaniec, to jedno z trzech sakramentaliów, szczególnie aprobowanych przez Kościół (obok szkaplerza i Cudownego Medalika), stanowiące skuteczną broń w walce ze złym duchem, który nienawidzi tej modlitwy” („Rycerz Niepokalanej” nr 10(641) z października 2009).

„Różaniec to ciężki kaliber w walce ze złym duchem” (ks.Jarosław Międzybrodzki – egzorcysta).

„Ojciec Pio powiedział pewnej osobie: "Istnienie piekła jest prawdą naszej wiary, a szatan istnieje ! Tylko modlitwą różańcową można go pokonać". Ojciec Pio "tą swoją bronią", jak nazywał paciorki różańca – pokonał rzesze diabłów” (Winczyk-Sowa).

„Każdy człowiek codziennie jest atakowany przez Złego wieloma myślami, które niczego nie budują oprócz stresu, dlatego ciągła modlitwa różańcowa jest zaporą dla tych myśli” (wg Jana Budziaszka),

„Różaniec święty jako modlitwa egzorcystyczna sam w sobie jest już zwycięstwem nad złym duchem” (Paweł z Lublina „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec”).

„Różaniec jako Moja własność i Mój dar, jest przez widzialnych i niewidzialnych dla was wrogów tak samo nienawidzony i zwalczany, jak Ja ze swoim Synem” (MB do Barbary Kloss)

„Różaniec, to znak rozpoznawczy dla szatana, gdyż wskazuje na łączność ze Mną, której [szatan] się lęka, a która zawsze zwyciężam go” (MB do Barbary Kloss).

„Modlitwa różańcowa zapewnia opiekę Najświętszej Maryi Panny, dzięki której możemy walczyć, zwyciężać i niszczyć piekielne demony” (św.Jan Bosco).

Różaniec jest przedłużeniem Zdrowaś Maryjo, którym można uderzyć, zwyciężyć i zniszczyć wszystkie piekielne moce”.(św.Ludwik Maria Grignion de Montfort).

„Zawsze odmawiajcie Różaniec, róbcie to tak często, jak tylko jest możliwe. Szatan zawsze próbuje zniweczyć tę modlitwę, lecz nigdy tego nie osiągnie. To jest modlitwa Tego, który jest Panem wszystkiego i wszystkich. A Matka Boża nauczyła nas tej modlitwy, jak kiedyś Pan Jezus nauczył nas „Ojcze nasz” (św.o.Pio).

„Trzymajcie zawsze w swojej ręce Broń Maryi, a zawsze i wszędzie odniesiecie zwycięstwo nad piekielnymi wrogami” (św.o.Pio).

„Książę tego świata będzie robił wszystko, żeby ludzie nie wzięli różańca do ręki, bo Różaniec jest dla niego największym zagrożeniem” (Jan Budziaszek)

„Musimy wiedzieć, że kiedy my na ziemi odmawiamy pozdrowienie anielskie, Maryja stoi przed tronem Bożym i załatwia nasze sprawy. Ale najważniejsze jest to, że demony nie mogą nas wtedy dosięgnąć, bo nie przebiją się przez słowo "Maryja" (Jan Budziaszek).

„Odkąd szatan został zwyciężony pokorą i Męką Jezusa Chrystusa, nie może on już prawie nigdy napaść na duszę uzbrojoną rozmyślaniem tych tajemnic, a jeśli ją napadnie, zostaje haniebnie zwyciężony” (ks.kard Roger Hugues)

„Odmawiajcie Różaniec zawsze i dobrze. Szatan dąży do zniszczenia tej modlitwy, ale nigdy mu to się nie uda, gdyż jest to modlitwa Tej, która zwycięża wszystko i wszystkich !” (św.o.Pio).

„Zarówno różaniec, mimo iż jest narzędziem materialnym, jak również fakt, że święci posługiwali się nim, aby spętać szatana i wydalić go z ciała opętanego, jest przerażający dla diabła, co poświadcza wiele historii” (wg św.Ludwika Marii Grignion de Montforta).

„Aby uzyskać wstawiennictwo Matki Boskiej na rzecz nas samych w walce z szatanem, nie ma nabożeństwa bardziej wskazanego niż Różaniec” (Antonio A.Borelli)

„Różaniec ma wielką moc nad szatanem. Ja sama ustanowiłam tę modlitwę dla was. Dzieci Moje, które odmawiają Różaniec, są mocno ze Mną związane i nie mogą pójść na zatracenie. Bóg kocha modlitwę różańcową” (MB do Justyny Klotz).

„Wszystkie tajemnice razem wzięte i każda poszczególna, to pokazanie walki z szatanem i z całym piekłem oraz sposobu zwyciężania go... Wojsko uszykowane do boju – to wielu jednakowych żołnierzy i takim wojskiem jest Różaniec, który się składa z wielu jednakowych modlitw” (MB do Barbary Kloss).



„Różaniec jest najpotężniejszą bronią odpędzającą demony... Poza tym Różaniec Maryi ma wielką wartość nie tylko jako narzędzie do pokonania tych, którzy nienawidzą Boga i wrogów religii, ale również dlatego, że zachęca, podtrzymuje i przybliża do naszych dusz cnoty ewangeliczne” (Ojciec Święty Pius XI).

„Różaniec jest barierą, zaporą przed ogniem piekielnym. Przez Różaniec tworzą się wyspy, gdzie nie wolno działać złym duchom. Kto zaś nie jest uzbrojony różańcem, przepasany różańcem, wsparty różańcem, umocniony różańcem, oczyszczony różańcem – niech nie myśli, że może wystąpić do walki z szatanem” (MB do Barbary Kloss).

Różańcem chcę obsiać cały świat i o tę siejbę Moją toczy się ustawiczna walka, jak w Ewangelii. W tej siejbie Mojej może brać udział mnóstwo ludzi i każdy może współdziałać jak potrafi, na ile go stać, jest to bowiem wiązka miłości wszystkich chrześcijan na świecie i znak, po którym rozpoznają się prawdziwe dzieci Boga i Moje od krańca aż do krańca ziemi. Znak rozpoznawczy dla szatana, który wskazuje na łączność ze Mną, której się lęka, a która zawsze zwyciężam go” (MB do Barbary Kloss).

„Pragnę jedynie, by Różaniec stał się dla was życiem. Módlcie się i miejcie go zawsze pod ręką. To dla szatana znak, że do mnie należycie” (MB w Medjugorie 25 lutego 1988).

„Uzbrójcie się bronią Boga, uzbrójcie się w różaniec, a zmiażdżycie głowę szatana i pozostaniecie niewzruszeni wobec wszelkich jego pokus” (św.Ludwik Maria Grignion de Montfort).

„Odmawiajcie pilnie Różaniec. Przez tę modlitwę zagrodzicie drogę duchowi zniszczenia. On chce was unicestwić ! Odmawiajcie Różaniec. Tego muru nie pokona żaden zły duch” (MB).

„Ledwie się obudzisz, nie pozostawiaj ani sekundy szatanowi, zaczynaj odmawiać Różaniec – nawet wtedy gdy pracujesz: myjesz naczynia czy cokolwiek innego robisz – bo wtedy nie dajesz miejsca szatanowi, żeby pracował w twoich myślach. A poza tym kroczysz w wolności i zawsze jesteś spokojny” (św.o.Pio).

„Kochajcie Maryję i starajcie się, by Ją kochano. Odmawiajcie zawsze Jej Różaniec i czyńcie dobro. Dzięki tej modlitwie szatan spudłuje swe ataki i będzie pokonany, i to na zawsze. Jest to modlitwa do Tej, która odnosi triumf nad wszystkim i nad wszystkimi” (św. o.Pio).

„Jedno tylko dobrze odmówione „Zdrowaś Maryjo” sieje w piekle popłoch” (św.Jan Vianney).

„Zdrowaś Maryjo odmówione dobrze, to jest z uwagą, nabożeństwem i skromnością, według świętych jest wrogiem szatana, bo zmusza go do ucieczki, młotem, który go miażdży, uświęceniem duszy, radością aniołów, melodią predestynowanych, pieśnią Nowego Testamentu, przyjemnością Maryi i chwałą Trójcy Przenajświętszej” (św.Ludwik Maria Grignion de Montfort).

„Są i tacy, co nie chcą Mojej służby Panu i wam; służby, której znakiem są więzy różańcowe. Piekło ryczy i nakazuje swoim: potargać je ! Ja znów rzucam je jak liny ratunkowe i czekam, kto je uchwyci... Przeto pilnujcie różańca ! Tylko jednego trzeba się lękać i przed tym bronić, i wzywać wszystkich niebian na pomoc – lękajcie się tego, by wam wróg nie wydarł różańca... Przeciwne moce nie zawsze uderzają wprost, lecz i okrężną drogą atakują go. Brońcie więc różańca - Różańcem, by złodzieje nie ukradli wam czasu, który należy do Różańca. Brońcie go przed złym odmawianiem, które jak rdza przegryza nawet stal nieznacznie, a powoli. Brońcie go przed molem lekceważenia, które często przechodzi na was od innych” (MB do Barbary Kloss).

„Wszystkim walczącym ludziom Kościół wkładał do ręki Różaniec święty. Najwybitniejsi papieże odsyłali walczących z mocami ciemności do różańca” (Sługa Boży Stefan Wyszyński).

„Różańcowe Jerycha mają się powiększać w liczbie. Ma trwać nieustanny "bój duchowy", nieustanne błaganie. To jest z nieba nam podany sposób walki z mocami ciemności, z zapewnionym zwycięstwem – zapewnionym tryumfem” (Anatol Kaszczuk).

Także święty Maksymilian modlitwę różańcową uważał za skuteczną broń przeciwko szatanowi. Biorąc różaniec do ręki zwykł mówić: „Idę strzelać do szatana”.

„Różaniec odmawiany wspólnie jest najgroźniejszy dla szatana. Tworzy się bowiem tym sposobem zwycięska armia przeciw niemu. I chociaż nieraz z wielką łatwością może zatriumfować nad modlitwą osoby pojedynczej, to wielką trudność sprawia mu, gdy ta modlitwa jest złączona z modlitwą innych ludzi. Łatwo jest złamać jedną gałąź, lecz jeśli ją się złączy z kilkoma gałęziami, kto będzie mógł złamać tę wiązkę ? Nikt ! Jedność tworzy siłę... Jednoczą się żołnierze w korpusy wojskowe, aby rozproszyć swych nieprzyjaciół; łączą się często rozpustnicy dla swoich rozwiązłości i balów; jednoczą się sami szatani, aby zatracić nas. Dlaczego więc nie mieliby się łączyć chrześcijanie, aby cieszyć się towarzystwem Jezusa Chrystusa, aby złagodzić gniew Boży; aby przyciągnąć łaskę Boga i Jego miłosierdzie; aby skuteczniej zwalczać i zwyciężać szatanów ? ” (św.Ludwik Maria Grignion de Montfort).

WIELKA MODLITWA LEONA XIII

Gdy w 1884 roku Ojciec Święty Leon XIII podczas swojego pontyfikatu, po odprawionej Mszy świętej, doznał wizji ukazującej upadek Kościoła w XX stuleciu – „był tak głęboko poruszony tym, co zobaczył, że ułożył modlitwę, którą polecił odmawiać wszystkim kapłanom na zakończenie Mszy świętej, gdziekolwiek by była ona sprawowana... Sobór Watykański II przy okazji reformy liturgii, zniósł jednak obowiązek odmawiania jej...

Jak brzmi ta modlitwa będąca egzorcyzmem, posiadająca moc odparcia wszystkich ataków Złego ? To prośba zanoszona do św. Michała Archanioła:

"Święty Michale Archaniele, wspomagaj nas w walce, a przeciw złości i zasadzkom szatana, bądź naszą obroną. Niech go Bóg pogromić raczy, pokornie o to prosimy. A Ty, Książę wojska niebieskiego, szatana i inne złe duchy, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła. Amen".


reprod z książki „Dwie katedry” – patrz bibliografia

Modlitwa ta może się wydawać dziwna i budzić w nas zażenowanie. Wszystkie te bowiem bezpośrednie odwoływania się do złego ducha i szatana nie przechodzą łatwo przez gardło współczesnym. A jednak było w tej modlitwie coś nie tylko z prawdy, ale i z egzorcyzmu ! Wystarczy przypomnieć kiedy, dosłownie wszystkie patologie społeczne i wypaczenia moralne nabrały rangi "prawa". Stało się to z końcem lat sześćdziesiątych XX wieku, a więc kilka lat po tym, jak zaprzestano odmawiania tej modlitwy. Może to coś więcej niż zbieg okoliczności ?...

Bohaterem wizji Leona XIII jest Michał Archanioł, a nie Matka Najświętsza, mamy jednak co najmniej dwa powody, aby uznać, że to Ona ukazała papieżowi przyszłe losy Kościoła i że to właśnie Ona wskazała na rolę Michała, który w księdze Apokalipsy dowodzi wojskiem anielskim w zwycięskiej walce z szatanem i jego armią składającą się z diabłów i ludzi, którzy stali się najemnikami piekła. Powód pierwszy, to wielka maryjna dominanta pontyfikatu tego papieża. Trudno oprzeć się wrażeniu, że istnieje związek łączący wizję uwolnionego na sto lat szatana i wydania przez papieża Leona aż dwunastu encyklik maryjnych, ściśle mówiąc, różańcowych. Skąd wzięłoby się u papieża aż tak uporczywe nawoływanie do odmawiania Różańca i oddawania czci Matce Bożej, jeśliby objawienie z 1884 roku nie miało maryjnej dominanty ? Logika każe nam twierdzić, że to Ona była autorem owej straszliwej wizji i że to Ona wskazała na Michała Archanioła jako na tego, który będzie dowodził zwycięskim wojskiem. Ale wojsko to walczy pod niebieskim sztandarem Maryi, a jego bronią jest Różaniec” (wg Wincentego Łaszewskiego).

„Kto nie jest uzbrojony różańcem, przepasany różańcem, wsparty różańcem, umocniony różańcem i oczyszczony różańcem, niechaj nie myśli, że może stanąć do walki z szatanem. A kto jest – to od niego idzie taki blask, że godzi w złe duchy” (MB do Barbary Kloss)...



RÓŻANIEC JAKO EGZORCYZM

http://wobroniewiaryitradycji.files.wordpress.com/2012/06/roza-egzorca5.pdf

Aby różaniec w pełni był egzorcyzmem, powinniśmy wypełnić przynajmniej trzy warunki: Zaangażować w tę walkę swój rozum i swoją wolę, jak też mieć mocne przekonanie, że ta broń jest zawsze skuteczna. Inaczej mówiąc: mamy mieć świadomość walki oraz mocną wolę pokonania Przeciwnika (szatan znaczy właśnie przeciwnik), jak też wielką ufność w moc Boga i w Jego zwycięstwo, choćby owoce tego zwycięstwa miały pozostać dla nas na razie tajemnicą. Niniejsze rozważania różańcowe mogą być w tym względzie pomocą.

Część radosna

I - 1 Zwiastowanie

Przeciwnik chlubił się tym, że odebrał Bogu człowieka, zniszczył na zawsze Raj, a bramę Nieba zatrzasnął. Lecz oto dwa tysiące lat temu pękła kurtyna smutku, a radość zalała Niebo oraz serce Nowej Ewy: oto wypełnia się zapowiedź zwycięstwa dana przez Boga w Raju. Oto chwila, w której Niewiasta staje u boku Nowego Adama poczynającego się w Jej łonie, aby razem z Nim okazać Bogu posłuszeństwo posunięte aż do najdalszych granic. Do tej pory odnosiła na ziemi pełne zwycięstwo sama, teraz Oboje wypowiadają rajskiemu Wężowi wojnę na śmierć i życie, pytając ludzkość: kto do niej dołączy ?

Niech mocą tej Tajemnicy zostanie zmiażdżona głowa Przeciwnika wszędzie tam, gdzie chcą tego Jezus i Maryja.

I - 2 Nawiedzenie

Duch Święty zamieszkuje w duszy Maryi, Elżbiety, Jana, oświeca umysły i otwiera serca napełniając je miłością i szczęściem. Wszystko, co dzieje się, podlega Jego wpływom: hymn wyśpiewany przez Najświętszą Dziewicę, olśnienie prawdą poznaną przez Jej krewną, radosne poruszenie dziecięcia w łonie matki – jest tego dowodem. Wszędzie, gdzie ma przyjść Jezus Zdobywca Serc – najpierw przychodzi Duch Święty torując Mu drogę. Gorliwa współpraca z Nim przemieni nasze serca, uczyni nas mądrymi i mężnymi apostołami wobec bliźnich. Zacznijmy w Nim śpiewać Bogu nasz Magnificat w postawie wdzięczności i uwielbienia, a On reszty dokona.

Niech mocą tej Tajemnicy, serca dotąd pozostające pod władzą ducha złego, otworzą się na działanie Ducha Świętego, by mogły stać się na zawsze zdobyczą Odkupiciela.

I – 3 Narodzenie

Ma się narodzić Mesjasz Król, więc Herod drży, kłamiąc, że chce złożyć Mu pokłon. Drżą duchy ciemności, gdyż nie może ujść ich uwagi wielka światłość nad Betlejem i poruszenie w świecie anielskim. Bóg ukrywa jednak swój majestat przed władcami tej ziemi i przed władcą piekieł, otaczając się ludźmi najuboższymi i zajmując miejsce wśród zwierząt. Tak będzie czynił do końca, gdyż da się nawet policzyć pomiędzy złoczyńców. Także dzisiaj w nowym Betlejem – w Domu Chleba, którym uczynił całą ziemię – pozostaje najuboższy, najpokorniejszy, wystawiony na zniewagi i świętokradztwa. Otwórzmy Ukrytemu na oścież swoje serca, osłaniajmy Go swoją miłością.

Niech mocą tej Tajemnicy zniweczona zostanie władza piekła nad wszystkimi Herodami, zabójcami dzieci nienarodzonych, świętokradcami znieważającymi Chleb Życia Wiecznego.


reprod z „Rycerza Niepokalanej nr 5/2013

I – 4 Ofiarowanie

Kapłan-sługa świątyni dokonał przepisanego obrzędu i pozostał z zamkniętym naprawdę umysłem i sercem. Duch Święty oświecił i przyprowadził za to dwoje staruszków na spotkanie Mesjasza, wydobył z serca Symeona pieśń o powszechnym zbawieniu. Odtąd nowym narodem wybranym staje się cała ludzkość, którą Bóg-Człowiek w objęciach Starca ogarnia swoimi ramionami, niosąc znalezioną owcę na pastwiska życia wiecznego. Śpiewajmy wraz z Symeonem o radosnej śmierci, o naszym szczęśliwym odejściu do wiecznego domu, a tych, którym brak tej nadziei, obejmijmy modlitwą.

Niech mocą tej Tajemnicy będą pokonane duchy działające w sektach i przez sekty, podsuwające ludziom pomysły na „zbawienie” bez Boga, mocą praktyk i rytów magicznych. Niech odstąpią od konających i mających wkrótce umrzeć, by ci mogli oddać spokojnie swego ducha w ręce Ojca Niebieskiego.

I – 5 Znalezienie

Cios uderzył w Rodzinę nazaretańską. Najświętsze z dzieci naraziło na ból serca, na trzydniowy niepokój swoją Matkę i przybranego ojca. Taką cenę muszą zapłacić za udzieloną im naukę posłuszeństwa Ojcu Niebieskiemu – posłuszeństwa bezwzględnego, na którym polega dzieło odkupienia. To są właśnie te „sprawy Ojca”, którym Jezus cały się poświęca, by zmazać winę pierworodną; wyniszczy samego siebie aż do końca. Jest to zarazem ukazanie tajemnicy szczęścia wszystkim rodzinom, które powinny postawić pełnienie woli Ojca na pierwszym miejscu, a wtedy wszystko inne będzie dodane.

Niech mocą tej Tajemnicy zostanie złamana moc duchów działających w małżeństwach i w rodzinach, by wygasły w nich: niezgoda, nienawiść, kłótnie i rozwody oraz wszystko, co jest przeciwne woli Bożej

Część światła

II – 1 Chrzest Jezusa

Najświętsza Trójca objawia się nad Jordanem, a wody otrzymują moc chrzcielną, gdyż zostają użyte w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Jezus jako Chrystus, co znaczy – Namaszczony przez Ducha Świętego – rozpoczyna swoją publiczną misję prowadzony przez Ducha na pustynię. Pustynia wśród ludzi – to będzie Jego miejsce do końca na ziemi, na której nie będzie miał gdzie głowy skłonić. Nie dla siebie, a wszystko dla nas, aż do ostatniej kropli potu i krwi, do ostatniego tchnienia. Kto pójdzie za Nim tą drogą – drogą trudów i wyrzeczeń, drogą codziennego krzyża, jak poszedł Jan Chrzciciel, a później Apostołowie ? Drogą do wiecznego domu Ojca, który nad rzeką wskazuje Syna i prosi: „Jego słuchajcie...” ?

Niech mocą tej Tajemnicy zostanie złamana moc duchów przeszkadzających w udzielaniu chrztu świętego i w głoszeniu Ewangelii; duchów wciągających ludzi na drogę potępienia, łatwą i wygodną.

II 2 Cud w Kanie

Jezus ma moc dokonywania wszelkiej przemiany, nie tylko wody w wino, wszak po to przyszedł na ziemię. Mógłby dokonywać wielkich cudów, zawsze, gdyby tylko znalazł wiarę na ziemi. W pielgrzymce wiary przewodzi wszystkim Maryja, która potrafiła zawsze uwierzyć, ale i zawierzyć – zaufać – do końca. Ona uczy nas czerpać z oceanu Miłosierdzia naczyniem ufności, uczy ufać wbrew nadziei, zaprasza do sanktuariów i wskazuje Synowi puste naczynia serc, prosząc o cud... Przeciwnik Jej przeszkadza w tym na wszelkie sposoby, nawet różaniec nazywa przelewaniem z pustego w próżne i marnowaniem czasu.

Niech mocą tej Tajemnicy będzie zwalczona moc złych duchów zwalczających prawdziwy kult Maryjny oraz wiarę w skuteczność orędownictwa Bogarodzicy.

II – 3 Jezus naucza i nawraca

Tylko trzy lata, by założyć Kościół, umocnić i udoskonalić pierwszą warstwę jego fundamentu, objąć nauczaniem jak największą rzeszę ludzi i otworzyć przed nią perspektywę życia wiecznego... Tylko trzy lata – a więc pośpiech, nagłe podróże, spotkania... Nawet na posiłek nie ma czasu, a tu jeszcze nocne modlitwy kiedy wszyscy śpią... Jak podołałeś temu wszystkiemu, o Panie ? Czy potrafimy okazać Ci wdzięczność za ten nadludzki trud, którego zaledwie cząstkę ukazali nam ewangeliści ? Czy potrafimy przejąć się Twoją troską o zbawienie dusz, gotowością na wszystko byle tylko komuś przybliżyć Twoje Królestwo ? Kontynuować Twoje dzieło ? Szukać i zbawiać razem to, co zginęło ?

Niech mocą tej Tajemnicy zostaną pokonane wszystkie złe duchy, a zwłaszcza te, które utrudniają lub paraliżują dzieło misyjne Kościoła oraz wszelką posługę kapłanów i głosicieli Ewangelii.

II.- 4 Przemienienie na Taborze

Trzej Apostołowie słusznie mogli czuć się uprzywilejowani, gdy znaleźli się na górze jako świadkowie Jezusowego przemienienia. Komu jednak więcej dano, od tego więcej wymagać się będzie. Łatwo zapomina się o tym w chwilach szczęśliwych, a czym one są, jeśli nie przygotowaniem na chwile trudów, prób i doświadczeń, wichrów i nawałnic mających wypróbować fundament domu naszego ? Z Góry Tabor trzeba będzie wyruszać na Górę Oliwną, a potem na Golgotę, chociaż będzie też Góra Wniebowstąpienia. Gdy więc Bóg nas pociesza i umacnia, mówmy Mu wtedy z ufnością, że dzięki temu gotowi jesteśmy pójść za Nim wszędzie tam, gdzie nas oczekuje.

Niech mocą tej Tajemnicy zostaną pokonane duchy wzbudzające smutek, zgorzkniałość, zniechęcenie, duchowe załamanie oraz lęk przed trudem i cierpieniem u apostołów wszystkich czasów.

II – 5 Ustanowienie kapłaństwa i Eucharystii

„Do końca nas umiłował”... Już tego wieczoru gdy dał Siebie do spożywania jako Baranek Nowej Paschy, gdy mył stopy Judasza, gdy nakazał tak samo miłować bliźniego – jak wtedy – „do końca” – a nie dopiero na Golgocie... Baranki wykrwawiano przed zabiciem, gdyż krew – „siedlisko duszy” (jak wierzono), należała tylko do Boga, dawcy wszelkiego życia. A oto Bóg czyni coś niesamowitego, daje ludziom to, co należało się Jemu samemu i mówi: „Bierzcie i pijcie...” ! Bo On nie umie inaczej kochać człowieka, jak tylko całym Sobą, podobnie jak w wewnętrznym życiu Trójcy Świętej, choćby nawet tym umiłowanym był Judasz... I do końca świata powierza się rękom i sercom kapłanów.

Niech mocą tej Tajemnicy będzie na zawsze złamana moc duchów trzymających w niewoli dusze oziębłe, niegodnych kapłanów oraz młodych wahających się, czy pójść za Jezusem.

Część bolesna

III.- 1 Ogród Oliwny

Oto nasz Pan powalony na ziemię, dręczony straszliwymi pokusami Przeciwnika, opływa krwawym potem... „Nie podołasz, to przekracza nawet twoje możliwości; załamiesz się” ! – syczy wąż piekielny. Zresztą po co się tak męczyć, skoro i tak piekło zapełnia się tymi, których chciałeś zbawić ? Zobacz ich twarze, zobacz zmarnowany na zawsze owoc twojego trudu. A niebo, czyż nie zamknęło się dla ciebie ? Sam przecież chciałeś, by wszystkie grzechy ludzkości zbrukały Twoją szatę, więc czego się jeszcze spodziewasz ? Że Ojciec ci przebaczy ? Krew coraz obficiej spływa na ziemię, a modlitwa do Ojca staje się straszną udręką. Jakie to szczęście... Anioł Pocieszyciel... Nareszcie... „Ojcze, niech się stanie...!”

Niech mocą tej tajemnicy zostaną odparte ataki szatana na ludzi pogrążonych w udręce fizycznej lub duchowej, na przechodzących wewnętrzne oczyszczenie, na konających u progu rozpaczy.

III – 2 Biczowanie

Najświętszy obnażony za tych, którzy w Raju „poznali, że są nadzy”, za wszystkich hołdujących swojemu ciału ze szkodą dla własnej duszy, za gorszycieli dzieci i młodzieży, za twórców pornografii, za żerujących na ludzkich słabościach, za wzbudzających burzę namiętności i za poddających się jej; za tych, co nie wytrwali w ślubie lub przyrzeczeniu dozgonnej czystości albo w celibacie... Wszyscy oni z biczami w rękach, jak to widziała święta Faustyna, podeszli do Pana i wymierzali Mu ciosy, pastwiąc się nad Bezbronnym. I to przez wszystkie wieki ! Czy wtedy, gdy opuściły Cię siły, o Jezu, nie zaczerpnąłeś ich od tych, którzy z miłości do Ciebie, walcząc, wytrwają w czystości właściwej dla ich stanu ?

Niech mocą tej Tajemnicy będzie złamana moc duchów nieczystości wszędzie tam, gdzie do tej pory odnosiły zwycięstwo, zwłaszcza atakując osoby konsekrowane.

III – 3 Cierniem ukoronowanie

„Oddaj mi pokłon, a dam Ci cały świat” – kusił szatan na pustyni. Nie chcesz...? Więc potrafię zniszczyć Twoje dzieło. Rzymscy żołnierze i Piłat, to moi ludzie, jak też wszyscy, którzy wysoko cenią sobie swoją siłę, zdolności, władzę, bogactwo i spryt życiowy... Oto oni otaczają Cię teraz, wymierzają Ci ciosy, udają składanie hołdu, wbijają Ci w głowę koronę, dają kij do ręki, wreszcie krzyczą z pogardą wobec tłumu: „Oto człowiek !!!”. To już tylko strzęp człowieka, jak tylu innych w różnych czasach doprowadzonych do podobnego stanu. A jednak prawdziwy majestat Króla Wieków wraz z pełnią duchowego piękna, nie tylko na tym nie ucierpiał, lecz rozkwitł, a w nim – majestat prawdziwego męczeństwa. „Nie bójcie się więc nic tych, którzy zabijają ciało lecz duszy nic uczynić nie mogą”.

Niech mocą tej Tajemnicy zostaną pokonane duchy rozdmuchujące w ludzkich głowach pychę, żądzę władzy (choćby po trupach), bezbożność, kult szatana – zwłaszcza duchy sterujące masonerią.

III – 4 Droga krzyżowa

O Jezu upadający pod ciężarem krzyża. Ty nie tylko sam przeszedłeś tę drogę do końca, ale wszystkich uczniów wezwałeś do niesienia za Sobą, każdego dnia, ich własnego krzyża. Wielkie mogą być owoce tej ich ofiary obejmującej duszę i ciało – wielkie dla nich samych oraz dla tych, za których razem z Tobą się ofiarują. Szatan o tym wie, więc usilnie stara się te owoce zniweczyć, a przynajmniej pomniejszyć. Czyni to na tysiąc sposobów, między innymi poprzez wzbudzanie lęku przed cierpieniem, a nawet przed jakimkolwiek trudem, przez odizolowanie cierpiących od Ciebie, zakłócanie ich modlitwy, skoncentrowanie na własnym „ja” i własnych bólach przez rozbudzanie grzesznych pożądań i pogoni za przyjemnościami.

Niech mocą tej tajemnicy odstąpią złe duchy od wszystkich powołanych do niesienia codziennego krzyża, a zwłaszcza od apostolstwa przez krzyż, by mogli bez przeszkód iść za swoim Odkupicielem i ratować ginących grzeszników.

III.- 5 Śmierć na krzyżu

W świecie przyrody na obumierające osobniki zwala się cała chmara innych, chcących je dobić i nimi się pożywić. Podobnie zachowują się „ludzkie hieny” na Golgocie w Wielki Piątek, sycąc oczy strasznym widokiem agonii tego Jezusa, na którego wydali wyrok śmierci. Szatan także czuje się bliski triumfu, bo oto rękoma ludzi zniszczył najbardziej Znienawidzonego, który nie tylko nigdy nie oddał mu pokłonu, lecz mu odebrał wiele dusz... Gdyby wtedy miał pewność, że Chrystusowe żniwo dopiero się zaczyna, a krzyż będzie odtąd znakiem zbawienie i kluczem otwierającym Niebo, nigdy by nie podniósł ręki na Jezusa z Nazaretu. Teraz też wie, jaką moc ma ofiara wszystkich współcierpiących z Jezusem.

Niech mocą męki i śmierci Chrystusa, mocą Jego Najświętszej Krwi, zostanie w świecie złamana władza szatana nad duszami. Niech idzie pod stopy Ukrzyżowanego, pozostając do Jego dyspozycji.

Część chwalebna

IV – 1 Zmartwychwstanie

Złe duchy wiedziały, że na zawsze wymknęły im się dusze świętych, idące od początku świata do Otchłani. Miejsce to odwiedziła dusza Chrystusa niosąc triumfalną wieść o odkupieniu, radosną zapowiedź wyzwolenia wszystkich za czterdzieści dni. Potem połączyła się z ciałem, blaskiem swej chwały oświecając wszystko, co żyje. Piekło, przy użyciu swego wypróbowanego narzędzia jakim są pieniądze, zamknęło usta świadkom zmartwychwstania i pilnującym grobu. Jednak Baranek Zabity lecz Wiecznie Żyjący znajdzie dosyć świadków, którzy za wiarę w Zmartwychwstanie oddadzą swoje życie aby zyskać wieczne. Nie zlękną się zabijających ich ciało, ale bezsilnych wobec ich duszy.

Niech z Ran Zmartwychwstałego Pana spłynie moc na wszystkich cierpiących za wiarę w Prawdziwego Boga, a klęska spadnie na duchy ciemności posługujące się prześladowcami Kościoła.

IV – 2 Wniebowstąpienie

Syn Boży, otoczywszy swoją ludzką naturę przeogromną chwałą, porywa ją ku niebu i wznosi na prawicę Ojca. Razem z Sobą wprowadza do Nieba wszystkich, którzy okazali się tego godni. Czyni to ku wściekłości upadłych aniołów, których zazdrość nie ma granic. Zechcą do końca świata porywać dusze w kierunku przeciwnym, lecz Jezus wstępujący do Nieba dał Swojemu Kościołowi nakaz: „Wypędzajcie złe duchy, uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych”. Dzieło to wypełnia Kościół zwłaszcza przez sakramenty święte, dzięki którym nawet duchowo umarli, pogrążeni w grzechach ciężkich, w nałogach, w niewierze i rozpaczy – otwierają swoje serca dla Boga i Jego łaski.

Niech mocą sakramentów świętych a także sakramentaliów, do których należą egzorcyzmy, poniosą klęskę wszystkie złe duchy wszędzie tam, gdzie sięga władza i moc Chrystusowego Kościoła.

IV - 3 Zesłanie Ducha Świętego

Dobre drzewo duszy ludzkiej przynosi Dobremu Ogrodnikowi, Duchowi Świętemu, dobre owoce: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie, czystość, wstrzemięźliwość. Rajski wąż zna doskonale, i to już od dziecka, ogród naszej duszy i próbuje działać w nim oczekując swoich trujących owoców jako odwrotności tamtych. Wyhodowuje więc nienawiść, smutek, strach, wojny na większą lub mniejszą skalę, niecierpliwość, brutalność, egoizm, niewierność, gniew, popędliwość, nieczystość, brak umiarkowania oraz wszystkie inne wady i złe przyzwyczajenia. Nawet jeśli już dziś odniósł jakieś zwycięstwa, Duch Święty tym bardziej chce przyjść nam z pomocą.

Niech mocą Ducha Świętego mieszkającego i działającego w nas, złamana zostanie moc siewcy wad i wszelkiego zła. Niech uzbrojenie w postaci siedmiu Darów Ducha Świętego zapewni nam zwycięstwo.

IV – 4 Wniebowzięcie Maryi

Stwarzając Maryję, kształtując w Jej łonie ludzką naturę Syna Bożego, Bóg powtórzył niejako swoje rajskie dzieło... Jednak Nowego Adama i Nową Ewę umieścił nie w rajskim ogrodzie, lecz na ziemi rodzącej osty i ciernie, zamieszkałej przez ludzi skażonych grzechem pierworodnym i obciążonych większą skłonnością do złego niż do dobrego. I oto w tych straszliwych warunkach, wśród niesłychanych ataków zbuntowanych aniołów oraz zniewolonych przez nich ludzi, Jezus i Maryja wytrwali w pełnej miłości do Boga, w posłuszeństwie bez granic. Wniebowzięcie Maryi jest więc triumfem Stwórcy, a klęską szatana, który jednak zechce się mścić na nas, „pięcie Niewiasty”.

Niech mocą tej Tajemnicy uchodzi szatan z dusz pogrążonych w grzechach ciężkich, zwłaszcza konających z rozpaczy. Niech ustąpi przed Maryją Najpokorniejszą, Ucieczką Grzeszników, Bramą Niebieską.

IV – 4 Ukoronowanie Maryi

Jest bardzo możliwe, że w tej Tajemnicy wypełni się Boży scenariusz ukazany Lucyferowi i wszystkim Aniołom na początku ich próby. Niewiasta obejmuje władzę królewską nie tylko nad ludźmi, ale także nad wszystkimi Aniołami. Zakochany w samym sobie, w swym pięknie i w swej wielkości, Lucyfer nie chce zgodzić się na to, że inne stworzenie, cielesny człowiek otrzyma w Niebie nad nim władzę i zawołał : „Nie będę służył !!!”. Cóż teraz jemu, strąconemu do piekła przez Archanioła Michała i wierną Bogu armię pozostało ? Żyje tylko żądzą zemsty na Bogu i odebrania Mu ludzi zwłaszcza tych, którzy stanowią ziemski poczet Królowej. To ci, którzy mówią Jej: „Totus Tuus”.

Niech moc tej Tajemnicy ochrania wszystkich oddanych Maryi w niewolę miłości. Niech zniweczy moc wszystkich sług szatana na ziemi, by mógł nadejść triumf Niepokalanego Serca Maryi.


reprod. obrazu Andrzeja Majewskiego

„Różaniec to miecz. Miecz przeciw złu, które chce nad nami zapanować. Trwanie z Maryją przy Jezusie uzbraja mnie do walki z moją słabością, pozwala z nadzieją ruszyć w bój o zachowywanie Ewangelii. Bywa, że czuję się wobec własnej słabości jak Dawid wobec Goliata. Wtedy różańcowe czuwania, mogą się stać moimi płaskimi kamykami, którymi, podobnie jak Dawid, zwyciężę przeciwnika” (św.o.Pio).

Dzisiaj powszechnie znany jest także tzw. „Różaniec z egzorcyzmami”, a dokładniej z modlitwami egzorcyzmowanymi, które mogą odmawiać wszyscy wierni:

RÓŻANIEC ŚWIĘTY Z EGZORCYZMAMI

Na początku modlitwa papieża Leona XIII:

Święty Michale Archaniele, wspomagaj nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź naszą obroną. Oby go Bóg pogromić raczył, pokornie o to proszę Cię, a Ty, Wodzu zastępów anielskich, szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła. Amen.

Przed każdą tajemnicą:

Przyjdź Duchu Święty przez potężne wstawiennictwo Niepokalanego Serca Maryi Twojej umiłowanej Oblubienicy.

Na zakończenie każdej z tajemnic:

„Dostojna Królowo Niebios, Najwyższa Pani Aniołów, któraś od początku otrzymała moc i posłannictwo zdeptania głowy szatana, prosimy Cię pokornie, ześlij Twoje święte Zastępy, aby pod Twoimi rozkazami i przez Twoją moc, ścigały piekielne duchy, wszędzie je zwalczały, unieszkodliwiły ich poczynania i strąciły je z powrotem w przepaść. – Któż jak Bóg ! Święci Aniołowie i Archaniołowie brońcie nas i ochraniajcie nas ! O, czuła Matko, Ty jesteś i Ty pozostaniesz na zawsze całą naszą miłością i nadzieją. Amen” (ks.CSMA).


reprod. fot.br.Leszka Gościewskiego OFMConv

Po odmówieniu tej modlitwy, na zakończenie V tajemnicy można odmówić jeszcze „Pod Twoją obronę...”.

Na koniec całej części różańca odmawia się egzorcyzm prywatny:

„W imię Boga w Trójcy Świętej Jedynego, Ojca, Syna i Ducha Świętego, uchodźcie od nas duchy złe, żebyście nie widziały, nie słyszały, nie ujawniały, nie prześladowały, nie niszczyły, nie wprowadzały zamieszania do naszej pracy i planów (jeśli są zgodne z Wolą Bożą). Nasz Bóg jest waszym Panem i rozkazuje wam: idźcie precz do piekła i nie wracajcie do nas. Amen.

Mocą Bożą, mocą Twoją, Najwyższy Panie nasz, uczyń nas niewidzialnymi dla naszych wrogów” (Egzorcyzm poranny wg Sługi Bożej Zofii Pauli Tajber).

albo ten sam egzorcyzm - w formie modlitwy o uwolnienie:

„Boże, w Trójcy Świętej Jedyny, Ojcze, Synu i Duchu Święty, oddal od nas wszystkie duchy złe, ażeby nie widziały, nie słyszały, nie ujawniały, nie prześladowały, nie niszczyły, nie wprowadzały zamieszania do naszej pracy i planów (jeśli są zgodne z Wolą Twoją). Tyś naszym Bogiem i naszym Panem, więc rozkaż im, by poszły precz do piekła i nie wracały więcej do nas. Mocą Bożą, mocą Twoją, Najwyższy Panie nasz, uczyń nas niewidzialnymi dla naszych wrogów” (Egzorcyzm poranny wg Sługi Bożej Zofii Pauli Tajber).

albo

„Kyrie elejson ! Panie, Boże nasz, Władco wieków wszechpotężny i wszechmogący, Ty stworzyłeś wszystko i wszystko przemieniasz swoją wolą. Ty w Babilonii zmieniłeś w rosę ogień pieca siedem razy mocniej rozpalonego niż zwykle; otoczyłeś opieką i uratowałeś swoich trzech świętych młodzieńców; Ty jesteś nauczycielem i lekarzem naszych dusz. Ty jesteś zbawieniem dla uciekających się do Ciebie. Proszę Ciebie i wzywam, byś unicestwił, wypędził i zmusił do ucieczki wszelką potęgę złego ducha, wszelką obecność i knowania szatańskie, wszelki szkodliwy wpływ, i wszelkie czary i uroki złych i nikczemnych osób, działających na moją (naszą) szkodę. Amen”.

„Pod Twą obronę, Ojcze na niebie, grono Twych dzieci swój powierza los. Ty nam błogosław, ratuj w potrzebie i broń od zguby gdy zagraża cios”. „Święty Michale Archaniele, który wraz z Aniołami zwyciężyłeś szatana w niebie, dopomóż nam zwyciężyć go na ziemi”.

Po Tajemnicach Chwalebnych odmawiamy Koronkę do Miłosierdzia Bożego według: http://katolik.d500.pl/index.php?option=com_kunena&func=view&catid=61&id=1247&Itemid=121

Pod zakładką: NIECO INNE MODLITWY RÓŻAŃCOWE znajdziesz „Różaniec do Łez Matki Bożej”, który, jak zapewniała sama Maryja: „...posłuży do nawrócenia wielu grzeszników, a zwłaszcza opętanych przez diabła” (M.B. do siostry Amalii).

„Daję wam broń do walki z waszym Goliatem – powiedziała Matka Boża w Medjugorie. Oto wasze kamienie: 1. Modlitwa Różańcowa – módlcie się sercem. 2. Eucharystia. 3. Biblia. 4. Post. 5. Comiesięczna spowiedź.



„Odejdź precz szatanie, nie mam nic wspólnego z tobą, który jesteś kłamcą. Należę do Jezusa, który jest Prawdą i Życiem” – egzorcyzm do prywatnego odmawiania podany przez Maryję siostrze Józefie Menendez w r.1923.

Niektórzy ludzie boją się odmawiać jakichkolwiek egzorcyzmów z obawy, aby im, jako nieuprawnionym do tego typu działań, nie przyniosły więcej szkody niż pożytku; aby nie naraziły na jakieś dodatkowe ataki szatańskie. Owszem, obawy takie są słuszne, ale tylko wobec egorcyzmów przeznaczonych wyłącznie dla kapłanów egzorcystów. Nie dotyczą jednak tzw. modlitw egzorcyzmowych, inaczej - modlitw o uwolnienie, w których zwracamy się do Boga, do Matki Najświętszej czy do świętego Michała Archanioła, prosząc ICH o oddalenie szatana, o pokonanie go czy o osłonę przed nim. Nie wydajemy rozkazów szatanowi w swoim imieniu, ale prosimy o interwencję Boga, Matkę Bożą czy Archanioła. I takie modlitwy wplecione są w RÓŻANIEC Z EGZORCYZMAMI. Nie ma więc czego się obawiać. Ale najlepiej zapoznajmy się z tym, co na ten temat mają do powiedzenia księża egzorcyści.

UWAGI KSIĘŻY EGZORCYSTÓW – DO PRZEMYŚLENIA

„Aby uniknąć dwuznaczności terminologicznej – wyjaśnia o.Remigiusz Trocki - należy zauważyć, że tylko egzorcyzm wielki jako sakramentalia odmawiany przez biskupa lub mianowanego przez biskupa miejsca – kapłana egzorcystę, może być nazwany egzorcyzmem. Wszystkie inne modlitwy ukierunkowane na wyzwolenie od szatana (mamy tu na uwadze również rozkaz skierowany bezpośrednio do złego ducha w imię Jezusa – powszechnie nazywany egzorcyzmem prostym lub prywatnym), odmawiane czy to przez duchownego, czy przez osoby świeckie, są modlitwami prywatnymi i możemy je nazywać modlitwami o uwolnienie. Dlatego zdarza się, że wierni odmawiają czasem tzw. egzorcyzm prosty, który według ks.Aleksandra Posackiego powinni stosować tylko do obrony własnej.

Trzeba wiedzieć, że Pan patrzy przede wszystkim na wiarę osób biorących udział w diakonii. Dlatego każda modlitwa odmawiana z wiarą, czy to przez osoby świeckie czy przez duchownych, niesie ze sobą oczekiwane błogosławieństwo. Modlitwa zanoszona do Boga w tym samym celu przez kapłana ma większą skuteczność, gdyż włącza się w nią urząd kapłański z mocą swoich błogosławieństw. Podobnie modlitwa kapłana nie będącego egzorcystą, kiedy jest odmawiana z wielką wiarą, może być bardziej skuteczna od modlitwy egzorcysty, działającego z mniejszą wiarą. Ważna jest również wiara samego proszącego, jak i wszystkich osób obejmujących go swoją modlitwą” (Kolejne warunki skuteczności modlitwy o uwolnienie [czyli egzorcyzmu prostego lub prywatnego] – są szczegółowo przedstawione w książce autorstwa o.Remigiusza Trockiego „Do piekła i z powrotem” - patrz bibliografia).

Egzorcyzm prywatny

jest znakiem zaufania w słowo Boże. Każdy chrześcijanin ma prawo stosować ten egzorcyzm - uważa ksiądz egzorcysta Bogdan Kocańda OFMConv:

„Obok Różańca świętego i koronki do Bożego Miłosierdzia, najlepszym sposobem odkrycia ingerencji złych mocy i jednocześnie skuteczną metodą przeciwstawienie się ich działaniu, jest modlitwa egzorcyzmu prywatnego.

Egzorcyzm jest sakramentalium, w którym Kościół rozkazuje złym duchom, aby odstąpiły od dręczonych. Odmawiając egzorcyzm opieramy się na mocy samego Jezusa Chrystusa, który przez swoją śmierć i zmartwychwstanie zwyciężył szatana. Egzorcyzm jest prywatnym, czyli takim, który może odmawiać każdy wierzący, wówczas, gdy nie jest wypowiedziany w imię Kościoła, lecz oparty na własnej wierze wypowiadającego. Każdy katolik może używać tej właśnie formy egzorcyzmu w przeciwieństwie do egzorcyzmu większego lub uroczystego, który jest zarezerwowany biskupowi lub wyznaczonemu przez niego kapłanowi.

Jak odmówić egzorcyzm prywatny ?

Mając moralną pewność, że mamy do czynienia ze złymi mocami, możemy posłużyć się formułą św.Pawła Apostoła (Dz 16,18), odmawiając ją głośno lub po cichu np.: „Rozkazuję ci w imię Jezusa Chrystusa, abyś ze mnie wyszedł”. Ten prosty rozkaz skierowany z głęboką wiarą bezpośrednio do złych duchów, zwiera w sobie olbrzymią moc duchową. Możemy również odmówić egzorcyzm nad inną osobą, za jej zgodą i prośbą. Święty Franciszek z Asyżu wobec dręczonej kobiety modlił się: „W imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez posłuszeństwo nakazuję ci szatanie, abyś wyszedł z niej i abyś nie śmiał więcej jej wadzić !”. Kiedy modlimy się w rodzinie lub we wspólnocie chrześcijańskiej, wówczas można odmówić egzorcyzm ułożony przez papieża Leona XIII: „Święty Michale Archaniele broń nas w walce, a przeciwko złości i zasadzkom Złego, bądź nam obroną. Niech mu rozkaże Bóg, pokornie prosimy, a Ty, Książę wojska niebieskiego, mocą Bożą strąć do piekła szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich krążą po świecie. Amen”.

W momencie, kiedy toczymy wewnętrzną walkę, przed przystąpieniem do sakramentu pojednania czując olbrzymi opór lub lęk, możemy poprosić kapłana, by odmówił nad nami egzorcyzm prywatny. Święty Alfons Liguori zalecał spowiednikom następującą formułę: „Ja, jako sługa Boży, rozkazuję ci, duchu nieczysty, opuść tego człowieka, który jest stworzeniem Bożym !”.

Kiedy odmówić egzorcyzm prywatny ?

Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza, że egzorcyzmy mają na celu wypędzenie złych duchów lub uwolnienie od ich demonicznego wpływu. Oznacza to, że we wszystkich sytuacjach, w których rozeznamy jakiekolwiek wpływy złych mocy, możemy osobiście lub prosząc o to innych, odmówić egzorcyzm prywatny. Wielu teologów uważa, że egzorcyzm taki może być odprawiany w czasie mocnych, dręczących pokus, po popełnieniu ciężkiego grzechu i w czasie uporczywego trwania w nim, prosząc jednocześnie Dobrego Boga o łaskę spowiedzi świętej, kiedy brakuje szczerości w wyznawaniu swoich win, a nawet wówczas, kiedy mamy trudności ze wzbudzeniem w sobie żalu za grzechy i postanowieniem poprawy.

Egzorcyzm prywatny można odmawiać także w przypadku, kiedy się jest ofiarą zaczarowania lub przebywa się w miejscach albo z osobami, na które wywołują wpływ złe duchy.

Nie odprawiamy egzorcyzmów w czasie choroby psychicznej, w nieuzasadnionych przypadkach związanych z ludzką nadwrażliwością oraz bez wiary w moc Imienia Jezus, tj. gdy egzorcyzm zostanie potraktowany wyłącznie jako magiczny sposób pozbycia się uciążliwości problemu” (o.Bogdan Kocańda OFMConv „Rycerz Niepokalanej” nr.1(560) z 2003 r.).



Poznajmy także nieco inne stanowisko w tej sprawie, jakie przedstawia ojciec Marcin Ciechanowski OSPPE. W wywiadzie przedstawionym na łamach „Niedzieli” nr 39 z dnia 28 września 2014 roku, na pytanie ks.Marka Łuczaka: Czym różni się egzorcyzm liturgiczny od prywatnego, oświadcza:

„Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy egzorcyzmem, a modlitwami o uwolnienie. Egzorcyzm jest rozkazem skierowanym do złego ducha, aby odszedł w imię Jezusa, i taki nakaz może wydać tylko egzorcysta. Modlitwa o uwolnienie jest natomiast błaganiem skierowanym do Pana, by uwolnił od diabła daną osobę. Ani osoba świecka, ani kapłan nie posiadający... zezwolenia nie mogą sprawować egzorcyzmów, a jedynie odmawiać modlitwy o uwolnienie. Gdyby sprawowali egzorcyzmy, byłaby to wielka pycha, że coś mogą uczynić. A ja nie czynię tego w swoim imieniu. Gdyby ktoś odprawiał egzorcyzmy bez zezwolenia biskupa, to czyniłby to tylko w swoim imieniu. – więc diabeł mógłby się na tej osobie zemścić. A mając dekret od mojego arcybiskupa Wacława Depo, nie odprawiam egzorcyzmów w swoim imieniu, tylko w imieniu Kościoła. Jestem więc bezpieczny”.



Natomiast ks.Radosław Rafał MSF, zupełnie inaczej wypowiada się na ten temat ochrony przed atakami Złego. Oto fragment jego wypowiedzi:

„Mamy moc i broń silniejszą niż szatan

Stając na pierwszej linii frontu – np. posługując modlitwą uwolnienia i uzdrowienia –narażasz się na strzały wroga. Ale jeśli skupisz się tylko na nich, utkniesz w okopach w obawie przed atakiem. Jak więc prowadzić walkę duchową tak, żeby to diabeł się bał, a nie my? Niektórzy ludzie więcej czasu poświęcają na modlitwę o ochronę przed złem niż na przyzywanie Ducha Świętego. To taki ukłon w kierunku modlitwy pogańskiej, gdzie penitent „wymusza” coś na bóstwie, tak jak my chcemy wymusić ochronę na Panu Bogu. Natomiast modlitwa chrześcijańska jest – według św.Ignacego Loyoli – rozważaniem misterium Christi, czyli tajemnic życia Chrystusa. Taka modlitwa jest rozmową i relacją. W niej doświadczam tego, że Bóg mnie kocha, i codziennie odnajduję przejawy Jego miłości w wydarzeniach mojego życia. A wtedy mam w sercu pewność: „Tata mnie kocha i nie pozwoli mnie skrzywdzić”.



W prawdziwej miłości nie ma lęku

Głównym celem diabła jest to, by nas zniechęcić, wystraszyć i zmęczyć – abyśmy się odwrócili od Jezusa i nie przyjęli od Niego daru zbawienia. Gdy zaczynamy wchodzić w żywą relację z Jezusem, w relację miłości – uczymy się patrzeć na różne sytuacje naszego życia przez pryzmat tej miłości. To wytrąca szatanowi wszelkie argumenty z rąk, ponieważ w miłości nie ma miejsca dla lęku, który jest okazją dla złego, by nas „skubać”. Dlatego wielką mądrość powiedział św. Jan – „W prawdziwej miłości nie ma lęku” (por. 1J 4,18). A jak chronił się Jezus podczas swojej posługi uwalniania i uzdrawiania? Rozmawiał z Ojcem, cały czas trwał w jedności z Nim przez Ducha Świętego. W tym też mamy Go naśladować. Jeśli chodzimy w jedności z Bogiem...

Do kogo należy moc ?

Jest jeszcze inny ważny aspekt naszego zaangażowania w Kościele. Jeśli skupię się na tym, że jestem kimś wyjątkowym, bo podejmuję jakąś szczególną posługę i muszę się chronić – cała moja biblioteczka będzie dotyczyła egzorcyzmów i modlitwy uwolnienia. Natomiast jeśli wierzę, że chwała Boża zwycięża wszystko i to mocą Chrystusa podejmuję swoją służbę – moja biblioteczka będzie dotyczyła głównie tego, jak urzeczywistniać królestwo Boże na ziemi. Przy okazji, warto pamiętać: czym się karmimy – tym nam się potem w życiu odbija. A na zakończenie ważna tajemnica życia duchowego: czego się boisz – temu dajesz moc. Dlatego bojaźń Boża jest początkiem mądrości, a nie lęk przed szatanem. Kiedy masz w sobie bojaźń Bożą, to Bogu dajesz moc działania w twoim życiu”.

Źródło: http://adam-czlowiek.blogspot.com/search/label/Czego %20boi%20si%C4%99%20szatan%3F – tam znajdziesz całość artykułu).

„...Istnieją „różańce” z satanistycznymi znakami – odwróconymi krzyżami, pentagramami itp. Są one wykorzystywane przez różnego rodzaju okultystów i satanistów, więc na pewno nie powinno się takich przedmiotów trzymać w domu. Jeśli posiadamy taką „biżuterię”, to najlepiej ją zniszczyć lub wyrzucić” (http://miesiecznikegzorcysta.pl/drogowskazy/item/464-newage-owski-rozaniec - tam znajdziesz całość artykułu „Newage’owy różaniec”). Najlepiej jednak nie wyrzucać takich przedmiotów, aby nie dostały się do rąk innych nieświadomych osób. Jedyna rada to spalenie ich lub zniszczenie w nieodwracalny sposób, a potem wyrzucenie rozerwanych części do różnych pojemników na śmieci (w różnych miejscach).



„Z Różańca powstaje taka wieża obronna i taki mur ochronny, że bez względu na to, co was dosięgnąć może, trwajcie w pokoju i róbcie dookoła siebie niezdobytą fortecę ze świętych Różańców” (MB do Barbary Kloss).

wróć do strony głównej