|
„Jeżeli Najświętsza Panna zawsze polecała [odmawiać różaniec] gdziekolwiek się ukazała, nie wydaje ci się, że musi być tego jakiś specjalny powód ?” (św.o.Pio).
ŚWIADECTWA
„Gdy jako kilkuletnie dziecko czasem zostawałam sama w domu, zawsze trzymałam w ręku różaniec i choć nie umiałam na nim się modlić (pamiętam, że schowana gdzieś w kąciku odmawiałam tylko „Zdrowaś Maryja”), czułam wewnętrznie, że jestem z nim bezpieczna. W miarę dorastania zaczęłam rozumieć wartość i potrzebę modlitwy różańcowej. Pomagała mi ona w najtrudniejszych chwilach życia. Różaniec pozostanie moim wiernym przyjacielem z lat dziecięcych z pewnością do końca mojej ziemskiej wędrówki” (Maria Jaworska – honorowy członek Zakonu Bonifratrów _”Bonifratrzy w służbie chorym nr 2/2001).
Jak to się stało, że Różaniec stał się jej ulubioną modlitwą – opowiada pani Joanna Białobrzeska – matka trojga dzieci, która jest nauczycielem, pedagogiem, autorką podręczników dla dzieci, książek edukacyjnych i programów nauczania; która wraz z mężem Piotrem prowadzi wydawnictwo, gimnazjum, szkołę podstawową i przedszkole.
„Dwadzieścia lat temu okazało się, że nasz syn jest ciężko chory.. Wyjechaliśmy całą rodziną na wakacje ze świadomością, że po powrocie czekają nas kolejne badania, tomografie – sytuacja była poważna. Obiecałam Matce Bożej, że jeśli moje dziecko zostanie uzdrowione, to do końca życia będę odmawiać Różaniec. Wróciliśmy do kraju i poszliśmy do lekarza. Nie mógł uwierzyć, że patrzy na wyniki mojego syna. Ja natomiast wiedziałam dobrze, jak to się stało, że jest zdrowy.
Na początku odmawiałam Różaniec, bo obiecałam to Matce Bożej. Teraz jest dla mnie powietrzem, którym oddycham w ciągu całego dnia. Odmawiam Różaniec codziennie od 20 lat... Dzięki tej modlitwie odnajduję sens życia, czuję łączność z Maryją. Te kilkanaście minut modlitwy, gdy siadam z różańcem w ręku i przekładam paciorki, to dla mnie jak deser na zakończenie uczty... Różaniec to najpiękniejsza poezja na świecie, coś, bez czego nie mogłabym żyć. Bo z modlitwą jest jak z jedzeniem – kiedy człowiek jest zapracowany, czasem zapomina, że musi zjeść, ale w pewnym momencie uświadamia sobie, że czuje głód.
Jeśli mam dużo zajęć i nie mogę znaleźć czasu na modlitwę, wieczorem mam poczucie, że czegoś mi brakuje, że nie "zamknęłam" tego dnia... Ja bowiem bardzo ciężko pracuję. Ostatnio praktycznie codziennie jestem w innym mieście, od rana do wieczora mam dużo zajęć. Mimo to, wśród tego całego zabiegania, naprawdę, zawsze znajdzie się czas... Doba trwa 24 godziny, więc niemożliwe, żebyśmy nie mogli wygospodarować 30 minut... Nawet, gdy człowiekowi wydaje się że bezmyślnie przekłada paciorki różańca, odmawiając "Zdrowaśkę" za "Zdrowaśką", bo też można by tak na to spojrzeć, to jednak jest to jakaś nić, która łączy człowieka z Matką Bożą; coś takiego niezwykłego w bardzo zwykłej modlitwie, powtarzanej przecież aż tyle razy...” (wg s.Violetty Ostrowskiej CSL „Najpiękniejsza poezja na świecie” – „Różaniec” nr 5/2014 – tam znajdziesz całość wywiadu).
Nie lubiłem Różańca
„Naprawdę nie lubiłem różańca. Jako dziecko nie miałem żadnego wzorca odmawiania tej modlitwy. Przynajmniej nie zauważyłem niczego, co mogło mnie zachęcić. Dziś myślę, że pewnie musiałem widzieć w kościele starsze osoby odmawiające różaniec. Moja przygoda ministrancka zaczęła się jeszcze w czasie obowiązywania liturgii przedsoborowej. Wtedy dość często uczestnicy liturgii odmawiali inne niż (wypowiadane po łacinie) mszalne teksty. Dla zaangażowanego przy ołtarzu - a ministranci naprawdę mieli wtedy co robić, zwłaszcza w kościołach przyklasztornych, kiedy każdy z kapłanów codziennie odprawiał Mszę (nie było wtedy koncelebry) - i młodego człowieka widok starszych osób przeżywających jakby coś innego niż my przy ołtarzu nie był zbyt mobilizujący czy atrakcyjny.
W każdym razie nie wiem już w tej chwili, dlaczego w wieku około dwudziestu kilku lat zacząłem odmawiać różaniec codziennie. Myślę, że ówczesne wydarzenia (m.in. stan wojenny) bardzo mnie w tej decyzji utwierdziły. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, mogę potwierdzić bardzo lubianą przeze mnie zasadę: Różaniec jest tym nudniejszy, im rzadziej się go odmawia.
Wierzę w siłę modlitwy różańcowej i myślę, że potwierdzeniem tej siły jest jakaś dziwna bariera, którą wokół różańca czuć. Jakby jakiejś sile strasznie (nomen omen) zależało na niedopuszczeniu do jej praktykowania. Co najciekawsze, wszelkie opory i wydawałoby się nie do przekroczenia problemy (towarzyskie, czasowe, organizacyjne itp.) znikają w momencie rozpoczęcia modlitwy.
Jest dla mnie różaniec także rodzajem ostatniej deski ratunku. Jeżeli zdarzy się (a zdarzało się, zdarzało) taki nawał pracy, że nie było czasu nie tylko na jedzenie, ale nawet na codzienną modlitwę poranną czy wieczorną, to przynajmniej różaniec musiałem odmówić. To słowo musiałem należy oczywiście dobrze zrozumieć - nikt niczym mi nie groził w razie nieodomówienia, ale chciałem być wierny. Zdarzało się, że w ogromie zajęć nie starczyło czasu nawet na pomyślenie o jakiejkolwiek modlitwie i po przyłożeniu głowy do poduszki zasypiałem snem kamiennym, a jednak budziłem się z absolutną pewnością, że coś jeszcze mam do zrobienia. Z ulgą przypominałem sobie, że mam do odmówienia różaniec i z ręką na sercu chcę zapewnić, że z radością ten obowiązek spełniałem.
O ile dobrze pamiętam, tylko raz świadomie zrezygnowałem z odmawiania różańca. Było to w czasie pierwszej wizyty w Jerozolimie. Naprawdę nie mogłem - mnogość i wielkość przeżyć była tak ogromna, że uznałem tę rezygnację za usprawiedliwioną. Przecież różaniec przede wszystkim ma nam przybliżać wydarzenia, które są określone przez poszczególne tajemnice. Jak przeżywać przy przesuwaniu paciorków różańca tajemnicę śmierci i zmartwychwstania Jezusa, skoro przed chwilą byłem w miejscu tych wydarzeń i nawet każdy oddech był modlitwą? Oczywiście, w czasie kolejnych dni, a także w czasie kolejnych pobytów w Ziemi Świętej już tych problemów nie miałem. Do dziś mam pierwszy (kupiony pod Ogrójcem) różaniec, na którym starałem się odmówić poszczególne tajemnice w miejscach tych wydarzeń. Śmierć na Krzyżu odmówiona na Golgocie, Zmartwychwstanie w Grobie, a Zesłanie Ducha Świętego w Wieczerniku. Zresztą podobnie było w Galilei czy w Betlejem. Podczas spotkań z młodzieżą często o tym opowiadam i, pokazując ten różaniec, pytam o to, czy potrafią zgadnąć, z którą tajemnicą miałem największy problem. Zwykle pierwsza odpowiedź dotyczy Wniebowzięcia NMP, ale nie jest prawidłowa, ponieważ według tradycji są dwa miejsca z tym związane: jedno w Jerozolimie, a drugie pod Efezem (dziś Turcja). Odmówiłem tę tajemnicę w obu tych miejscach... Prawidłowa odpowiedź brzmi: Ukoronowanie NMP na Królową nieba i ziemi. Poradziłem sobie z tą tajemnicą, odmawiając ją w… samolocie lecącym nad Ziemią Świętą !” (wg dk.Bogdana Sadowskiego „Posłaniec Serca Jezusowego”).
źródło: http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,494,nie-lubilem-rozanca.html
Żeby ktoś pamiętał
„Pamiętam różaniec, który dostałam od jakiegoś Włocha, wiele lat temu, podczas spotkania Jana Pawła II z młodzieżą w Loreto - wspomina Anna Olszewska z Gniezna. - Chodziłam wtedy do liceum. Massimiliano i Moreno z Sardynii chodzili wszędzie z naszą grupą, choć ani w ząb nie mogliśmy się z nimi dogadać, bo żaden z nich nie mówił po angielsku. Kiedy się żegnaliśmy, Massimiliano zdjął ze swojej szyi różaniec i bez słowa zawiesił go na mojej. W dzieciństwie od mojej babci dostawałam za to po rękach, ale Włosi mają trochę inną wrażliwość. Wzięłam ten różaniec i to chyba na nim zaczęłam się tak naprawdę modlić - już niezależnie od października czy różańcowych nabożeństw w kościele. Pamiętam, że to był czas, kiedy sporo znajomych szło do seminarium, sporo tych różańców odmawiałam właśnie za nich. I zawsze pamiętałam też w modlitwie o chłopaku, od którego różaniec dostałam, choć nigdy w życiu się już nie spotkaliśmy. Mam ten różaniec do dziś - nie da się już na nim modlić, od częstego używania niektóre paciorki się wytarły i odpadły. Ale często mam przy sobie jakiś różaniec, żeby w razie potrzeby móc go komuś podarować. Może i o mnie ktoś będzie wtedy w modlitwie pamiętał ?
Nie tylko matki
Dla Jagody Kabacińskiej pierwsze różańcowe wspomnienia związane są z babcią, która zabierała swoje wnuczki na różańcowe nabożeństwa do kościoła. Przychodziły na nie głównie starsze panie, więc małe dziewczynki czuły się tam trochę nieswojo - jak w obcym, niezrozumiałym i nieco magicznym świecie. Nie potrafiły się tak modlić, to było dla nich za trudne. - Właściwie Różaniec dla siebie odkryłam dopiero na studiach, dzięki ojcom dominikanom z poznańskiego klasztoru i dzięki tamtejszemu zwyczajowi odmawiania dziesiątki Różańca przed Mszą św. akademicką - wspomina Jagoda. - Myślałam wówczas, że to piękne - że przed Eucharystią zwracamy się najpierw do Matki, dzięki której cała tajemnica Zbawienia mogła się rozpocząć i dokonać.
Jagodę denerwowało kiedyś mówienie o "matkach różańcowych" - bo czy to miało znaczyć, że te kobiety, które nie są matkami, nie mogą się w tym dziele odnaleźć? Kiedy wraz z mężem wyjechała do Brukseli, zetknęła się z zupełnie innym Żywym Różańcem niż ten, który znała - pełnym młodych kobiet i mężczyzn, dzielących się nie tylko intencjami do modlitwy, ale również radością, gdy modlitwy zostają wysłuchane, kiedy ktoś odzyskuje zdrowie albo kiedy rodzą się dzieci.
W Różańcu lubię to, że przez powtarzalność słów mogę przestać koncentrować się na sobie, a zaczynam słuchać - mówi Jagoda. - Za często chyba zagadujemy Pana Boga i nie dajemy Mu dojść do słowa. Tu Bóg ma szansę być wreszcie usłyszanym...
Zrozumieć, żeby pokochać
Ksiądz Jan Kwiatkowski ze Słupcy od wielu lat opiekuje się Żywym Różańcem, choć przyznaje, że sam z modlitwą różańcową ma problemy. - Kiedy byłem małym chłopcem, miałem figurkę Maryi, modliłem się przy niej i stawiałem tam kwiaty. Potem to jakoś minęło, zaczęła się Oaza, Maryja z Niepokalanowa zaczęła uwierać, szukałem Boga na inne sposoby. Odkryłem, że można się modlić inaczej, przyszedł czas brewiarza, przyszedł czas pielgrzymek. Różaniec zacząłem doceniać przypadkowo. Trafiłem do parafii, w której nie bardzo wiedziałem, czym mam się zająć. Pozostał mi tylko Żywy Różaniec. Ale przecież w seminarium nikt mnie do tego nie przygotowywał, nikt nie tłumaczył, na czym to polega, nie uprzedził, że być może kiedyś będę musiał się tym zająć.
Ksiądz Jan miał stereotypową, polską wizję Żywego Różańca - "różańcowe babcie". Pamiętał proboszcza, który robił z owymi "babciami" jakieś krótkie spotkania po Mszy św. i odmawiał z nimi jedną dziesiątkę. Już wtedy myślał, że to nie ma sensu. Kiedy jemu samemu przyszło się zająć Żywym Różańcem, postanowił dowiedzieć się więcej i zrozumieć, o co tak naprawdę tu chodzi.
- Moje intuicje były trafne, potwierdzone zresztą przez statut Żywego Różańca, zatwierdzony przez prymasa Wyszyńskiego w 1977 r., który odkryłem dużo później - tłumaczy ks. Jan. - Zacząłem pytać siebie, co to znaczy, że Różaniec ma być "żywy"? I dotarło do mnie, że jeśli jest w parafii grupa, która każdego dnia odmawia cały Różaniec, to spełnia ona tak samo ważne zadanie, jakie w diecezji pełni Karmel ! Dziś mam odwagę powiedzieć, że nie można wyobrazić sobie normalnie funkcjonującej parafii bez Żywego Różańca. Taka modlitwa jest bardzo prostą rzeczą, dostępną zarówno dla teologów, jak i pani ze sklepu. Każdy, dosłownie każdy może wziąć do ręki różaniec i powiedzieć: "W ten sposób jestem odpowiedzialny za Kościół, jestem odpowiedzialny za swoją parafię". Trochę przypomina mi się tu postać Abrahama, który targował się z Bogiem i prosił o ocalenie miasta, jeśli znajdzie w nim kilku sprawiedliwych. Przecież samo istnienie Żywego Różańca w parafii daje nam pewność, że przynajmniej tylu ludzi naprawdę się tu modli - nie tylko mówi coś do Boga, ale rozmyśla o tajemnicy Boga, który stał się człowiekiem. Takie podjęcie odpowiedzialności za własną parafię nie kosztuje więcej niż 5-10 minut czasu dziennie. Czy to jest tak dużo? Pięć minut dziennie i mamy pewność, że codziennie jedna ważna, parafialna sprawa powierzana jest Bogu, w modlitwie przypominającej prośby ewangelicznej natrętnej wdowy.
W każdej parafii potrzebni są różni ludzie - tacy, którzy śpiewają, którzy grają, którzy służą przy ołtarzu - a prymasowi Wyszyńskiemu chodziło o to, żeby każda parafia miała takie własne modlitewne zaplecze, własny duchowy Karmel, właśnie w postaci Żywego Różańca. To prawdziwa armia ludzi, która po cichu, we własnych domach, wyprasza dla innych Boże błogosławieństwo.
Kiedy nie ma już nic
Pytany o swoją osobistą modlitwę różańcem, ks. Jan przyznaje: - Mam problem do dziś. Wiem, że ta modlitwa jest też moim zobowiązaniem jako opiekuna Żywego Różańca. Wciąż się z tym zmagam i nawet nie potrafię nazwać tego, w czym tkwi trudność. Może w moim temperamencie? Rozumiem różaniec i chcę się nim modlić, i wciąż się z tą modlitwą zmagam, i próbuję, i powoli coraz bardziej do niej dojrzewam. Zawsze czekam na październik, bo nie lubię odmawiać różańca sam, łatwiej modlić się na nim z kimś jeszcze - w kościele czy w samochodzie. Na razie doszedłem do tego, że w każdej kieszeni mam różaniec, że go dotykam, że pamiętam, że myślę. I coraz bardziej czuję, że upraszczam swoje życie przed Panem Bogiem. Wszystkiego już dotknąłem, przeżyłem tyle zachwytów różnymi formami modlitwy i różnymi ruchami. I gdzieś po tym wszystkim przychodzi moment, kiedy staję tak jak teraz - bezradny. Co może zrobić człowiek, który czuje się bezradny, co ma powiedzieć poza "Zdrowaś Maryjo"? Myślę i doświadczam, że różaniec wpada w ręce wówczas, kiedy już wszystko inne z nich wypada - kiedy nie ma pieniędzy, zdrowia, argumentów. Kiedy tyle chciałoby się Panu Bogu powiedzieć, a na wszystko brakuje słów.
Nam się czasem wydaje, że dla Boga trzeba robić nie wiadomo co. A czasem wystarczy bardzo mało, takie prawie nic. Może dla Pana Boga jedna dziesiątka Różańca znaczy więcej niż długie czuwania w kościele?” (wg Moniki Białkowskiej „Przewodnik Katolicki”).
źródło: http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,741,wielkie-prawie-nic.html
„Tak naprawdę, umiłowałam modlitwę różańcową, poznałam jej sens i wartość, gdy zaczęłam systematycznie w niej uczestniczyć przez Radio Maryja. Razem z moją schorowaną mamą brałyśmy różaniec do ręki i z rodziną Radia Maryja odmawiałyśmy coraz częściej. Potem, gdy na mnie przychodziły dni słabości i niemocy fizycznej, takiej, że nie mogłam się podnieść i cokolwiek zrobić, tylko leżałam bez sił i ochoty do życia - oplatałam różańcem swoją rękę i ściskałam krzyżyk w dłoni tak mocno, jak tylko potrafiłam. Nawet odmawianie Różańca było dla mnie trudne. Jednak nie ustawałam i razem z Maryją walczyłam z moimi dolegliwościami.
Mamusia zmarła na moich rękach w 2000 roku, a ja dalej z Różańcem i Radiem Maryja nie ustaję w modlitwie. Teraz nie wyobrażam sobie dnia bez tej modlitwy. Teraz już umiem przyjmować wszystko, co mnie spotyka, z większą ufnością i zawierzeniem Bogu i Maryi. W Różańcu jest moja siła i moc do pokonywania po ludzku niemożliwych problemów” (Zofia z Chełmiec „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” – patrz bibliografia).
„Moje spotkanie z Różańcem świętym rozpoczęło się w IX klasie. Pamiętam, że pragnęłam mieć "swój różaniec", dlatego bardzo dobrze przygotowałam się do konkursu religijnego na szczeblu klasowym, w którym zajęłam I miejsce i w nagrodę miałam możność wybrania jednego z trzech różańców... Nie rozstawałam się z tym wybranym różańcem. Nosiłam go zawsze przy sobie i modliłam się na nim. Pamiętam, że często do późna w nocy modliłam się o błogosławieństwo Boże w nauce.
Założyłam rodzinę. Urodziłam czterech synów. Każdy poród odbywał się z różańcem w ręku. Dziś pozostał po nim tylko drewniany krzyżyk, który przechowuję. Mam kilka różańców zakupionych w różnych sanktuariach i podczas rekolekcji dla nauczycieli. Posiadam różaniec ofiarowany przez księdza arcybiskupa Ignacego Tokarczuka i zakupiony w Rzymie podczas narodowej pielgrzymki w 2000 roku. Różaniec znajduję zawsze pod ręką – w torebce, w kieszeniach, w szafkach itp. Wiem, że każde wzięcie z pobożnością różańca do ręki, daje możliwość uzyskania odpustu cząstkowego.
Dniem, który szczególnie zaważył na mojej bezgranicznej ufności w moc modlitwy różańcowej, był 22 listopada 1978 roku, w którym zawierzyłam Bogu i Matce Najświętszej swoją rodzinę, składając przyrzeczenie, że codziennie będę odmawiała Różaniec święty z rozważaniem tajemnic... Od 1980 roku należę do Jasnogórskiej Rodziny Różańcowej, do Żywego Różańca w parafii pw. św.Wawrzyńca w Radymnie. Prowadzę także Koło Przyjaciół Radia Maryja w Radymnie. Każde nasze comiesięczne spotkanie rozpoczynamy Różańcem świętym... Podczas pielgrzymki nauczycieli i wychowawców na Jasną Górę w dniach 1-2 lipca 2003 roku... otrzymaliśmy z rąk Przeora Zakonu Paulinów piękny różaniec w szafirowym futerale, ze szczególnym błogosławieństwem Ojca Świętego dla nauczycieli, wychowawców i ich rodzin. Postanowiliśmy, że ten różaniec będzie wędrował od szkoły do szkoły w dekanacie Radymno...” (Maria z Radymna „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” – patrz bibliografia).
„W 1999 roku, w przeddzień Środy Popielcowej, w mieszkaniu mojej mamy wybuchł pożar. Pokój, w którym to się stało, spalił się doszczętnie. Na skutek odniesionych poparzeń, zmarła też, niestety, moja mama. Ale z pogorzeliska ocalał nasz różaniec – drewniany, nawlekany na nitkę. Ja uważam to za cud i znak, że wiara i Bóg są najważniejsze i niezniszczalne. Ten różaniec daje mi niesłychaną siłę i moc oraz pomaga przetrwać najcięższe chwile. A życie mi ich nie szczędzi. Przypomina mi również, że dla mojej mamy Weroniki, wiara i polskość były dla niej najświętsze, za co zapłaciła wielką cenę w czasie okupacji niemieckiej i sowieckiej oraz na trudnych drogach swojego życia.... Wierzę w moc modlitwy różańcowej i odmawiam Różaniec każdego dnia. Nie umiem bez niego żyć” (Ewa z Warszawy „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” – patrz bibliografia).
„Wcześniej Różaniec był dla mnie modlitwą osób starszych. Odkryłem go przed dwoma laty, kiedy moja relacja do Matki Bożej zaczęła mieć wiele wspólnego z relacją do mojej mamy. Coraz głębiej uświadamiałem sobie, że Maryja jest również i moją mamą. Dla mnie jest to modlitwa do Matki. Obecnie mam różaniec zawsze przy sobie. Kiedy pojawiają się sprawy, które mnie przerastają, biorę do ręki różaniec. Podobnie reaguję, gdy spotykam ludzi, którzy bardzo mnie nieraz denerwują. Gdy mam nieco więcej czasu, a w zasięgu mojej ręki jest Biblia, to w modlitwie tej pomagam sobie jej tekstem. Bardzo lubię odmawiać różaniec w ten właśnie sposób” (Mateusz http://www.rozaniec.dominikanie.pl/021.html#top).
Od wielu lat peregrynuje po naszej parafii obraz Jezusa Miłosiernego. Polega to na tym. że przenoszony jest z mieszkania do mieszkania, w każdym pozostając przeważnie na około dobę. A zajmuje się tym od początku jedna rodzina, i to jest ich życiowa misja. Był ten obraz i u mnie, w moim domu. Ale najpierw przyszły dwie Panie żeby zapytać, czy Go w ogóle przyjmę. Jak można odmówić Panu Jezusowi ? Oczywiście że się zgodziłam. No i umówiłyśmy się na konkretny dzień. Był to – dobrze pamiętam - 25 maja, dzień urodzin mojego nieżyjącego już Taty, i niech nikt mi nie mówi, że to tylko przypadkowy zbieg okoliczności ! Przygotowałam miejsce w pokoju, zgromadziłam kwiatki i zielone gałązki oraz świece. Wreszcie nadszedł ten moment. Obraz jest duży i ciężki, z trudem wniosły go dwie osoby, ale było ich więcej. Ustawili obraz, ja go ubrałam i wspólnie się pomodliliśmy. W komplecie dołączono zbiór odpowiednich modlitw na tę okazję. No i zostałam sama, tylko z Panem Jezusem.
Zaraz zawiadomiłam kogo mogłam o tym wydarzeniu, może ktoś też zechce przyjść. Owszem, przyszły najbliższe sąsiadki, ale i kilka osób znajomych i z rodziny. Między innymi – przyszła po szkole wnuczka z kolegą. Gdy wspólnie odmawialiśmy różaniec, ten całkiem świecki przecież chłopak, z dużą znajomością rzeczy włączył się do wspólnej modlitwy. A mówi się, że nasza młodzież jest mało dojrzała religijnie ! Potem w miejscu, gdzie stał Święty Obraz, powiesiłam krzyż z ostatnich misji parafialnych, i zawiesiłam obraz Jezusa Miłosiernego, który kiedyś oprawił jeszcze mój Tato. No i pozostał mi na pamiątkę tego wielkiego i pięknego wydarzenia - różaniec, podarowany przez osoby posługujące tej wędrówce obrazu. Zwykły, plastikowy, niebieski różaniec. I to jest teraz mój ulubiony różaniec podręczny, leży zawsze na widoku, na stole kuchennym, gdzie często urzęduję. Niebieści się obok stosu modlitewników. Parafialne Jerycho też na nim odmawiam. No po prostu jest niezastąpiony ! (Elżbieta Nowak http://www.polskieradio.pl/37/231/Artykul/709599,Niebieski-rozaniec/?utm_source=box&utm_medium=link&utm_campaign=related
Różaniec, mój sposób na życie
W dzisiejszych czasach niełatwo się modlić. Trudno stanąć w ciszy przed Bogiem. Ale to właśnie teraz, w tych czasach, Ojciec Święty przypomina nam o różańcu, skarbie duchowym Kościoła. Wielu jest takich, którzy gardzą tą modlitwą, mówiąc, że jest „nudnym klepaniem”. To dowodzi tego, iż nie odkryli oni jeszcze wielkiej głębi, jaka się w nim kryje. No właśnie ! W takim razie można by pomyśleć, że jest to modlitwa tylko dla „ekspertów”, ale to nie jest prawda. Różaniec jest modlitwą prostą – idealną dla każdego – dla Ciebie i dla mnie. Nawet jeśli trudno nam zebrać myśli, to warto sięgnąć po różaniec, który jest prawdziwą szkołą modlitwy i medytacji...
Dla mnie różaniec jest czymś więcej niż modlitwą, on jest moim sposobem na życie. Gdy jest mi trudno, gdy nie wiem, co mam robić – sięgam po różaniec i wiem, że rozwiązanie przyjdzie z nieba. Nie zawsze możemy uklęknąć w ciszy i skupić się tylko na modlitwie. Ale to właśnie jest pięknem różańca – możemy go odmawiać wszędzie, czy to w tramwaju, gdy jedziemy na ważną rozmowę, czy to w szpitalnej poczekalni. Wtedy odmawiając „Zdrowaś Maryjo…”, przedstawiamy nasze problemy i smutki, a różaniec staje się częścią naszego życia. Staje się podporą w trudnych chwilach.
Niejeden spyta: dlaczego, po co mam odmawiać różaniec ? Bo jest on jak rozmowa dziecka z matką; dziecko mówi swej matce o swoich radościach i smutkach – a matka wysłuchuje cierpliwie, a potem robi wszystko, by mu pomóc. Tak to właśnie jest – gdy my zawierzamy Maryi nasze problemy, Ona wyprasza u swego Syna potrzebne dla nas łaski. A czy matka może być głucha na wołanie swojego dziecka ? Dlatego zanim powiesz, że w Twoim życiu już nic nie da się zrobić, uklęknij i odmów różaniec. Bo jak powiedziała siostra Łucja z Fatimy: „Nie ma w życiu problemu, którego by nie można rozwiązać z pomocą różańca”.
I nie przejmuj się, kiedy pojawiają się różne dziwne trudności! Kiedy bierzesz się za różaniec, dzwonią znajomi, w telewizji zaczyna się ciekawy serial… Nie można dać się oszukiwać: szatan zawsze zrobi wszystko, aby różańca nie było w Twoim życiu. On wie, że gdy odmawiasz tę wspaniałą modlitwę, Maryja ma Cię w swojej opiece, a wtedy na nic się zdają jego podszepty. Dlatego to właśnie różaniec jest wspaniałą pomocą w walce o czystość serca. Gdy świat atakuje nas różnego rodzaju pokusami – my chowamy się pod płaszczem naszej Matki. Czy to nie jest wspaniałe ? A więc weź do ręki różaniec i idź z Maryją przez życie” !” (Dominique „Miłujcie się” nr 2/2003 – tam znajdziesz całość).
„List Apostolski Ojca Świętego Jana Pawła II „Rosarium Virginis Mariae” wysłany z Watykanu 16 października pozwolił mi w nowy sposób doświadczać modlitwy różańcowej. Przeczytałem ten list wielokrotnie, można powiedzieć, że go studiowałem. Od tego czasu staram się rozważać tajemnice różańcowe jako najkrótsze streszczenie Ewangelii. Rozważać, a nie odmawiać. Jest to bardzo ważne, żeby wytrącić siebie z automatyzmu odmawiania, by pójść w kierunku medytacji i kontemplacji. Kiedy się zapominam, sięgam po ten list jak po instrukcję obsługi, gdyż zawarte tam wskazania jednoznacznie określają, jak się modlić na koronce różańcowej.
W modlitwie różańcowej Maryja prowadzi mnie wprost do Chrystusa w Trójcy Przenajświętszej, zaś słowa: „Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu, jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków” wypowiadane po rozważaniu każdej tajemnicy przypominają mi o tym, do Kogo ostatecznie ją zanoszę. Nauczyłem się również tego, żeby modlitwa moja była środkiem, a nie celem, dlatego do każdej rozważanej tajemnicy dołączam intencję, zazwyczaj za innych. „Różaniec Najświętszej Maryi Panny” to polskie tłumaczenie tytułu przywołanego listu. Czy może być większy zaszczyt, jak modlić się z Matką mojego Odkupiciela – Jezusa Chrystusa ? (Marek Górniaczyk, prezes Caritasu w Łochowie– „Różańcowe refleksje” „Niedziela” nr 40/2009).
„Jeśli ktokolwiek sądzi, że Różaniec jest modlitwą polegającą na odliczaniu „Zdrowasiek”, to jest w wielkim błędzie. W czasie odmawiania Różańca dotykam najbardziej istotnych problemów wiary. Rozmyślając nad tajemnicami różańcowymi, wchodzę w życie Jezusa i Maryi. W tajemnicach radosnych witam Maryję najpiękniejszym pozdrowieniem, bo przekazanym przez Boga. Raduję się, że Stwórca tak nas umiłował, że dał nam Swego Syna jako Zbawiciela, że Jezus z miłości do nas stał się człowiekiem. Podzielam troskę Maryi w czasie poszukiwania 12-letniego Jezusa i zdaję sobie sprawę, że ja często gubię Jezusa przez grzech i muszę jak Maryja Go odszukać. Jezus wskazuje mi drogę ciągłego nawracania się w tajemnicach światła. Pochylam się z pokorą nad ustanowieniem Eucharystii. Zbawiciel jest z nami jak tam, w Wieczerniku. Sercem czuję Jego obecność. Boleję nad swymi grzechami, gdy rozważam mękę Chrystusa w tajemnicach bolesnych. W tajemnicach chwalebnych cieszę się, że zmartwychwstały Pan przygotował mi miejsce w niebie, że mam tam Matkę, która wstawia się za mną i nieustannie mi pomaga na mojej wyboistej drodze życiowej. Różaniec jest modlitwą, która jednoczy rodziny, wspólnoty. Gdy razem zginają się kolana, ustają wszelkie spory, nieporozumienia, jest jedność” (Daniela Pocenta, artysta plastyk – „Różańcowe refleksje” „Niedziela” nr 40/2009).
„Moja przyjaciółka odeszła do Pana, mając zaledwie 35 lat. Byłam u niej w ostatnim tygodniu jej życia. Leżała w szpitalu i niewyobrażalnie cierpiała. Wchodząc na separatkę, zauważyłam, że trzyma w dłoni różaniec. Wyznała wówczas: „Ja się nie modlę – już nie mogę. Ale trzymam go w ręku jako znak dla Boga, że do Niego chcę należeć. Gdy go trzymam, jest mi lżej”. Różaniec to potężna broń przeciw szatanowi. Na nim można wszystko wymodlić” (Barbara Głażewska, emerytowany lekarz anestezjolog, mieszkanka Łochowa – „Różańcowe refleksje” „Niedziela” nr 40/2009))
„Człowiek jest mniej skoncentrowany na sobie, jeśli przez pół godziny próbuje być skoncentrowany całkowicie i wyłącznie na Bogu” (MB do Barbary Kloss).
Różaniec stał się moją modlitwą dzięki mojej ukochanej Mamie, która, dając nam przykład, nie rozstawała się z nim do końca swoich dni... „Ten jej różaniec był niesłychanie wytrzymały. Moje różańce rwą się na strzępy, płowieją – a przecież nie wytrzymały setnej części tego, co jej różaniec.
Cóż wielkiego, że odmawiam różaniec idąc do pracy czy na cmentarzu, właśnie przy grobie Matki; że go czasem położę na grobie gdy poprawiam kwiatki ? Różaniec mojej Matki przeżył dwie wojny światowe, głód, liczne przeprowadzki, długą drogę z Wilna aż na Śląsk. Były po drodze jeszcze liczne stacje naszej prywatnej Drogi Krzyżowej, ale różaniec był codziennie odmawiany. Jedna cząstka w naszej intencji: za każde dziecko jedna tajemnica różańca. Gdy nie było siły klęczeć, Mama stała oparta o moje pianino i odmawiała różaniec patrząc przez okno na dzieci wracające właśnie ze szkoły.
Kiedy po ciężkim krwotoku mózgowym leżała nieprzytomna i szukała czegoś wokół siebie, podsunęłam jej różaniec. Nie wiem, jakim cudem w ogólnym zamieszaniu pamiętałam, by wziąć go ze sobą do karetki pogotowia, wiozącej Mamę do szpitala. W szpitalu ta ciężko chora staruszka, nieprzytomna, wzięła w rękę swój różaniec, i nie otwierając oczu odmówiła aż do końca. To był niemal ostatni gest w jej życiu, bo potem była już głęboka śpiączka i wreszcie śmierć.
Zawsze, gdy odmawiam różaniec, wyobrażam sobie, że moja Matka trzyma drugi koniec różańca i modlimy się razem. Nie muszę mocno pobudzać swojej wyobraźni, bo przecież długo w naszej rodzinie trwała tradycja wspólnej modlitwy – [też dzięki mojej Mamie]”. (wg Izabeli Gojżewskiej „Rycerz Niepokalanej” nr.10 (376) październik 1987).
„Po dokonaniu aborcji moje życie rozpadło się w kawałki. Doszły jeszcze do tego problemy z odżywianiem. Kościół był dla mnie tylko kamiennym budynkiem pełnym hipokrytów, a zachodnie chrześcijaństwo płytkie i materialistyczne. Szukałam więc pomocy we wschodniej medytacji. Po 4 latach nauki myślałam, że osiągnęłam szczyty medytacji. Pojechałam do Montrealu, aby spotkać się ze słynnym guru. Zgubiłam się jednak i zawędrowałam do Oratorium św.Józefa.
W kościele był oświetlony tylko krzyż. Patrząc na krzyż odruchowo upadłam na twarz i powiedziałam Jezusowi, jak mi jest bardzo przykro, że tak nabałaganiłam w swoim życiu. Po modlitwie poczułam, jakby jakieś jarzmo zostało zdjęte z moich pleców. Czułam, że jeśli zaufam Jezusowi i porzucę "new age", to On uporządkuje moje życie. Od tego dnia zniknęły zaburzenia z odżywianiem. Nie miałam też pociągu do alkoholu i narkotyków. Rozpoczął się mój powrót do Kościoła katolickiego. Spowiedź uwolniła mnie od przeszłości. Moją uwagę zwrócił różaniec, jako jedna z chrześcijańskich form medytacji.
Na początku było mi trudno pogodzić medytację z odmawianą modlitwą i przesuwaniem paciorków. Po kilku tygodniach weszłam we wspaniałą medytację, jakiej jeszcze nigdy w życiu nie przeżyłam. Delikatny rytm poszczególnych dziesiątek i obrazy z życia Chrystusa i Maryi dawały mi taki pokój, jakiego nigdy nie doświadczyłam. [Teraz] różaniec jest filarem mojego życia duchowego wraz z częstą Mszą, rozważaniem Biblii, Liturgią Godzin i adoracją eucharystyczną” (Kathlin Deivis „Rycerz Niepokalanej” nr.10 (677) październik 2012).
„Różaniec, z którym nie rozstaję się, był przywieziony przez moją siostrę Halszkę z Jasnej Góry i tam został też poświęcony. Był odmawiany bardzo gorliwie przez moją bardzo chorą mamę w intencji Ojca Świętego i naszych trudnych spraw. W roku 1999, we wtorek 16 lutego, w przeddzień środy popielcowej, w mieszkaniu mojej mamy wybuchł pożar. Pokój, w którym pożar wybuchł spalił się doszczętnie. Zmarła też, niestety, moja mama wskutek odniesionych poparzeń. Ale z pogorzeliska ocalał nasz różaniec – drewniany, nawlekany na nitkę. Ja uważam to za cud i znak, że wiara i Bóg są najważniejsze i niezniszczalne.
Różaniec ten daje mi niesłychaną siłę i moc oraz pomaga przetrwać najcięższe chwile, których życie mi nie szczędzi. Przypomina mi również, że dla mojej mamy Weroniki wiara i polskość były najświętsze, i zapłaciła za nie wielką cenę w życiu podczas okupacji niemieckiej i sowieckiej na trudnych drogach swego życia... Wierzę w wielką moc modlitwy różańcowej i odmawiam różaniec każdego dnia. Nie umiem bez niego żyć” (Ewa z Warszawy – „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” – patrz bibliografia).
„Kiedy to było...? Oplecione różańcem ręce zmarłych... Dla kilkuletniego chłopca, który poruszał się już na własnych nogach i mógł przecisnąć się pomiędzy gęstym lasem ludzkich nóg, było to kolejne odkrycie w ciekawskim poznawaniu świata... Z pewnością widywałem moją matkę z różańcem w dłoniach. Pamiętam ją również, kiedy wracała z kościoła i przynosiła czasem jakąś "tajemniczkę różańca", która była wówczas dla mnie niepojętą tajemnicą. A mój pierwszy różaniec, to pierwszokomunijny, zamykany w perłowym, pstrykającym pudełeczku. Czy modliłem się na nim ? Nie pamiętam nawet jaki spotkał go los. Zapewne szybko się porozrywał, bo był za delikatny dla moich rączek, które bardzo szybko rosły.
Mijały lata. Dojeżdżałem "pekaesem" do odległego liceum. Mimo, że przejawy wiary katolickiej nie były mile widziane przez ówczesną władzę, jakoś nikt nie zabraniał kierowcom "pekaesów" wieszania różańców. Miałem wówczas odczucie, że różańce te spełniały raczej rolę amuletów od czarnych kotów na drodze. Dyndały sobie wesoło tym bardziej, im mniej równa była szosa. Różaniec "modlił się" sam... Potem była u mnie fascynacja różańcem, czy raczej moda noszenia różańca jako obrączki na palcu. Można by to nazwać obnoszeniem się ze swoją religijnością.
Z czasem coraz bardziej postrzegałem różaniec matki. Wizerunek Jezusa na krzyżyku był wytarty, a paciorki różańca, nanizane na mocną szewską nić, wypolerowane opuszkami palców, straciły swój pierwotny kształt. Różańca tego nie mógł zastąpić nowy, choćby był nawet ze złota. Ten był otarty o cudowny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej – wyjaśniła kiedyś mama... Przestałem się dziwić mamie, bo dziś mam swój różaniec, który darzę szczególnym sentymentem. Otrzymałem go w prezencie od pewnej siostry zakonnej z Woli Gułowskiej. Pamiętam jej wysmukłą postać oraz jej pełne miłości i troski spojrzenie.
Podarowany różaniec rozerwał się kilka lat temu. Oderwał się krzyżyk. W pośpiechu przypiąłem go agrafką, a że prowizorki mają podobno długą żywotność, więc trwa to aż do dziś. Krzyżyk na agrafce, krzyżyk, który można odpiąć i przypiąć, kiedy się tylko zechce. Niekiedy odpinam krzyż od tajemnic mojego życia, a są to najczęściej tajemnice bolesne. I chociaż jestem coraz bardziej pewny, że bez krzyża nie ma ani początku, ani końca różańca, życia mi nie starczy na zgłębienie tej tajemnicy” (Jan Wiącek „Rycerz Niepokalanej” nr.10 (557) październik 2002.
„Różaniec do dzisiaj przywołuje bliskie mi obrazy z domu rodzinnego. Widziałam go często w dłoniach ukochanej mamy. Zapracowana, ciągle krzątająca się, utrudzona pracą fizyczną, odnajdowała w modlitwie "chwile odprężenia i spokoju", jak często mówiła. Kiedyś spytałam: - Mamo, ty znowu się modlisz ?.- Trzeba, moje dziecko, o wszystko się modlić i prosić Maryję – odpowiedziała. – A o co teraz prosisz Maryję ? – O szczęśliwą śmierć – zabrzmiał jej cichy, spokojny głos... Minęło już ponad czterdzieści lat od tej pamiętnej sceny, której treść jak bumerang powraca w myślach.
Dom rodzinny w małym, ubogim miasteczku. Skromne, bez wygód mieszkanie. Pojechałam tam kiedyś. Dziś w nim mieszka tylko samotny mój brat z Maryją Niepokalaną. Zawierzył się Jej bez reszty. Rano budziła mnie w nim modlitwa różańcowa z wyciszonego Radia Maryja. W południe i wieczorem brat klękał do Różańca z Radiem Maryja.
Przyglądałam się tym powtarzającym się scenom zaskoczona, ale i z podziwem. Siedziałam cichutko zatopiona w lekturze, a wzrok mój uparcie przenosił się z figurki Maryi Niepokalanej na modlącego się brata. Myśli kotłowały się jak szalone: uklęknij, spróbuj, odwagi, to nie wstyd... W końcu zrozumiałam. Coś w środku pękło. Już następnego dnia wieczorem modliliśmy się wspólnie. Tak zaczęła się moja droga przez życie z Różańcem. Dzięki modlitwie różańcowej w moim życiu zaszło wiele zmian, nabrało ono sensu i wartości.
Musiałam jednak przejść długą drogę, zanim to wszystko sobie uświadomiłam. W wieku trzydziestu jeden lat zostałam wdową z siedmioletnim synkiem. W krótkim czasie po tej tragedii odeszli: ukochana mama, później tato i siostra. Pogrążyłam się w samotności... W tym stanie wszystko zawierzyłam Maryi, wszystko, co posiadam i samą siebie. Wzięłam do ręki różaniec, jak to czyniła moja śp. mama. To była broń dana mi przez Maryję do wyjednywania łask.
Jednak nie przyszło to od razu łatwo. Zaczęłam od dziesiątka Różańca. Z czasem poczułam, że to za mało, że modlitwa przynosi mi spokój, że jest mi po prostu bardzo potrzebna i działa lepiej niż lekarstwo. Mówiłam Maryi prosto od siebie o wszystkim, co mnie boli i cieszy, radziłam się, żaliłam, płakałam, pytałam. Czułam i czuję Jej obecność, Jej pomoc duchową. I tak powoli odzyskiwałam wiarę w życie. Powróciły senne noce i nie czułam już lęku samotności.
Byłam i jestem sama, ale już nie samotna. Przez Maryję idę do Chrystusa, bo Ona nauczyła mnie kochać Boga. Towarzysz temu dziwny splot wydarzeń: awans w pracy, stabilność finansowa, ukończone studia syna, okazywana mi ludzka życzliwość... To wszystko umacnia mnie w przekonaniu, że modlitwa różańcowa jak zdrowe ziarno, zaczęła prawdziwie kiełkować w mojej duszy. Nauczyłam się łączyć modlitwę z innymi zajęciami. Im szczerzej się modliłam, tym więcej łask otrzymywałam...
Dziś jestem już na emeryturze i cały czas odmawiam Różaniec w zaciszu swego pokoju. Nauczyłam się go kontemplować i rozważać w skupieniu. Po dwudziestu latach zmagań, poszukiwań, upadków i powrotów, wiem na pewno, że tylko z Różańcem można zwyciężyć w życiu. Co więc zyskałam dzięki Różańcowi ? Wewnętrzny pokój w duszy, odwagę, chęć do życia i czynnego działania, chęć niesienia pomocy innym – zagubionym i chorym. Mam ponadto wspaniałą i zdrową wnuczkę, syn otrzymał pracę... Jestem szczęśliwa. A po trzynastu latach gorliwej modlitwy za syna, któregoś dnia on spytał mnie: - Mamo, ty znowu się modlisz ? – Trzeba, moje dziecko, o wszystko się modlić i prosić Maryję – odpowiedziałam, jak kiedyś moja matka. – Mamo, naucz mnie modlić się na różańcu – usłyszałam. – Czy to nie jest zwycięstwo ? Tak modlitwa czyni cuda” (Aniela z Lublina – „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” – patrz bibliografia).
„Mieliśmy wiele kłopotów natury prawnej, mieszkaniowej (właściciel-lokator), finansowej i innych. Wtedy, w czasie tych bezsennych, pęczniejących od myślenia godzin nocy, sięgałam po różaniec. Dostałam go w upominku od księdza, który dawał nam ślub. Piękny różaniec z Lourdes, artystycznie wykonany, przez dziesięć lat leżał w pudełku... Teraz te rozważania wprowadzały spokój, pozwalały inaczej patrzeć na swoje zmartwienia, wprowadzały ten "pokój głębi" Zawieyskiego” („Niepokorna” „Znak”).
„Poza Mszą świętą, która, oczywiście, jest najdoskonalszą modlitwą, lubię odmawiać i rozważać różaniec. Ponieważ w domu trudno mi się skupić przy odmawianiu różańca, najczęściej robię to idąc ulicą (gdy idę sama) lub w autobusie czy w metro paryskim. Zawsze mam przy sobie koronkę, a przesuwanie paciorków w kieszeni, nie sprawia żadnych trudności”. (Polka z Paryża. „Rycerz Niepokalanej” nr.10 (352) październik 1985).
„Jest to trudna modlitwa na początku. Ojciec benedyktyn polecił mi ją. Powiedział, że działa jak lekarstwo które przynosi efekty po dłuższym czasie. I tak też było... Modlę się na różańcu od 4 lat. Na początku była to jedna dziesiątka. Był opór. Później dwie - jedna rano druga wieczorem. Z biegiem czasu nabrałem też radości przy odmawianiu. Widzę działanie tej modlitwy u siebie i swoich najbliższych. Maryja walczy o swoje dzieci. Trzeba tylko sięgnąć po różaniec, choć początki, jak zaznaczyłem, są trudne” (Mundek) http://www.fronda.pl/blogi/modlitewnik/przepis-na-sukces-codzienny-rozaniec,13329.html
„Miałam obawy, że Różaniec jest przykładem czczego wielomówstwa, wyraźnie potępionego przez Jezusa. Jednak wprowadzenie do Różańca napisane przez zakonnicę sprawiło, że zobaczyłam go z nowej perspektywy. Zachęcała wierzących, by nie patrzyli na siebie jak na wielkich, dorosłych chrześcijan, ale jak na maleńkie dzieci przed Panem. Przypominała czytelnikom, na przykład, że gdy nasze własne małe dzieci powtarzają w kółko: „Mamusiu, kocham cię”, nie odpowiadamy im: „Skarbie, porzuć to czcze wielomówstwo”. Podobnie w Różańcu zwracamy się do Maryi, powtarzając jak małe dzieci: „Mamo, kocham cię, módl się za mnie”. Mimo że jest to jednostajne, staje się czczym wielomówstwem jedynie wtedy, kiedy wypowiadamy te słowa bez zwracania uwagi na ich znaczenie” (Scott i Kimberly Hahn - http://www.rozaniec.eu/index.php?m=RosaryReflections&a=Show&cPage=2).
W pewnym towarzystwie rozmawiano o religii. W rozmowie brali udział wszyscy obecni z wyjątkiem jednego młodzieńca. Gdy go wreszcie o coś zapytano, odpowiedział: "Nie mogę o tym wydawać sądu, ponieważ nie wierzę". Nikt się na to nic nie odezwał i rozmowa potoczyła się dalej, tylko sąsiad młodzieńca, miejscowy proboszcz nachylił się ku niemu i szepnął mu do ucha: "Radzę panu, aby pan odmawiał różaniec. To panu na pewno pomoże"... Młodzieniec uśmiechnął się szyderczo, ale słowa kapłana utkwiły mu w pamięci i nieustannie przychodziły na myśl.
Po kilku tygodniach, chcąc się od nich uwolnić, postanowił zacząć odmawiać różaniec. Był przekonany, że po kilku dniach zapomni o wszystkim. Stało się jednak inaczej. Różaniec przykuł go do siebie, zwracając jego myśli ku Bogu i religii, czyniąc z niego człowieka głęboko wierzącego i pobożnego („Zbiór przykładów” patrz – bibliografia)
„Kiedy miałem czternaście lat, Pan Bóg w moim życiu nie odgrywał istotnej roli. Lekcje religii w szkole nudziły mnie i wykazywałem dość dużą inicjatywę, by zdenerwować księdza katechetę. Zbliżało się przyjęcie sakramentu bierzmowania. Trwały przygotowania, lecz ja ociągałem się, leniłem się i nie uczestniczyłem w nich aktywnie. W końcu z Bożą pomocą przyjąłem Ducha Świętego w sakramencie dojrzałości chrześcijańskiej i od tej pory zaczął się zupełnie inny etap mojego życia. To był okres, kiedy widząc moją wiarę, słabą i kruchą, postanowiłem szukać ratunku w Różańcu świętym. Zacząłem chodzić do kościoła na nabożeństwa różańcowe ku czci Matki Najświętszej. Modlitwy te były dla mnie czymś raczej nieznanym i trochę niezrozumiałym, lecz jednocześnie zawierały w sobie swój najważniejszy element motywujący do ponownego uczestnictwa w nich – bliskość Boga i Matki Dziewicy.
Rozpoczął się w moim życiu okres, który okazał się polem zadziwiającej walki ze słabościami, wadami i pokusami. Przyznaję, że niejednokrotnie Różaniec, który w świadomości mojej tkwił jako pomoc w rozwiązywaniu problemów i wewnętrznych niepokojów, odkładałem na bok. Z perspektywy czasu widzę, jak wielkim błędem było odkładanie tej broni wobec przebiegłości i perfidii szatana.
W czerwcu 2000 roku zacząłem służyć Panu jako organista. Uczestniczyłem też aktywnie w działalności scholi szkolnej. Miałem przygotowanie muzyczne, gdyż wcześniej ukończyłem szkołę muzyczną. W tymże roku, w kwietniu, wybrałem się z pielgrzymką parafialną do sanktuarium w Górce Klasztornej (prowadzonego przez Misjonarzy Świętej Rodziny) na Misterium Męki Pańskiej. Piszę o tym, ponieważ ten fakt okazał się decydujący dla mojej przyszłości. Miesiąc wcześniej nawiązałem kontakt z Duszpasterstwem Powołań Księży Marianów, chcąc odpowiedzieć Bogu w jakiś sposób na rodzące się w moim sercu ziarno powołania kapłańskiego.
Dzisiaj, kiedy piszę to świadectwo, pewne jest, że za jakieś trzydzieści dni wstąpię do Zgromadzenia Zakonnego Księży Misjonarzy Świętej Rodziny. Choć pełen obaw, jednocześnie jestem przekonany, że to jest moja droga, której nieodłącznym elementem ma być Różaniec... Po serii upadków, które były i będą, Jezus odkrywa przede mną prawdę, że bez modlitwy nie osiągnę pokoju wewnętrznego i łączności z Nim. Tym łącznikiem i pomocą ma być Różaniec. Przekonałem się, że w walce z pokusami właśnie ta modlitwa jest swoistym Nektarem, który nieustannie płynie z Nieba, trzeba tylko wyciągnąć w jego kierunku swoją dłoń” (Paweł z Lublina „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” – patrz bibliografia).
Od kiedy mogę sięgnąć pamięcią odmawiałem Różaniec. Do dzisiaj pamiętam wieczorne oczekiwanie na powracającego z pracy tatę. Gdy wracał do domu, cała rodzina gromadziła się przy zapalonej świecy, aby wspólnie odmówić, jak my to mówiliśmy- paciorki.
Ta modlitwa zbliżyła mnie również do ołtarza. Na jednym z październikowych nabożeństw różańcowych, ksiądz proboszcz zapytał mnie, czy nie chciałbym być ministrantem. Po niedługim czasie, ten sam ksiądz, powiedział, że na pewno pójdę do seminarium. Miałem wtedy 8 lat. Jan Paweł II, papież, który wprowadził IV część Różańca jest duchowym patronem mojego rocznika. W jego liturgiczne wspomnienie wraz z dwunastoma współbraćmi przywdziałem sutannę.
Czy potrzeba większych dowodów na to, że Różaniec może być częścią życia człowieka ? Wydaje mi się, że nie. Różaniec, jeśli będziemy go wiernie odmawiać, pobudzi nasze życie duchowe. Sam, kiedy pojawia się w moim sercu pragnienie modlitwy, automatycznie sięgam do kieszeni po ”maryjne koraliki”. Zawsze je tam znajduje, ponieważ mam tyle różańców co par spodni.
Wielokrotnie słyszałem, że Różaniec może być jednostką pomiaru czasu i odległości. Jeden z moich znajomych, który zajmuje poważne stanowisko, zrezygnował z jeżdżenia do pracy samochodem, ponieważ w tramwaju może odmawiać Różaniec. Czas dojazdu do miejsca pracy starcza mu na odmówienie jednej części Różańca. Nie jest to odosobniony przypadek. Od wielu ludzi słyszałem, że udają się na „różańcowe” spacery, zasypiają z różańcem w ręku czy rozpoczynają dzień od „jednej dziesiątki”. Jak widać, modlitwa dziesięciu Zdrowaś Maryjo nie umiera, lecz znajduje coraz szersze grona zwolenników. Chociaż skarbiec tradycji Kościoła jest bogaty w różne formy pobożności, Różaniec nigdy nie utracił swojego uprzywilejowanego miejsca.
W naszym seminarium, od wielu lat modlimy się modlitwą różańcową. Pozwala nam ona dobrze przeżywać czas formacji. Seminarium, które jest sześcioletnimi rekolekcjami przed wejściem w świat, obejmuje swoją modlitwą także tych, do których będziemy w przyszłości posłani.
(Al.Piotr Śliżewski zelator Bractwa Różańcowego http://seminarium.zp.pl/zywy-rozaniec.html)
„Chcę podzielić się z Wami moim świadectwem o sile Różańca św. i potędze wstawiennictwa Maryi. Pochodzę z rodziny ateistycznej, w której nie wolno było nawet mówić o Bogu. Jednak moje serce w dzieciństwie ogromnie tęskniło do Boga i choć niewiele wiedziałam o Nim, nie przestawałam Go szukać. Znalazła się jedna cudowna osoba, siostra zakonna, która - narażając się przecież - zaczęła prywatnie uczyć mnie religii, również dzięki niej zostałam ochrzczona, przystąpiłam do I Komunii św. i Bierzmowania w wielkiej konspiracji i tajemnicy przed rodzicami, mając lat 13.
Pomimo tego, że moi rodzice byli niewierzący a ich małżeństwo skończyło się rozwodem, byłam szczęśliwa, bo naprawdę czułam bliskość Boga. Ale przyszedł czas dorastania, moja zaprzyjaźniona siostra wyjechała do Afryki na misje, a w rodzicach nie miałam oparcia w sprawach wiary. Szybko się stałam dość łatwym łupem dla różnych modnych pułapek. Nie mając zwyczaju systematycznej modlitwy (która jest taką "smyczą", na której Pan trzyma nas przy sobie), załamałam się w wierze. Niewiele rzeczy było mi obcych - jeden grzech pociągał za sobą kolejne, te zaś pociągały mnie i nie mogłam, a nawet nie czułam potrzeby uwolnienia się od nich. Czasem przychodziły momenty, że szłam sporadycznie do spowiedzi, ale brak modlitwy i wątpliwości znów oddalały mnie od Boga.
Po wyjściu za mąż moje życie jeszcze bardziej się poplątało. Nie widziałam wyjścia: życie w moim małżeństwie stawało się coraz bardziej zagmatwane. Od miesięcy cierpiałam na całkowitą bezsenność. Któregoś dnia wstałam bardzo wcześnie i z rozpaczą w sercu idąc przed siebie, trafiłam do kościoła. Uklękłam przed wizerunkiem Matki Bożej i po raz pierwszy w życiu modliłam się naprawdę z całej duszy, z rozpaczą i nadzieją, z wewnętrznym krzykiem o ratunek. I stał się cud - wszystko się we mnie w jednej sekundzie uspokoiło. Na dodatek, jak się później okazało, spokój trwał, straciłam jakikolwiek pociąg do grzechów, tych, bez których nie wyobrażałam sobie życia, a moje małżeństwo zaczęło przeżywać prawdziwy renesans. Jednak minęło dużo czasu, aż się nawróciłam. Wszystko to, co się stało po tej modlitwie, przyjęłam jako prezent, sama natomiast nic nie robiłam w kierunku pogłębienia swojej wiary.
Był początek lata, kiedy spotkałam przypadkiem nie widzianą od lat przyjaciółkę, która właśnie wróciła z Fatimy i ofiarowała mi przywieziony stamtąd Różaniec. Dziwny był to dar, ponieważ "przyczepił się" do mnie, nie pozwalał się odłożyć na półkę ani do szuflady. Cały czas coś mnie ciągnęło, by trzymać go w ręku. Nawet idąc spać, kładłam go pod poduszkę. Nie był jakiś szczególnie cenny - zwykły drewniany Różaniec. W końcu zaczęłam modlić się na nim, bo odniosłam wrażenie, że on tego "żąda". I wreszcie po 4 latach poszłam do spowiedzi - tym razem - z głębokiego przekonania, choć nie była to jeszcze ta spowiedź, która ostatecznie odciągnęła mnie od przeszłości. Nie była może dobrze przygotowana, ale był to naprawdę poryw serca. Odtąd nie opuściłam żadnej niedzielnej Mszy św. i starałam się odmawiać choć jedną tajemnicę Różańca dziennie. Jesienią zaś znalazłam się po raz pierwszy w Medjugorie. Jechałam tam z sercem całkowicie otwartym na to, co Bóg chce, abym robiła w życiu.
Nie będę opisywać tego wszystkiego, co przeżyłam w Medjugorie za pierwszym razem i podczas następnych moich tam pobytów. Powiem tylko tyle, że otrzymałam wielką łaskę nawrócenia, a Pan stał się moim najlepszym Przyjacielem, najważniejszą sprawą mojego życia, moim Celem, moją wielką Miłością. Dał mi łaskę zerwania z całym dotychczasowym sposobem życia, łaskę modlitwy i postu. Jestem bardzo wdzięczna Maryi za ratunek i za ten Różaniec, który "wymusił" na mnie modlitwę i moje nawrócenie. Mało tego - po dwu latach modlitwy na nim i postów dwa razy w tygodniu w intencji mojej Mamy stał się wielki cud jej nawrócenia po całym życiu z dala od Boga, a nawet w opozycji do Niego.
Jestem przekonana, że powierzając się Maryi i modląc się na Różańcu, można zmienić świat na lepsze. Dlatego rozdaję Różańce ufając, że może za pomocą któregoś z nich Maryja przyciągnie kogoś do Jezusa, tak jak to było ze mną. Tak więc proszę wszystkich, którzy mają jakieś problemy "nie do rozwiązania" - powierzcie je Maryi i starajcie się choćby mieć przy sobie Różaniec. Maryja z pewnością znajdzie w końcu sposób, by Was skłonić do modlitwy na nim, nawet jeśli na początku będzie to trudne. I znajdzie sposób, by użyć tej Waszej modlitwy jako drogi, po której przypłynie do Was łaska potrzebna do rozwiązania Waszej trudnej sytuacji” (Barbara http://adonai.pl/swiadectwa/?id=54)
Wychowani w rodzinach katolickich, w każdą niedzielę uczęszczaliśmy wraz z dwójką dzieci na mszę św., uchodząc za przykładną rodzinę w środowisku. Było dla nas bez znaczenia na ile spóźnimy się, czy usłyszymy całe czytania. Najczęściej staliśmy w kruchcie. Do sakramentów przystępowaliśmy sporadycznie, traktując przy tym spowiedź dość rutynowo. Wkroczyliśmy w świat radiestezji i bioenergoterapii. Nie doszukiwałam się korzenia grzechu. Nie prosiłam Ducha Św. o pomoc w rachunku sumienia. Nie pytałam Boga co jest we mnie grzechem. Opierałam się na moim sumieniu, które w ogóle nie było kształtowane na miarę możliwości i wykształcenia. Wiedza religijna pozostawała na etapie szkoły podstawowej. W domu była widoczna tylko wieczorna modlitwa dzieci – czyli „paciorek”, którym zwłaszcza w pierwszych latach życia trochę towarzyszyliśmy. Przygotowanie dzieci do I Komunii Św., zwłaszcza udział w katechezie (1980-82), w salce przy parafii, był dla mnie początkiem nowej ewangelizacji, tematem do wielu refleksji. Rodziło się we mnie sporo dociekliwych pytań, na które nie umiałam wówczas sobie odpowiedzieć. Prosiłam Boga, że jeżeli jest, a to, co Kościół naucza jest prawdą, żebym była szczerze wierząca, a jeżeli nie...
W tym czasie dokonano porwania ks. J. Popiełuszki. Ks. Prymas St. Wyszyński wezwał naród do modlitwy różańcowej. Wówczas wróciły we mnie wspomnienia modlitwy różańcowej w moim rodzinnym domu, kiedy Mama bezsilna wobec nawracającej się choroby Ojca, klęczała razem z nami i odmawialiśmy różaniec – a po Jej policzkach płynęły łzy. Poruszona tragicznymi wydarzeniami, grozą sytuacji, a potem żalem, że w tak okrutny sposób można zamordować człowieka – księdza – bez namysłu i ja wzięłam do ręki różaniec! W domu zagościła wspaniała atmosfera oraz zrozumienie z mężem, czego wcześniej nie było… Zaczęłam podejrzewać, że były to owoce tej modlitwy. Wkrótce życie potoczyło się starym torem. Jednak codzienne trudy, zgrzyty i kłótnie doprowadziły mnie do mocnego postanowienia, że w intencji naszego małżeństwa – szczególnie męża – muszę odprawić nowennę różańcową przez dziewięć tygodni.
W tym czasie przyjechały do Polski dwa małżeństwa z Ruchu Équipes Notre Dame we Francji. Na sąsiedniej ulicy miało miejsce spotkanie Kręgu Ruchu Domowy Kościół (Oaza Rodzin). Mój mąż został poproszony jako tłumacz (wraz z rodziną). Szliśmy niezbyt chętnie, ale nie wypadało nam odmówić. Pan przygotował nam nową drogę. Radosna atmosfera, pełna miłości, piękne śpiewy, agapa i otwarcie się wspólnoty na innych – zburzyły nasze mury. Marie-Thérese i Dominique dzielili się głęboką wiarą i znajomością Pisma Świętego, które splatały się z problemami życia małżeńskiego, rodzinnego. My, jako „niedzielni katolicy” byliśmy zafascynowani. Po chwili okazało się, że goście z Francji to ludzie szczególni dla nas. Marie-Thérese urodziła się w miejscowości Civray we Francji, tak jak i mój mąż Patrick. Nie pamiętali siebie, ale znali swoje rodziny – rodziców i dziadków. Popłynęły łzy radości. Było to bardzo wzruszające. Mąż wyjechał z Francji (z rodzicami) mając 10 lat ! Zostaliśmy „porwani” mocą Ducha Świętego i nie pytając się nawet o szczegóły formacji weszliśmy do wspólnoty Kościoła Domowego. Po kilku miesiącach przeżyliśmy piętnastodniowe rekolekcje w Krościenku – według kolejnych tajemnic różańca.
Wcześniej, chociaż mieliśmy po 33 lata i studia wyższe, nie było w nas pragnienia, aby poznawać Pismo Święte. Z góry oceniłam, że ewangelie można trochę zrozumieć, ale np. listy? Jakie było moje zdziwienie, kiedy przerabiane tematy w kręgach, według zaznaczonych fragmentów Pisma Św. przynosiły tyle mądrych pouczeń dotyczących małżeństwa wychowania dzieci i osobistej świętości. Przez dwa tysiące lat Słowo Boże jest aktualne, żywe i skuteczne. Modlitwa wspólnoty w językach, dary Ducha Św., to był klucz do otwarcia nowej rzeczywistości mojej wiary. Codzienna eucharystia, lektura Pisma Św. i modlitwa rodzinna po powrocie z Krościenka stały się dla nas regułą. Wkrótce oczekiwaliśmy na urodzenie trzeciego dziecka. Byliśmy otoczeni przyjaciółmi ze wspólnoty i z nowym duchem przyjmowaliśmy zamysł Boży. Spokój nasz zmącił najpierw Czarnobyl, a potem różyczka, która uniemożliwiła nam wspólny wyjazd na rekolekcje do Częstochowy, również i tym razem z udziałem małżeństw z ruchu Équipes Notre Dame. Mąż pojechał sam, służąc jako tłumacz. Tam od pewnego księdza otrzymał książkę pt. „Zamach na Ojca św. w świetle Fatimy”. Nikt nie przypuszczał, że ta lektura miała nas przygotować na bardzo ważne wydarzenie w naszym życiu...
I tak sporadycznie odmawiany różaniec przeze mnie, czy przez nas razem, zajął centralne miejsce każdego mojego dnia. W wierze spotykałam się z Maryją i Jezusem w kolejnych tajemnicach ich życia. Zbliżało się rozwiązanie. Sięgnęłam po książkę przywiezioną przez męża z Częstochowy. Wydarzenia fatimskie przeniknęły moje serce, umysł i duszę. Długo zostawałam myślami w dolinie Cova da Iria, podczas kolejnych objawień, szczególnie 13.X wobec cudu słońca.
Nadszedł upragniony dzień i na świat przyszedł, pomimo poważnego zagrożenia życia przy porodzie, dorodny syn Dominique. Był to 13 października 1986 roku. Fatima stała się dla mnie rzeczywistością i wezwaniem. Od tego czasu nie ustajemy w modlitwie różańcowej. Jest to nasza modlitwa, zarówno osobista jak i rodzinna, w której od wieku przedszkolnego bierze udział również Dominique. Mam wrażenie, że miłość do różańca „wyssał z mlekiem matki”.
Często dołączaliśmy do tajemnic różańcowych nasze radości i smutki – trudności wychowawcze, czy lęk o przeżycie następnego dnia, kiedy mąż stracił pracę. Zdarzało się, że nie wiedzieliśmy w jaki sposób rozwiążemy walące się problemy, za co przeżyjemy następny dzień, kiedy lodówka była prawie pusta. Pewni byliśmy jednego, że odmówimy różaniec. Kiedy o 2230, w majowy wieczór, modliliśmy się w tajemnicach radosnych, prosząc szczególnie św. Józefa, który przecież też troszczył się o utrzymanie rodziny, aby uprosił dar dalszej pracy – zadzwonił telefon. Była to pozytywna odpowiedź na złożoną wcześniej ofertę pracy, ratująca naszą rodzinę. Prawdziwe koło ratunkowe !
Różaniec to nie tylko tajemnice radosne. Przyszedł czas na tajemnice bolesne. Kiedy urodziło się czwarte dziecko w Uroczystość NSPJ, jak się okazało dziecko specjalnej troski, chwile buntu i niezrozumienia dotykały serca i myśli… Po co było tyle modlitwy przed rozwiązaniem i Msza św. w grocie narodzenia Pana Jezusa w Betlejem, nowenna sióstr klauzurowych, różaniec. Boże, gdzie Ty byłeś? Może tu był błąd, może tam, może położna… I tu dyskretna odpowiedź z Krzyża – „Ja też nie musiałem”. Wtedy zrozumiałam, że Bóg może dać Krzyż jako dar, jako zadanie. Matka Boża fatimska obdarowała nas nie tylko modlitwą różańcową, ale również pokutą! Właśnie znoszenie cierpliwe z poddaniem cierpień i trudności to pokuta, o którą prosiła w 1917 roku Matka Boża Różańcowa.
W tajemnicach bolesnych prosimy o odsunięcie tego kielicha, jeśli taka Boża wola. Prosimy o uzdrowienie Kasi w ranach Jezusa przez Jego gorzką mękę, o męstwo wobec wyszydzenia świata, o „Cyrenejczyków” na drodze oraz klęcząc pod krzyżem o miłosierdzie dla Kasi i dla nas, przez Krew i Wodę, która wytrysnęła z Najświętszego Serca Jezusowego. Pierwsze zdanie jakie powiedziała Kasia, kiedy miała ponad 5 lat i nauczyła się powtarzać sylabami było: JE – ZU U – FAM TO – BIE To zdanie, które jest wielką łaską i ma tak ogromną moc stało się jej codzienną modlitwą.
Właściwie, to nie ja nauczyłam ją pierwszych słów. Niespodziewanie zaczęła to robić po szczególnej koronce w godzinie Miłosierdzia. Była cała rodzina, również dziadkowie. Kolejno wszyscy prowadzili dziesiątki Koronki, tylko Kasia tuliła do siebie obrazek Pana Jezusa Miłosiernego (opublikowany w „Miłujcie Się”), po którego promieniach płynęła oleista ciecz. Po południu ćwiczyłyśmy mowę. Zdziwiło mnie, że zaczęła powtarzać sylaby!!! Następnego dnia, podczas cotygodniowej terapii, zwróciła uwagę Pani logopeda: „Czy Pani widzi jak ona językiem rusza? Czy Pani widzi jak ona powtarza?” Odpowiedziałam tylko jedno: „Ja jej tego nie nauczyłam”. Na następne zajęcia przyniosłam „Miłujcie się” i dałam świadectwo. Po każdej mszy św. w intencji Kasi, po pielgrzymkach do sanktuariów, po modlitwie rodzinnej zauważyliśmy nowe umiejętności. Uzdrowienie emocjonalne, poprawa pamięci, usprawnienie ruchowe – to przykładowe etapy uzdrawiania Kasi. Wszystkim terapeutom powtarzam: „Pan Jezus uzdrawia, a Pani rehabilituje”, bo chociaż jestem pełna uznania dla ogromu pracy pedagogów na wszystkich terapiach, to jednak uważam, że bez Łaski Bożej są progi, których się nie przekroczy. Potrzeba wsparcia nie tylko dla chorego dziecka, ale również dla rodziców i nauczycieli. Dlatego wszystkim opiekunom dzieci specjalnej troski, chorym, mówię: zostawcie radiestetów, bioenergoterapeutów, wróżbiarzy, czarowników. To jest okultyzm. Jezus żyje. Czeka na was, przyjdźcie do Niego ze swoimi problemami, korzystajcie z sakramentów. Jezus, chociaż nie miał specjalizacji, jest najlepszym lekarzem. Leczy nie tylko ciało, ale i ducha.
Dzisiaj pragniemy dzielić się doświadczeniem mocy i łaski modlitwy różańcowej wśród znajomych, we wspólnocie i na rekolekcjach. Dominique zaprasza do serwisu różańcowego w Internecie. Historia zbawienia zawarta w piętnastu tajemnicach różańcowych może być tematem codziennej pielgrzymki duchowej do Ziemi Świętej i być miejscem spotkań z Maryją, która w każdej tajemnicy przybliża nas do Jezusa. Odmawiajcie różaniec ! „Anna i Patrick http://www.zdrowaśka.pl/moc-modlitwy-rozancowej-swiadectwo-nawrocenia/
„Szacunek i miłość do modlitwy różańcowej wyniosłam z mojego domu rodzinnego. Moja mama, osoba głęboko wierząca, nauczyła mnie jak odmawiać Różaniec. I nie tylko pokazała mi, jak przesuwać paciorki różańca, ale też jakie są części i poszczególne tajemnice. Ale przede wszystkim uczyła mnie swoim przykładem, bo choć ma już 89 lat, codziennie na klęczkach odmawia Różaniec. I tym zaszczepiła we mnie umiłowanie modlitwy różańcowej. Jako dziecko, z mamą i rodzeństwem, później już sama jako dorastająca osoba na studiach w Lublinie, a jeszcze później jako matka ze swoimi dziećmi uczestniczyłam w październikowych nabożeństwach różańcowych.
Z różańcem nie rozstaję się nigdy, zawsze mam ich kilka: jeden noszę przy sobie w torebce lub w kieszeni, inne mam w domu: przy łóżku, przy radiu, bo jeśli czas mi pozwala, odmawiam Różaniec z Radiem Maryja. Kiedy udaję się na pielgrzymki, a byłam już na kilku... zawsze zabieram ze sobą dodatkowy różaniec, by w razie potrzeby dzielić się z innymi. Tak było np. podczas pielgrzymki do Rzymu, kiedy to siedzący za mną młody człowiek zapytał, czy nie mam dodatkowego różańca, bo on zapomniał, a chciałby włączyć się do wspólnej modlitwy różańcowej w autokarze.. Do dziś pamiętam radość i wdzięczność w oczach tego młodego człowieka, a także radość w moim sercu.
Mój nieustanny Różaniec, to codzienna modlitwa, zwłaszcza w drodze do pracy, podczas spaceru, w autobusie czy w samochodzie... Różaniec towarzyszył i towarzyszy mi w chwilach trudnych, w chwilach doświadczeń życiowych, ale i w chwilach radosnych, gdy wysławiam Boga za Jego dobroć i miłość do nas. Dzięki Różańcowi zawsze doznawałam otuchy, a życie i sprawy moje oraz moich najbliższych, stawały się lżejsze i pełne nadziei. Dziś wiem, że cierpliwa i wytrwała modlitwa, zwłaszcza matki, może wszystko” (Elżbieta z Sosnowca „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” – patrz bibliografia).
Oto wypowiedź Kingi, która wspomina dzień swego wyjazdu z rodzinnej miejscowości do miasta, gdzie miała podjąć dalszą naukę. Tego dnia od babci – jakby na drogę – otrzymała różaniec i usłyszała: „Niech to będzie Twój ratunek, gdy wszyscy cię opuszczą, zaufaj Matce Bożej, ona nigdy cię nie opuści”. Te słowa utkwiły jej głęboko w pamięci. I modliła się na Różańcu... Jednak kiedy weszła już w życie dorosłe, wypełnione pracą, jakoś o tej modlitwie zapomniała.
Któregoś dnia, podczas spotkania z babcią, wybuchła płaczem z żalu, że dorosłość wcale nie jest taka, jaka się jej wcześniej wydawała, że gdzieś się zagubiła, że nie wie, jak sobie dać radę. Babcia, słysząc to, powiedziała tylko: „Dziecko, a czy ty codziennie odmawiasz Różaniec? Bo jeśli nie, to ja też nie potrafię Ci pomóc”. Pisze dalej Kinga: „Zrobiło mi się wstyd. Wróciłam do tej modlitwy. I chociaż życie nie od razu stało się prostsze, to od zaraz zaobserwowałam w sobie napełnianie się pokojem. Wieczorem przed snem brałam różaniec do ręki, a modlitwa uspokajała mnie. Spałam mocno, a rano, pełna energii i pozytywnego nastawienia stawiałam czoło trudom dnia.
Minęło wiele lat od tego zdarzenia, ale pamiętam słowa babci i nie rozstaję się z Różańcem, zwłaszcza gdy napotykam na trudności, które wydają mi się niemożliwe do rozwiązania. Wielokrotnie bywa tak, że rozwiązanie "samo" się znajduje” („Pokochać różaniec. Świadectwa” o.Stanisław Maria Kałdon OP Wydawnictwo Diecezjalne Sandomierz 2004 s. 75-76).
Źródło: http://www.archpoznan.pl/content/view/1861/41/
„Dwanaście lat temu na skutek nieudanej operacji kręgosłupa zostałem kaleką. Od tego czasu poruszam się na wózku inwalidzkim.
Miałem wtedy trzydzieści trzy lata, byłem żonaty, miałem wszystko, co było potrzebne do życia, lecz moja wiara była letnia. W niedziele chodziłem do kościoła, lecz nie przystępowałem do Komunii świętej, bo nie czułem jej potrzeby. W 1991 roku, 11 czerwca po operacji, którą lekarz określił mianem drobnego zabiegu, obudziłem się sparaliżowany. Długo nie mogłem wyjść z szoku. Te trzydzieści trzy lata, które przeżyłem, kiedy mogłem pracować, kiedy z przyjemnością "deptałem" wysokie Tatry, byłem ratownikiem wodnym, kierowcą zawodowym – już nie wrócą... Znałem całą Polskę – a tu nagle... wózek inwalidzki.
Przerażona chorobą odeszła moja żona. Przygarnęli mnie rodzice. Mieszkałem z nimi na trzecim piętrze w domu bez windy. Było to więzienie mimo woli. Pan Bóg jednak czuwał nade mną i dostałem mieszkanie w spółdzielni mieszkaniowej, w którym są zniesione bariery architektoniczne.
W roku 1996 zachorował mój tato. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem przez Radio Maryja Koronkę do Miłosierdzia Bożego oraz Różaniec. Nie wiem, skąd mi przyszło postanowienie, że będę odmawiał cały Różaniec (wszystkie tajemnice) codziennie. W 1997 roku, 21 listopada, w dzień moich imienin, tato, który całe życie był daleko od Boga, przystąpił do sakramentu pokuty, a także przyjął Komunię świętą i pogodzony z Panem, umierał. Zostałem z mamą. Od tego czasu wiara umacniała mnie przez modlitwę, szczególnie różańcową.
W moim życiu miałem dwanaście operacji. Teraz czeka mnie trzynasta. Dawniej, podobne utrapienia spowodowałyby załamanie. Teraz, gdy wszystko oddaję Panu przez Najświętszą Maryję Pannę – nic mną nie zachwieje. Przed każdą operacją ofiarowuję Bogu cierpienia w jakiejś konkretnej sprawie. Teraz będzie to życie poczęte, za które modlę się w tajemnicach światła. Będąc młodym człowiekiem pisałem wiersze, teraz piszę je znowu, przede wszystkim o modlitwie zaufania w Różańcu... Zaufanie mimo chorób. To są moje zwycięstwa różańcowe” (Janusz z Krakowa „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” – patrz bibliografia).
„Pamiętam, jako dziecko, jak u nas w rodzinie często do niego [do różańca] sięgano. Pamiętam, że był kołem ratunkowym wtedy, gdy nadciągały różnego rodzaju kataklizmy, burze, gdy na zewnątrz domu szalał wiatr i zawierucha, trzaskały pioruny. Był ucieczką w we wszelkich niepowodzeniach i zawieruchach rodzinnych. Pamiętam moją ciężko chorą mamę, która, umierając, nie rozstawała się z różańcem i chyba w nim topiła wszelki bunt do Boga, że musi odejść w tak młodym wieku, zostawiając samego tatę z dziećmi.
Ja tak naprawdę też długo nie odkryłem tego Skarbu. Pamiętam, jak mama, zmuszała mnie jako dzieciaka, bym chodził codziennie w październiku do Kościoła bo jest różaniec. Pamiętam, jak nie chciałem. Jednak, mimo że nie lubiłem tej modlitwy, jakoś podświadomie, zawsze w chwilach kryzysowych, przed ważnymi wydarzeniami, trudnymi egzaminami, w ramach hasła: "jak trwoga to do Boga", właśnie za pośrednictwem Różańca się do Niego uciekałem.
Prawdziwą jego siłę odkryłem, w chwili szczególnie dla mnie trudnej. Wtedy przypadkowo odkryłem nowennę Pompejańską, czyli trudną i wymagającą modlitwę do Matki Bożej, ale modlitwę, o której mówiono że jest to nowenna nie do odparcia. Modlitwa ta oparta jest właśnie na różańcu. Powiem, że byłem zaskoczony, jakie rezultaty przyniosła ta modlitwa. Nie tylko otrzymałem to, co chciałem, ale otrzymałem zdecydowanie więcej. Z jednej strony były to dary duchowe, ale z drugiej fizyczne, materialne, realnie oddziaływujące na moje życie.
Nie wiem dlaczego akurat ta modlitwa ma tak wielką siłę, ale widać, taki był kaprys Boga. Maryja w wielu objawieniach uznanych i tych jeszcze nie uznanych przez Kościół namawia do modlitwy różańcowej, bł.Alanowi de la Roche przekazała obietnice darów od Boga dla tych, którzy będą się modlić różańcem. Siostra Łucja z Fatimy podkreślała iż, zgodnie z objawieniem Maryi: "Przez moc, którą Bóg Ojciec powierzył w tych ostatnich czasach Różańcowi, nie ma problemu osobistego, ani rodzinnego, ani narodowego, ani międzynarodowego, którego nie można byłoby rozwiązać Różańcem". Zresztą, we wszystkich objawieniach w Fatimie Matka Boża namawiała do odmawiania Różańca.
Papież Jan Paweł II powtarzał, że różaniec jest jego ulubioną modlitwą i ma zaraz po Mszy Świętej wielką siłą. Polecam wszystkim skorzystać z tej wielkiej siły, bo naprawdę warto i jak się w tę modlitwę wgłębi, to nie jest ona już zwykłym klepaniem zdrowasiek, ale piękną, głęboką rozmową z Bogiem i naprawdę bardzo skuteczną. Mogę w pełni podpisać się pod słowami św. Josemaría Escrivá: "Różaniec Święty to potężna broń. Używaj jej z ufnością, a skutek wprawi cię w zadziwienie” (andi http://www.deon.pl/spolecznosc/artykuly-uzytkownikow/modlitwa-i-duchowosc/art,86,rozaniec-zapomniany-skarb.html).
„Może się to komuś wydawać absurdalne, że mówiąc o modlitwie różańcowej nazywam zwycięstwem to, co powinno być nazwane raczej klęską. Wielu ludzi przez odmawianie Różańca wyprosiło u Boga i Jego Matki tyle wspaniałych łask, ja natomiast nie mogę się tym pochwalić.
Chyba od początku zetknięcia się z modlitwą różańcową była ona dla mnie czymś bardzo trudnym. Męczyła mnie jej monotonia. Nie potrafiłam wniknąć w głębię tajemnic różańcowych. Widziałam przed sobą tylko wolno przesuwające się paciorki. Chwilami myślałam, że nigdy nie dojdę do końca. Później, kiedy moje życie modlitewne było już bardziej świadome, w modlitwie różańcowej nic się nie zmieniło. Wolałam modlitwę w ciszy. I w tej ciszy mogłam trwać bardzo długo.
Kiedy przychodził październik, miesiąc nabożeństw różańcowych, moja męka jeszcze bardziej się zwiększała. Starałam się nie opuścić żadnego nabożeństwa, nie potrafiłam jednak włączyć się we wspólne odmawianie głośnej modlitwy. Trzymałam kurczowo w ręku mój różaniec i milczałam; czasem tylko dla pozoru przesuwałam jego ziarenka. Wydawało mi się, że Pan Bóg przyjmuje tę moją nędzną formę odmawiania Różańca. Podobnie zachowywałam się w kościele przed Mszą świętą w czasie odmawiania Różańca przez grupy modlitewne naszej parafii. Często jednak musiałam całkowicie się wyłączyć, co nie przychodziło mi łatwo.
I tak mijały lata. Chwilami dręczyły mnie myśli, co zrobić, żeby wreszcie zacząć porządnie odmawiać Różaniec. Ceniłam tę modlitwę tym bardziej, że bardzo bliskie są mi objawienia, w których Maryja prosi o odmawianie Różańca (Lourdes, Fatima...). Kiedyś – myślę, że to nie był przypadek – włączyłam Radio Maryja. Właśnie odmawiano Różaniec. Spodobał mi się ciepły głos komentującego poszczególne tajemnice. Odłożyłam swoje zajęcia i usiadłam w ciszy, wsłuchując się w odmawianą modlitwę, która wciągnęła mnie. To był pierwszy sygnał zwycięstwa różańcowego. Od tego dnia modlitwa różańcowa stała się moim chlebem powszednim. Z niecierpliwością czekałam na czas wspólnego odmawiania Różańca w Radiu Maryja.
Nadal nie odmawiam go na głos, wspólnie z prowadzącymi i słuchaczami, ale trwam przy nim. Dzięki temu nie ograniczam się tylko do pięciu tajemnic, ale po odmówieniu południowego Różańca, z niecierpliwością czekam na wieczorny. Gdy jestem chora, a zdarza się to bardzo często, mój aktywny tryb życia ulega zupełnej przemianie. Dzięki temu mogę włączyć się także w Różaniec poranny. W ten sposób ja – osoba raczej uciekająca przed modlitwą różańcową – odmawiam wszystkie tajemnice Różańca w ciągu danego dnia. Nigdy nie rozstaję się z różańcem. Zawsze mam go przy sobie w kieszeni. Kupiłam kilka różańców, bo jakoś dziwnie gdzieś mi znikają. Prawdopodobnie zostają w kieszeni ubrania noszonego poprzedniego dnia. Noszę także mały różaniec na palcu. Przypomina mi on o wartości Różańca.
Nie wiem, czy moja modlitwa różańcowa przyniosła kiedykolwiek jakieś widoczne owoce, ale ufam, że tak. Kiedy znajduję się w jakiejś trudnej sytuacji, lub gdy ktoś z mojego otoczenia cierpi, od razu chwytam różaniec na moim palcu i przesuwam jego malutkie ziarenka. Niejednokrotnie spotkałam się z tym, że problem, który wydawał się nie do rozwiązania, w jakiś cudowny sposób nagle się rozwiązywał. Działo się tak za sprawą małego, poświęconego kółeczka przesuwanego na palcu.
Moja sytuacja rodzinna także nie należy do najłatwiejszych, gdyż nie jestem rozumiana przez swoich najbliższych. Uważają bowiem, że zbyt przesadzam ze swoim zaangażowaniem religijnym. A przecież to wypływa po prostu z potrzeby mojego serca. Ale i na to znalazł się sposób. Kiedy ma przyjść do naszego wspólnego spotkania, już przed drzwiami zaczynam przesuwać ziarenka różańca. Jestem bardzo szczęśliwa, kiedy nie dochodzi do kolejnego starcia.
Nie traktuję różańca magicznie, ale staję się znacznie bezpieczniejsza, kiedy mam go w zasięgu ręki. Zasypiają czy budząc się w nocy, w półśnie, delikatnie dotykam jego ziarenek. Trudne są dla mnie sytuacje, gdy mi go zabierają, a dzieje się to w szpitalu, kiedy leżę po zabiegu chirurgicznym w sali pooperacyjnej. Różaniec i medalik zostają schowane razem z moimi rzeczami. Wtedy, w tym ogołoceniu, najbardziej odczuwam jego brak.
Moim zwycięstwem różańcowym jest bardzo silne przylgnięcie do Różańca, mimo że nadal mam trudności z jego odmawianiem. A może ten mój sposób Panu Bogu wystarcza, skoro obsypuje mnie tyloma wspaniałymi łaskami ?” (Teresa z Warszawy „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” – patrz bibliografia).
„Mając Różaniec macie zasłonę przed upaleniem dnia; zasłonę od trudów i znojów, od prac i utrapień - od których omdlewa wasza słabość. A w ciemnościach nocy uderzających na was pokus lęku i trwogi, zwątpienia i zamieszania – Różaniec święty rozjaśni wam drogę niepojętą jasnością ukazywanego celu oraz da wam łaskę wytrwania i zbawienia” (MB do Barbary Kloss).
„Musiał to być początek roku 1916. W grudniu poprzedniego roku mój Tatuś skończył 18 lat, a młodszych do wojska nie powoływano. Został powołany na wielką wojnę. Moja Babcia wysłała trzech synów na wojnę. Jeden nie wrócił. Mojemu Tacie na pożegnanie dała drewniany różaniec, który miał pięknie rzeźbione paciorki „Ojcze nasz”. Ten różaniec był z moim Ojcem na polach Francji, szedł z nim przez Niemcy po ich kapitulacji. Dodam, że Tatuś szedł pieszo z Francji przez miesiąc, bo mieszkając w zaborze pruskim, walczył po stronie przegranych... Gdy wrócił do rodzinnej wsi, długo nie pobył z rodziną, zaraz z różańcem poszedł do powstania wielkopolskiego. Gdy powstanie się skończyło, drewniany różaniec poszedł ze swym właścicielem walczyć z bolszewikami.
Myślę, że to wtedy, w tych wszystkich zawirowaniach początku XX w. właściciel drewnianego różańca nauczył się codziennie go odmawiać i to mu zostało do końca życia. Nie znam drugiego takiego mężczyzny, który codziennie od młodości do śmierci odmawiałby Różaniec. Siostra i ja widziałyśmy go zawsze wieczorem klękającego do modlitwy. Nauczyłyśmy się bawić się ciszej, choć Tatuś od nas tego nie wymagał. Potrafił się skupić w największym hałasie. Więcej: nasz pies Miki stwierdził, że zgięte nogi klęczącego człowieka, to świetne miejsce do leżenia, choćby tylko przez 15-20 minut. Gdy tylko Tatuś klękał, Miki umieszczała się na nogach. Wywoływało to na naszych twarzach uśmiech. Tatuś też się uśmiechał, ale dalej spokojnie modlił się na swym drewnianym różańcu. Dzisiaj, gdy jestem dorosła, nasuwa mi się porównanie ze św. Franciszkiem, bo muszę dodać, że Tatuś kochał wszystkie stworzenia i całą przyrodę.
Tato nosił drewniany różaniec zawsze przy sobie. Któregoś lata, gdy poszliśmy się kąpać w naszej rzece, zgubił go. To była ogromna strata dla niego. Różaniec od Matki... Przeszedł z nim wszystkie wojny... Nie usłyszałyśmy jednak żadnego narzekania, nawet nie wiedziałyśmy, że drewnianego różańca już nie ma. Nasz Ojciec miał bowiem jeszcze jedną cechę - zawsze się zgadzał bez szemrania z wolą Bożą. Było raczej niemożliwe, aby ten różaniec się znalazł.
Jako dziewczynka lubiłam wstępować do mijanej po drodze fary, naszego kościoła parafialnego. Jednego razu wychodząc z kościoła, zatrzymałam się w kruchcie, aby zerknąć na ogłoszenia. Spojrzałam i osłupiałam: na tablicy ogłoszeń przyczepiony był drewniany różaniec Tatusia ! Doskonale rozpoznawalny ze względu na oryginalnie rzeźbione paciorki Ojcze nasz. Ktoś go znalazł na ciągnących się nad rzeką łąkach i przyniósł do kościoła.
Gdy już niemożliwe stało się faktem, mój Ojciec mógł znowu wziąć do rąk drewniany różaniec, choć gdy go nie było, nie przestał przecież odmawiać modlitwy różańcowej. Ostatni rok życia pamiętam go w fotelu zawsze z drewnianym różańcem. Swą modlitwą ogarniał wszystkie nasze potrzeby. Mówiliśmy o nim, że to jedyna osoba w rodzinie, która się modli za i w imieniu wszystkich. Niestety, ja mając taki przykład, nie polubiłam Różańca...
Tatuś odszedł do Boga w sobotę - dzień Matki Bożej, w miesiącu październiku, jak przystało na tego, co całe życie odmawiał Różaniec... Drewniany różaniec włożyliśmy mu do trumny” (Krystyna Dolczewska „Niedziela” edycja zielonogórsko-gorzowska 39/2003)
„Urodziłem się podczas okupacji. Wychowała mnie matka, kobieta bardzo pobożna. Do dziś odmawiam pacierz, którego mnie nauczyła. Dwa razy w roku chodziłem, przeważnie pieszo, do sanktuarium maryjnego w powiecie przasnyskim. Jako chłopiec byłem ministrantem.
W roku 1959 podjąłem pracę w kopalni. Zamieszkałem w hotelu, w tzw. „Domu Górnika”. W moim pokoju nie było żadnego świętego emblematu. Kupiłem więc obrazek św.Teresy i zawiesiłem go na ścianie. W 1964 roku zmieniłem pracę, przenosząc się do innej kopalni i do innego hotelu. Gdy się wyprowadzałem z poprzedniego, kolega prosił: „Nie zabieraj tego obrazka, zostaw mi go”. Nie zabrałem. Pojechałem do Częstochowy i kupiłem obraz Matki Boskiej Częstochowskiej z napisem: „O Najświętsza Panno Maryjo, ratuj nas”. Przed wprowadzeniem się do nowego „Domu Górnika” przy kopalni Staszica, nalegano na mnie, bym nie zawieszał na ścianach żadnych religijnych przedmiotów. Jednak sumienie nie pozwoliło mi ukryć mego obrazu, więc powiesiłem go na ścianie. Dwa razy zdejmowano mi ten wizerunek, ale razem z kolegą obroniliśmy go i więcej nas już nie zaczepiano. Od tamtej chwili z tego obrazu spływa na mnie jakaś przedziwna moc. Ilekroć w trudnych chwilach klękam przed nim, zawsze czuję, że jestem wysłuchany. Nie jestem bez grzechu, wierzę jednak, że przy pomocy Matki Bożej zwyciężę wszystko.
Mamy sześcioro dzieci. Pięcioro było już u Pierwszej Komunii świętej. Z każdym jeździłem na Jasną Górę prosić Maryję o pomoc w wychowaniu. I choć nasze dzieci nie są aniołami, jednak sąsiedzi twierdzą, że zachowują się one inaczej niż ich rówieśnicy.
W domu zbieramy się na wspólne praktyki religijne. Dawniej raz w miesiącu odmawialiśmy różaniec, obecnie odmawiamy go raz w tygodniu (w sobotę lub w niedzielę). Nadto, zgodnie z wezwaniem Księdza Prymasa, każdego dnia odmawiamy jedną tajemnicę. Oboje z żoną wierzymy, że przy pomocy Matki Bożej zaszczepimy w naszych dzieciach mocną wiarę, a one ze swej strony nie pozwolą wyrwać jej ze swoich dusz; nie będą wstydzić się swych przekonań, jak ja się ich nie wstydziłem” (Górnik lat 42, wykształcenie podstawowe „Rycerz Niepokalanej” nr 7(313) z lipca 1982r.).
„Urodziłam się i wychowałam przed czterdziestu dwu laty, obok kościoła na Podhalu. Otrzymałam bardzo dobre przygotowanie do życia. Od dziecka bardzo kochałam Boga i modlitwę, ale kiedy wyszłam za mąż i opuściłam dom rodzinny, moja wiara i modlitwa osłabły. Nie mogłam się pogodzić z tym, że wciąż napotykałam tyle trudności, a przecież chciałam żyć normalnie. Przyszły ciężkie dni rozpaczy i choroby.
Obecnie, od dziewięciu lat, jestem z rodziną na emigracji, gdzie przeżywamy dużo trudności. Przecież na emigrację, jak głosi wieść gminna, wyjeżdża się dla dobrobytu, a u nas jest całkiem inaczej. Dokładnie trzy lata temu, pomyślałam sobie, że muszę zmienić swoje życie. Wypowiedziałam wojnę sobie i swoim słabościom.
Nie przychodziło mi to łatwo, bo z którejkolwiek strony by spojrzeć - same trudności. Zaczęliśmy systematycznie odprawiać pierwsze piątki miesiąca, modlić się na różańcu i Koronką do Miłosierdzia Bożego. Uświadomiłam sobie, jak wielkie zadanie powierzył mi Pan Bóg w rodzinie katolickiej. Matka odpowiedzialna jest bowiem za stronę uczuciową, za podtrzymywanie domowego ogniska.
Dzięki "Radiu Maryja", czytaniu Pisma Świętego i prasy katolickiej, jak mogę, staram się przyjmować krzyże dnia codziennego. Życzę każdemu poddania się woli Bożej, uznania Jezusa Chrystusa za Króla Świata i oddania się do dyspozycji Matce Bożej, która oręduje za nami u Boga. Zawsze noszę przy sobie swój różaniec, modlę się nawet w drodze do pracy. Mogę powiedzieć, że moje życie bardzo się zmieniło. Przestałam bać się jutra, choć dzisiejszy świat zna liczne metody zastraszania” (Maria z Chicago „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” – patrz bibliografia).
Janek Budziaszek jako perkusista w zespołach muzycznych, przez lata wiódł życie światowe, a jeśli już myślał o Bogu, to szukała Go w wielu religiach, zwłaszcza w religiach Wschodu. Jednak „przypadek zrządził”, że niespodzianie przyjął pod swój dach grupę pielgrzymów niemieckich, którzy za cztery dni mieli ruszyć na szlak... „Przypadek zrządził”, że niespodzianie zabrał się razem z nimi i tak, jak stał – „niechcący” doszedł na Jasną Górę... „Po tej pierwszej pielgrzymce – zapisał w swym dzienniczku – jeszcze nic nie wskazywało, że zamienię źródło moich natchnień z alkoholu i marihuany na tabernakulum i różaniec”....
Ale za rok, już dobrowolnie wybrał się znowu na pielgrzymkę, tym razem był przygotowany jak wszyscy pozostali. I właśnie wtedy, po raz pierwszy, poznał czym jest różaniec (patrz: Bibliografia „Dzienniczek perkusisty”). „Po powrocie do Krakowa – pisze dalej – spędziłem piętnaście dni z kolejnymi tajemnicami Różańca. Od rana do wieczora zbierałem wszystkie przemyślenia i modlitwy związane z tajemnicą dnia. Od tej pory Różaniec jest dla mnie tą drogą, którą jedni nazywają drogą do Jezusa, a ja drogą do wolności. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby ten, kto odmawia codziennie pięć dziesiątków Różańca, po roku nie wszedł na drogę do wolności”.
„Modlitwa różańcowa zawsze była dla mnie tajemnicą. Dlaczego ? Bo trzeba trwać w skupieniu i cierpliwości kilkadziesiąt minut, podczas gdy w głowie pojawia się mnóstwo rozkojarzeń i trudności. Jednak odkrywałam ją wciąż na nowo.
Kiedyś słyszałam na którymś z kazań, że modlić się Różańcem, to znaczy walczyć wprost ze złem. Coś w tym jest. Jakiś czas temu odmawiałam nowennę Pompejańską. Wydawało mi się to niemożliwe – codziennie cały Różaniec... A jednak udało się. J\ak, po prosi się Matkę Bożą, to Ona zawsze pomoże...” (Kasia „Walczyć ze złem” – „Różaniec nr 10/2016 – tam znajdziesz całość).
„Modlę się codziennie, niekoniecznie tylko rano i wieczorem. Ważny jest dla mnie różaniec. Jestem szczególnie wdzięczny Janowi Pawłowi II za dodanie Tajemnic Światła, a zwłaszcza drugiej – cudu w Kanie Galilejskiej. Jest to taka scena, która pozwala wierzyć, że Bóg zajmuje się najdrobniejszymi rzeczami w naszym życiu. Nie tylko troszczy się o nasze zbawienie, ale też obchodzą Go najbardziej błahe nasze potrzeby. W Kanie zabrakło wina, więc Chrystus na prośbę Maryi przemienia wodę w wino żeby zabawa mogła trwać dalej. Gdyby wina zabrakło, to przecież nic wielkiego by się nie stało, a jednak Chrystus zdecydował się interweniować. Bardzo mnie to podnosi na duchu” (Przemysław Babiarz dziennikarz sportowy, aktor „Fitness duchowy” maj 2006).
Różaniec lekiem „na doła”
„Mam 50 lat i różne historie za sobą. Gdyby nie Pan Bóg, pewnie nie byłoby mnie wśród was, bo byłem bliski odebrania sobie życia. Dziś wiem, że Bóg nadaje sens wszystkiemu, co robię. Czasem ktoś pyta mnie: „Co ty, katol jesteś ?”. Wtedy mówię, że tak, że nie wstydzę się być katolem, nawet jeśli to nie jest dziś modne. Wielu moich kumpli szanuje moje zdanie i nie kpi z wartości, które wyznaję, ale zawsze znajdą się tacy, którzy cię wyśmieją. Ja się tym nie przejmuję, bo wiem w Kogo wierzę. Kiedy mam „doła” biorę do ręki różaniec” (Zygmunt „Muniek” Marek Staszczyk – współzałożyciel i lider zespołu „T.Love” „Egzorcysta” nr 10(14)/2013)... „Wcześniej się śmiałem z różańca, że to jakiś zabobon, a teraz jestem pierwszy do różańca” (http://www.rp.pl/artykul/61991,1061448-Pomoc-przychodzi.html?p=4)
„Codziennie odmawiam Różaniec. Od trzech lat podejmuję Duchową Adopcję Dziecka Poczętego, od ośmiu miesięcy jestem w Krucjacie Różańcowej za Ojczyznę.” (Radosław Pazura „Idziemy” nr.40/2012). „Jeśli zdarzy mi się odmówić Różaniec w samochodzie, to wieczorem na kolanach, z pokorą odmawiam go jeszcze raz. Nawet jeśli jest bardzo późno. Uważam, że modlitwa przynosi efekty, gdy podparta jest ofiarą. Myślę, że moja potrzeba Różańca jest łaską, darem, za co jestem Panu Bogu bardzo wdzięczny. Potrzeba modlitwy różańcowej rodzi się w miarę rozwoju duchowego – trzeba być otwartym na działanie Boga, to przychodzi z wiekiem. Może dlatego częściej z różańcem widzimy ludzi starszych. Miałem to szczęście, że przeżyłem wydarzenia, które zmieniły bieg mojego życia i teraz widzę, jakie znaczenie mają w nim wiara i modlitwa – opowiada aktor, nawiązując do swojego nawrócenia po wypadku samochodowym. – To nie znaczy, że lekceważę to, co związane jest z otaczającym mnie światem zewnętrznym. Staram się szukać takiej drogi, by spełniać się jako człowiek, realizować swoje życie z godnością. Jest to możliwe, jeśli oparte będzie na miłości, która pochodzi od Pana Boga. Wydaje mi się, że jedną z metod, która prowadzi do takiego życia, jest właśnie Różaniec”– (Radosław Pazura – aktor)
„Na pewno do tej modlitwy trzeba dojrzeć i mało kto może powiedzieć, że usatysfakcjonowany jest jakością swojej modlitwy. – Zdarza nam się całą rodziną odmawiać Różaniec, ale częściej to żona z dziećmi odmawiają „dziesiątkę” wieczorem. Kilka razy z kolegą odmawialiśmy Różaniec, idąc ulicami Warszawy. Były też takie chwile po wypadku, kiedy długo leżałem, miałem czas do przemyślenia wielu spraw i odmawiałem Różaniec. Chciałem w ten sposób m.in. podziękować tym, którzy opiekowali się mną w szpitalu” (Krzysztof Ziemiec - dziennikarz radiowy i telewizyjny. Przez widzów postrzegany jako jeden z najbardziej wiarygodnych i obiektywnych dziennikarzy)
„Wychowałem się w katolickiej rodzinie, ale dopiero przed dwoma laty zacząłem modlić się na różańcu. Zrobiłem habilitację – jestem lekarzem transplantologiem – i straciłem orientację, co jest w życiu najważniejsze. Chwyciłem się Różańca. Modlitwa różańcowa wnosi pokój i pomaga uporządkować życie” (Grzegorz Senatorski (http://www.idziemy.com.pl/kosciol/czas-na-rozaniec/).
„Miałam szczęście już trzy razy dostać różaniec od Ojca Świętego. Dwa różańce podarowałam. Jeden otrzymała moja synowa, a drugi mama mojej synowej. Swój różaniec noszę zawsze w torebce i odmawiam w podróży, w samochodzie” (Ludgarda Buzek, żona byłego premiera RP - - http://www.rozaniec.eu/index.php?m=RosaryReflections&a=Show&cPage=1).
„Modlę się, jadąc samochodem, pociągiem czy w samolocie. W szybkim tempie i zabieganiu Różaniec porządkuje moje życie, pozwala we właściwym miejscu stawiać codzienne sprawy, pozwala też „złapać oddech”. Nie wyobrażam sobie dnia bez Różańca. Od 10 lat codziennie modlę się Różańcem” (42-letni Grzegorz, konsultant strategiczny firm ekonomicznych i przedsiębiorstw). (http://www.idziemy.com.pl/kosciol/czas-na-rozaniec/)
„Dotąd nie odczuwałem potrzeby modlitwy na różańcu, mimo że Jan Paweł II tak pięknie do niej zachęca: „Różaniec, to modlitwa , którą bardzo ukochałem. Przedziwna modlitwa ! Przedziwna w swej prostocie i głębi zarazem...”. Od czasu do czasu uczestniczę w różańcu Radia Maryja. Na razie dbam tylko o to, żeby różaniec mieć zawsze przy sobie - zwłaszcza w podróży” (http://salvatti.pl/modlitwa/roze_rozancowe_-_zobacz_jak_to_dziala.html). „Zdecydowanie łatwiej jest mi modlić się Różańcem we wspólnocie, gdy prowadzony jest w kościele z rozważaniami. Jak tylko mam okazję, uczestniczę w nim... Mam nadzieję, że przed śmiercią jeszcze bardziej się zaprzyjaźnię z Różańcem” (Jerzy Zelnik – aktor http://www.idziemy.com.pl/kosciol/czas-na-rozaniec/).
„Różaniec to moja ulubiona modlitwa – niby taka prosta, a jakże głęboka. Za każdym razem kiedy rozważam tajemnice Różańca świętego, zdaję sobie sprawę, że to właśnie Maryja uczy nas miłości do Pana Jezusa, jak również zapewnia nas o swoim orędownictwie u swojego Syna. Dlatego już od dawna to modlitwa wpisała się w mój codzienny plan dnia. Jestem przekonana, że wszystkie prośby i intencje polecane w tej modlitwie są wysłuchane. Ja polecam wszystkie swoje radości, smutki, prośby, podziękowania; polecam moich bliskich, tych, którzy o modlitwę mnie proszą, a także ludzi, którzy tej modlitwy nie znają. Nasza codzienność jest tak bogata w przeżycia, że intencji do przemodlenia nigdy nie zabraknie...” (Eleni Tzoka – znana piosenkarka – „Różaniec” nr 1/2015).
„Ja modlę się różańcem... Jak jestem w drodze, odmawiam różaniec podczas jazdy samochodem. Staram się codziennie odmówić cały. Różaniec daje mi siłę duchową i wielką wiarę. Patrząc na moje życie, na sport, to on daje mi ufność, że sobie poradzę. To jest siła od Matki Bożej” (Tomasz Adamek mistrz świata w boksie „Fitness duchowy” maj 2006).
„Odmawiam różaniec codziennie, przynajmniej jeden dziesiątek w intencji córki. Modlitwa różańcowa to dla mnie prawdziwa szkoła pokory. Jan Paweł II wiedział, co robi, nie rozstając się z różańcem. To naprawdę nie zajmuje wiele czasu - można odmawiać różaniec na spacerze, jadąc autobusem, pociągiem czy samochodem. Podobnie jak codzienność „sprowadza nas na ziemię”, tak modlitwa „sprowadza nas do nieba”; a przecież: „[...] do nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka”(Mdr 2,23a)! Może zagrajmy „w różaniec”, tak jak kiedyś grało się „w zielone”? Masz różaniec? - Mam. Odmawiasz? - Odmawiam!” Widziałeś kiedyś drabinkę sznurową do nieba? Spójrz na różaniec” (Dariusz Kowalski – aktor)
„Od dziewiętnastu lat nie rozstaję się z różańcem. Odmawiam tę modlitwę każdego dnia. Wiem że radość, pokój ducha, ufność, zawierzenie i siły do przezwyciężania życiowych trudności - to moc modlitwy różańcowej” (Joanna Białobrzeska - nauczyciel, pedagog, autorka podręczników do kształcenia zintegrowanego)
„Od momentu, gdy odkryłam dla siebie modlitwę różańcową - z którą miałam wcześniej kłopoty - różaniec mam przy sobie zawsze. Ta modlitwa naprawdę przemienia” (Ewa K.Czaczkowska - dziennikarka, historyk, założycielka portalu Areopag21.pl, autorka książek)
„Z różańcem jest podobnie jak ze sportem (grałem 13 lat w koszykówkę) - na początku wszystko wydaje się bardzo trudne, bywa też tak, że przez jakiś czas nie widać efektów. Z czasem jednak odkrywa się jego piękno i głębię, a w końcu nie można bez niego żyć - z modlitwą jest tak samo Ja nie wyobrażam sobie dnia bez różańca, on po prostu utrzymuje mnie w pionie, dzięki niemu otrzymałem też wiele wspaniałych łask. Różaniec ? Polecam !” (Lech Dokowicz - reżyser filmów dokumentalnych, operator kamery, autor scenariuszy)
„Różaniec to rozmyślanie o życiu Jezusa. Pasjonujący temat ! Przecież ja chcę żyć jak On. Codziennie odmawiam przynajmniej dziesiątek różańca za moją wspólnotę modlitwy i ewangelizacji św.Dobrego Łotra. „Módlcie się nieustannie!” - poważnie traktuję to polecenie Pana. Ale nieustannie - to strasznie często ! Zatem dla urozmaicenia korzystam z różnych form modlitwy, również z różańca” (dr Łukasz Zaborowski główny specjalista w Biurze Planowania Regionalnego w Radomiu”
„Czym jest dla mnie różaniec? Powiem krótko: DOTKNIĘCIEM NIEZWYKŁEJ BOŻEJ MIŁOŚCI” (Maria Bober - piosenkarka stale mieszkająca w Niemczech)
„Różaniec to dla mnie trening wojownika. Prawdziwy bój – choć zwycięski – toczony nie z innymi ludźmi czy opcjami politycznymi ale ze zwierzchnościami szatana i własnymi słabościami. Sami nie mamy szans, bo szatan nieustannie z nas drwi, oskarża nas i zasiewa wątpliwości. Tu potrzeba Przewodniczki, która prowadzi do Zwycięzcy, Gwiazdy, która świeci w ciemności, Niewiasty, która kruszy łeb smokowi. Jestem słaby i niewierny, i szatan mnie zwodzi, ale przed Maryją ucieka przerażony, bo Ona jest mocna jak ostatni bastion przez wierność i posłuszeństwo Bogu aż po cierpienie i pozory przegranej. Ja też chcę być mocny – mocny nie mieczem w wieczerniku, ale wiernością na drodze krzyżowej. Chcę się uczyć od najlepszych. Maryjo, prowadź !” (Michał Koenigsberg - prawnik, Kraków)
„Słowo kluczowe: „walczę” albo jeżeli można dwa wyrazy, to wolę: „nim walczę” [różańcem].(Michał Kondrat - polityk, radny dzielnicy Żoliborz, asystent egzorcysty)
„Dla mnie Różaniec to przede wszystkim skuteczna broń w codziennej walce o miłość. Stale zadaję sobie pytanie, czy ja rzeczywiście potrafię kochać (Boga, drugiego człowieka i siebie) ? Czy potrafię patrzeć na świat wokół mnie oczami Jezusa ? Kiedy sięgam po Różaniec, widzę konkretne efekty tej codziennej pracy. Wtenczas to, co robię zaczyna mieć sens, gdyż przekłada się na miłość. Zaczynam kochać i czuć się kochany” (dr inż. Michał Rylski adiunkt, Uniwersytet Szczeciński)
„Różaniec to dla mnie modlitwa dla ludzi na drodze, na wielkiej drodze życia i na małej drodze do pracy. Nasze radości, smutki, blaski i świetności z Maryją. Z Maryją, za rękę, z różańcem” (o.dr Wojciech Kluj OMI; http://salvatti.pl/modlitwa/roze_rozancowe_-_zobacz_jak_to_dziala.html").
Źródło wszystkich 11 powyższych świadectw, to: http://salvatti.pl/modlitwa/roze_rozancowe_-_zobacz_jak_to_dziala.html").
„Pierwszy różaniec – zwierzał się Wojciech Cejrowski - dostałem pewnie z okazji Pierwszej Komunii Świętej, ale ponieważ uważam, że Pierwsza Komunia jest za wcześnie, przypada gdy dzieci są jeszcze "niedojrzałe", to otrzymany wtedy różaniec gdzieś mi zaginął, bo nie był dla mnie wtedy ważny. Dopiero wiele lat później wziąłem różaniec do ręki i zacząłem odmawiać. Było to w Amazonii, w czasie długich wypraw wypełnionych ciszą i strachem...
W programie "Po mojemu" powiedział Pan, że najlepszym sposobem na gadatliwego taksówkarza jest powiedzenie: "Proszę pana, nie mogę mówić, modlę się", po czym wyciągnął Pan różaniec. Czy to był telewizyjny żart, czy rzeczywiście różaniec i modlitwa różańcowa jest z Panem w podróżach po krańcach świata ?
- Pani żartuje, czy sugeruje mi kłamstwo ? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Ależ w żadnym wypadku !
Nie mam zwyczaju kłamać do kamery czy kreować rzeczywistości pod program czy też "pod publiczkę". Nie wszystko pokazuję w telewizji, ale jak już coś pokazuję, to jest to zawsze prawda” („Królowa Różańca Świętego” nr 2(6) str.11 lato 2013 – tam znajdziesz całość wywiadu).
www.rosemaria.pl
Przez 11 lat opiekowałam się starą, niezwykle trudną do współżycia osobą, której zachowanie i traktowanie mnie było bardzo przykre, z czego ona sama także zdawała sobie sprawę. Kiedyś bowiem, w chwili szczerości, powiedziała: „Ja wiem, że jestem niedobra, ale zobaczysz jak wielką korzyść kiedyś będziesz miała z tego”. Słysząc to, roześmiałam się serdecznie mówiąc: „A to ciekawe, jaką też korzyść może mieć człowiek z tego, że ktoś jest dla niego niedobry ?”. Ona na to: „Zobaczysz, o ile mniej czyśćca będziesz miała dzięki temu, że cierpliwie znosisz mnie”...
Pewnego razu, kiedy tak bardzo na mnie krzyczała i o wszystko „czepiała się”, nie wytrzymałam i podniosłam na nią głos w bardzo ostrym tonie. W tym momencie ona zaczęła głośno odmawiać „Zdrowaś Maryjo”. Chciałam coś jeszcze w tym samym tonie powiedzieć jej „do słuchu”, ale nie wypadało przekrzykiwać się ze „Zdrowaś Maryją”, więc natychmiast zamilkłam. Odtąd już nigdy więcej nie podniosłam na nią głosu.
Od jej śmierci minęły już 23 lata, ale wspominam ją z czułością (bo przecież w końcu byłam z nią zaprzyjaźniona). Była, jaka była, ale dzięki niej bardzo zbliżyłam się do Boga, a jej różaniec, który przed śmiercią podarowała mi, do dziś, codziennie trzymam w ręku i modlę się na nim (J. z Łodzi).
„Jestem osobą głęboko wierzącą i praktykującą, ale różaniec odmawiałam bardzo niesystematycznie. Odkąd przeczytałam, jakimi łaskami Matka Boża obdarza swych wiernych, bardzo zapragnęłam modlić się na nim systematycznie, lecz „duch ochoczy, ale ciało słabe”. Zaczęłam gorąco prosić Matkę Najświętszą, żeby mi pomogła. Chociaż nie modliłam się na różańcu, przez cały dzień nosiłam go przy sobie, a kiedy szłam spać, kładłam go pod poduszkę (nie mogłam z nim się rozstać). I stało się. Odmawiam różaniec systematycznie, a za każdym razem ogarnia mnie taka radość w sercu, że słowo jej nie ogarnia. Pod koniec ubiegłego roku miałam wypadek. W samochodzie był także mąż i dzieci. Cudem, nikomu z głowy włos nie spadł. W kieszeni miałam różaniec.
Proszę więc wszystkich gorąco, jeśli modląc się na różańcu macie kłopoty z koncentracją, czujecie, że wasza modlitwa nie jest tak doskonała, jak sami byście chcieli i dlatego z niej rezygnujecie lub w ogóle nie sięgacie po różaniec – zwyczajnie noście go przy sobie i proście Matkę Najświętszą o pomoc. Pomoże, sami zdziwicie się, jak szybko. Ona na was czeka. Śpieszcie się, bo przez jego odmawianie spłynie na was wiele łask” (Twoja czcicielka „Rycerz Niepokalanej nr.5(552) maj 2002).
Papież Pius IX powiedział do pewnego biskupa, który go prosił, aby pobłogosławił znaczną ilość różańców, które przywiózł ze swej diecezji: "Powiedz wiernym, że papież nie zadowala się tym, iż błogosławi różańce, ale sam codziennie odmawia różaniec i prosi wszystkich, aby to samo czynili". Codziennie bowiem gromadził cały swój dwór papieski na modlitwie różańcowej.
We wrześniu 1935 roku jeden z biskupów francuskich otrzymał audiencję u Piusa XI. Ojciec chrześcijaństwa przyjął go nadzwyczaj serdecznie, nie szczędząc wskazówek i rad. W pewnym momencie zaś rzekł: "Powiedz swoim księżom w diecezji, aby się dużo modlili. Powiedz, że papież codziennie odmawia różaniec i chce, aby go inni w tym naśladowali. Gdybym nie odmówił któregoś dnia różańca, uważałbym ten dzień za stracony". I zwierzył się owemu biskupowi, jak to pewnego dnia, zmęczony po wielu audiencjach, szedł do swojego pokoju o godzinie 11 wieczorem. Zapragnął spoczynku, lecz gdy przypomniał sobie, że nie odmówił jeszcze różańca, sięgnął po jego paciorki, mówiąc: "Jeżeli papież nie odmówi różańca, papież nie modli się".
Kiedy indziej na audiencji udzielonej nowożeńcom, ofiarował panu młodemu książeczkę, a pani młodej różaniec ze słowami: "Odmawiaj codziennie różaniec, tak jak papież to czyni". (wg o.Izydora Koźbiała „Modlitwa błagań” Niepokalanów 1948).
Już nie potrafię rozstać się z różańcem
„Nowenna Pompejańska zauroczyła mnie do tego stopnia, że obecnie już nie potrafię rozstać się z różańcem. Nauczyłam się ją odmawiać kiedy idę, spaceruję, jadę autobusem lub tramwajem. Moje życie wypełniła modlitwa. Po pierwszej nowennie przyszła myśl, że będę modlić się za innych, tych, którzy szczególnie potrzebują wsparcia i opieki Matki Bożej. I tak odprawiłam drugą i trzecią nowennę. Owoce modlitwy są widoczne. Pamiętajcie, że wiara czyni cuda !” (Sylwia „Królowa Różańca Świętego nr 1/2015).
„Od 30 lat jestem rycerką Niepokalanej. Matka Najświętsza nie szczędzi łask dla mojej rodziny. Różaniec jest moja potęgą. Dzięki niemu wypraszam łaski dla nas, dla dzieci i wnuków...” („Rycerz Niepokalanej nr 7-8/2016).
Alessandro Pronzato
Różaniec
LEPIEJ PÓŹNO NIŻ WCALE
http://bratbogumil.plniepokalanarozaniec
„Pragnę i upominam się o Różaniec przez was odmawiany dla ratowania was i wielu, wielu. Pokój i przetrwanie kupicie tą monetą, której wartość ocenia się według ładunku pokory i posłuszeństwa, miłości i ufności, cichości i cierpliwości, i uwielbienia woli Bożej zawsze i we wszystkim. Tego uczy Różaniec. Te łaski otrzymuje się przez Różaniec, a więc jest konieczny. Tak konieczny jak woda i powietrze, jak pokarm, jak ciepło i światło aby żyć” (MB do Barbary Kloss).
„Maria Vallejo-Nágera przyszła na świat w 1964 roku w Madrycie. Pochodzi z katolickiej rodziny, w której chrzczono dzieci i zwykło się chodzić do kościoła na Eucharystię. W jej rodzinnym domu uważano jednak, że nie należy przesadzać z religijnością: na Msze święte z reguły się spóźniano, różaniec traktowano jako relikt z epoki średniowiecza, a księży uważano za dziwolągów żyjących w celibacie.. Nic więc dziwnego, że Maria ze swojej Pierwszej Komunii Świętej zapamiętałą tylko dziecięce przyjęcie w gronie przyjaciółek, piękne prezenty oraz pyszne ciasta. A także fakt, że jej ojciec nie zjawił się wówczas w kościele, bo wolał w tym czasie obejrzeć mecz piłki nożnej...
Kolejne lata dziewczyny nie przyniosły w tym względzie rewolucji. Stało się to, co zwykle się dzieje, kiedy Boga stopniowo wyprasza się z życia. Letniość wiary przerodziła się najpierw w obojętność na sprawy Boże, a potem chlubienie się z tego, że nie ulega się "zabobonom". Ostatnim – jak się wówczas Marii wydawało – przesądem, któremu się poddała, był ślub kościelny. Potem wszystko w jej życiu miało potoczyć się tak, jak rozum każe: żadnych mglistych zagadkowych postaci Jezusa i Jego Matki, żadnej religii, żadnych księży i zakonnic. Można powiedzieć, że prawie udało się jej tak żyć. Do czasu jednak...”.
Potem niespodziewanie nastąpiły nieprawdopodobne, niezwykłe wydarzenia i okoliczności, które sprawiły, że jej poglądy na religię całkowicie się zmieniły. Jej postępująca ateizacja, nagle zmieniła się w gorącą wiarę, a obojętność religijna – w aktywne apostolstwo na rzecz tejże wiary. W wyniku tej przemiany zaczęła modlić się żarliwie, szczególnie na różańcu. Na modlitewnej drodze kobiety „szczególną rolę odegrała Matka Boża oraz Jej "kałasznikow", jak Maria zwykła nazywać różaniec, widząc w każdym paciorku kulę zdolną powalić szatana i każdego innego wroga. O ile bowiem wcześniej Maria uznawała różaniec za relikt rodem ze średniowiecza, to teraz poznała jego wielką moc. Zapamiętała słowa spowiednika: "Czy cię to nudzi czy nie, musisz wiedzieć, że za każdym razem gdy się na nim modlisz, zakładasz demonowi na szyję niezniszczalny łańcuch, którego koniec trzyma Matka Boża. Ona go kontroluje i nie pozwoli aby cię zniszczył...". A gdy zaczęły ją dopadać przeciwności, „opatrunkiem na rany stał się dla niej Różaniec oraz rada ks. O’Malleya: "Za każdym razem gdy odmawiasz Różaniec, bądź pewna, że Ona będzie trzymać cię za rękę. Każdy paciorek, to pełen miłości uścisk twojej Matki. Nigdy o tym nie zapominaj, dziecko. W przyszłości uratuje cię z wielkich niebezpieczeństw". (Maria Zboralska „Trzy sekundy zmieniły całe zycie” – „Miłujcie się” nr1/2016 – tam znajdziesz obszerną całość).
„Tom Peterson swoją działalność rozpoczął 18 lat temu, kiedy powrócił – jak mówi – do domu, do Kościoła katolickiego i na nowo przyjął Jezusa jako swego Pana i Zbawcę. Teraz Tom Peterson tworzy reklamy zachęcające zagubionych katolików do powrotu do Kościoła katolickiego. Oto fragment obszernego wywiadu, w którym wyznaje swoje Credo i opowiada o swym apostolacie:
„Media szokują – mówi – a my staramy się ukazać piękno wiary – to, jak Jezus kocha każdego z nas, bez względu na to, jak daleko odeszliśmy od Niego. Staramy się, aby nasz odbiorca był przeniesiony w piękno nadnaturalne, aby odkrył proste środki, które mamy na wyciągnięcie ręki, by przybliżyć się do Boga, jak choćby odmawianie Różańca świętego, noszenie medalików czy krzyży poświęconych czy spojrzenie z miłością na obrazy. Media skupiają się na przekazywaniu sensacji, zastraszaniu, pokazywaniu czegoś złego i negatywnego. Dlatego w tym świecie tylko wiara, o której należy rozmawiać, codzienna modlitwa, dają nam nadzieję.
Mnie osobiście, oprócz Eucharystii i sakramentów, bardzo pomaga Matka Boża. Jej oddałem swoje działanie, choć bezpośrednio niewiele o Niej mówię – bardziej głoszę Jezusa i Jego przesłanie, zostawione nam na kartach Ewangelii – ale codzienny Różaniec i oddanie się Maryi sprawiają, że mam siły iść do przodu. Obecność Maryi jest taka cicha, trochę ukryta, ale wiem, że tam gdzie Ona wejdzie, tam wraz ze sobą przyniesie Jezusa”... („Katoliku, wróć do domu”, „Rycerz Niepokalanej” nr 5/2015).
„Przyznaję, że niejednokrotnie Różaniec, który w świadomości mojej tkwił jako pomoc w rozwiązywaniu problemów i wewnętrznych niepokojów, odkładałem na bok. Z perspektywy czasu widzę, jak wielkim błędem było odkładanie tej broni wobec przebiegłości i perfidii szatana... Po serii upadków, które były i będą, Jezus odkrywa przede mną prawdę, że bez modlitwy nie osiągnę pokoju wewnętrznego i łączności z Nim. Tym łącznikiem i pomocą ma być Różaniec. Przekonałem się, że w walce z pokusami właśnie ta modlitwa jest swoistym Nektarem, który nieustannie płynie z Nieba, trzeba tylko wyciągnąć w jego kierunku swoją dłoń” (Paweł z Lublina „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” – patrz bibliografia).
Ojciec Leon Dehon – wielki apostoł Najświętszego Serca Jezusowego, założyciel zgromadzenia sercanów, w swoich „Zapiskach codziennych” pod datą 3 października 1886 roku, napisał: „Święto Różańca świętego. Bardzo nieregularnie odmawiałem Różaniec w mym życiu. Proszę moją ukochaną Matkę o wybaczenie mi tego”. Natomiast pod datą 9 stycznia 1888 roku, napisał: „Zakosztowałem w modlitwie różańcowej i zrozumiałem jej szczególną moc od czasu mej pielgrzymki do Lourdes. Naprawdę lubię odmawiać Różaniec i ufam, że intencje, w których go odmawiam, będą wysłuchane” („Czas serca” nr 5/2015).
„...Kiedyś nie odmawiałem Różańca wcale. To trwało całe lata szkoły średniej i przez 5 lat studiów. Potem zaistniało Radio Maryja, dzięki któremu zacząłem dojrzewać nie tylko intelektualnie, ale i duchowo. Po jednej katechezie Ojca Dyrektora o Matce Bożej, gdy mówił, że Matka Boża w Fatimie prosi o odmawianie Różańca, i potem, gdy usłyszałem, jak po poniedziałkowej Mszy świętej Rodziny Radia Maryja, zachęcał do tworzenia kół ratunkowych, postanowiłem codziennie odmawiać jeden dziesiątek Różańca. Od dwóch lat nasz rodzinny Różaniec odmawiamy wieczorem z Radiem Maryja, które jest nam wielką pomocą...” (Stanisław „By odnowić oblicze ziemi” – patrz bibliografia).
„Leżałem i rozmyślałem: taki wielki Prymas Wyszyński nie rozstawał się z różańcem. Ojciec Święty Jan Paweł II odmawia cały Różaniec. Słuchając [w radiu] maryjnych pieśni, czułem się coraz bardziej skruszony, że od Pierwszej Komunii Świętej ani razu nie odmówiłem Różańca. Zbudziłem żonę, żeby jej powiedzieć o moim wielkim postanowieniu, że od jutra będę odmawiał Różaniec każdego dnia wieczorem z Radiem Maryja... Od tego decydującego momentu, w naszej rodzinie odmawia się Różaniec” (Bogusz „By odnowić oblicze ziemi” jw.)
„Syn mój [przybity poważnymi niepowodzeniami, będąc nieomal już na dnie, w cudowny sposób] przeżył głębokie nawrócenie. Polecił siebie i wszystkie swoje sprawy Panu Jezusowi i Matce Bożej. Prosił mnie żeby mu kupić i dać do poświęcenia krzyżyk i medalik szkaplerzny. Nosi je bez przerwy na szyi mówiąc, że to jest jego obrona. Prosił też o różaniec, „ale taki wymodlony, na którym ty, mamo, się modliłaś”. Nauczył się go odmawiać... Pomimo wszystkich kłopotów i utrapień jakie niesie życie, stał się spokojnym i szczęśliwym człowiekiem...” (Bronisława z Raciborza „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” jw.).
„Mieszkająca w Londynie Agnieszka Komorska w czasach licealnych była blisko Kościoła. Chodziła grzecznie na lekcje religii, miała przyjaciół zaangażowanych w duszpasterstwa, czasem nawet pojechała z nimi na jakąś pielgrzymkę. Potem coś się popsuło. - Powiem szczerze. W kościele nie byłam od czasów uniwersyteckich - tłumaczy. - Ale kiedy przychodzą jakieś trudne chwile, to tylko po różaniec sięgam. Nic innego poza tym nie zostało mi z tamtych czasów. Nigdy się nie zastanawiałam nad tym, dlaczego - po prostu jest i już, potrzebuję go mimo wszystko...” (wg Moniki Białkowskiej „Przewodnik Katolicki”).
„Mnóstwo ludzi w swoim zaślepieniu twierdzi, że Różaniec jest może dobry dla tych, czy owych, ale – jak mówią - nie dla mnie” (wg Barbary Kloss).
„...Nasz świat legł w gruzach, nie potrafiliśmy już nawet płakać. W tym momencie odczułem przemożną potrzebę modlitwy, a nigdy wcześniej jakoś szczególnie nie przykładałem do tego uwagi. Zupełnie nieświadomie wziąłem do ręki różaniec i zacząłem odmawiać codziennie po jednej dziesiątce, czując jednocześnie, że to za mało. W moich myślach kołatało się słowo „nowenna”. Kompletnie nie wiedziałem o co chodzi, ale byłem zbyt rozbity, aby zgłębić temat. Wtedy stała się rzecz niesłychana.
W ciągu jednego dnia zadzwoniło do nas kilka osób zupełnie ze sobą nie związanych i powiedziało nam o nowennie Pompejańskiej. Poszukaliśmy więcej informacji na ten temat i zaczęliśmy ją odmawiać następnego dnia. Wszyscy, łącznie z naszą córką. Z początku szło nam to nieporadnie, wcześniej bowiem Różaniec był dla nas religijnym bibelotem a nie modlitwą, ale z biegiem dni modlitwa stała się stałym elementem naszego codziennego życia.. Po kilku dniach odczuliśmy opiekę Matki Najświętszej...” (Krzysztof „Królowa Różańca Świętego” nr 4/2016 – tam znajdziesz całość).
„Opisując własną historię, w pierwszym odruchu chciałbym się pożalić, jak zostałem skrzywdzony i niezrozumiany: przez żonę, jej kochanka, nasze dzieci, własną matkę i siostrę, teściów – można by dalej wyliczać... Moja żona po 20 latach małżeństwa, nagle wyprowadziła się z naszego komfortowego i przestronnego domu rodzinnego, najpierw do swoich rodziców, a kilka tygodni później do domu kochanka. A wszystko stało się w pozornie porządnej, katolickiej rodzinie... Świat zawalił mi się całkowicie. Chociaż jestem człowiekiem o twardym charakterze, powszechnie znanym w mojej okolicy, z wysoką pozycją zawodową, materialną i społeczną, nie wiedziałem, co zrobić. Przecież będąc osobą publiczną, musiałem stawiać czoła sensacji, jaką stał się dla ludzi skandal wywołany przez moją żonę... Doznane upokorzenie zrodziło we mnie chęć odwetu i wykorzystania posiadanej władzy oraz umiejętności. Nienawiść i zazdrość z jednej strony, a wiara i modlitwa z drugiej... Jednak wybrałem, a może raczej – dostąpiłem łaski wymodlonej przez innych i wszystko zawierzyłem Bogu przez Maryję. Było mi o tyle łatwiej, że zawsze starałem się być blisko Boga jako ministrant i lektor, a także jako przyzwoity, wierzący człowiek – szef, mąż, ojciec, syn, brat.
Zrozumiałem, że zamiast racji, którą zawsze mam, a która pozwalała mi ustawiać życie tak, jak chciałem, muszę na kolanach uczyć się pokory, przebaczania i miłości... I tak, powalony cierpieniem uznałem swoją winę i na kolanach rozpocząłem walkę o siebie i swoją żonę oraz nasze dzieci – pierwszy wyciągając rękę do zgody. Niestety, bez reakcji z drugiej strony... Wyspowiadałem się, przyjąłem Komunię św. i rozpocząłem samotne życie. Nie była to łatwa decyzja, bo cały czas odczuwam ludzki żal za niezawinione cierpienie moje i dzieci, chęć zemsty i naturalnego odwetu. Dodatkowo okazało się, że nie umiałem się modlić inaczej niż krótko i zdawkowo. Choć dotychczas wydawało mi się, że to wystarczy, teraz czułem, że nie. Męczyłem się, ale konsekwentnie wszystko oddawałem Bogu przez Maryję
Sam powoli zacząłem zmieniać swoje życie, tak jak chce Pan – uświęcać się, oddając się całkowicie Jego woli... W Zwiastowanie NMP, pod natchnieniem Bożym, ukląkłem po raz pierwszy wieczorem w domu do całego Różańca, rozpoczynając „Nowennę Pompejańską”. I – o dziwo – robię to do teraz, codziennie...” (Sługa Nieużyteczny „Prosty plan na życie” „Miłujcie się” nr 2/2013 – tam znajdziesz całość).
„Naprawdę nie lubiłem różańca. Jako dziecko nie miałem żadnego wzorca odmawiania tej modlitwy. Przynajmniej nie zauważyłem niczego, co mogło mnie zachęcić. Dziś myślę, że pewnie musiałem widzieć w kościele starsze osoby odmawiające różaniec. Moja przygoda ministrancka zaczęła się jeszcze w czasie obowiązywania liturgii przedsoborowej. Wtedy dość często uczestnicy liturgii odmawiali inne niż (wypowiadane po łacinie) mszalne teksty. Dla zaangażowanego przy ołtarzu - a ministranci naprawdę mieli wtedy co robić, zwłaszcza w kościołach przyklasztornych, kiedy każdy z kapłanów codziennie odprawiał Mszę (nie było wtedy koncelebry) - i młodego człowieka widok starszych osób przeżywających jakby coś innego niż my przy ołtarzu, nie był zbyt mobilizujący czy atrakcyjny... Ale w wieku około dwudziestu kilku lat zacząłem odmawiać różaniec codziennie !” (wg Bogdana Sadowskiego z „Posłańca Serca Jezusowego”). źródło: http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/życie-i-wiara/art,494,nie-lubilem-rozanca.html
„Do modlitwy różańcowej od wczesnego dzieciństwa zapraszała mnie i brata nasza mama. Ja jednak, chodząc do podstawówki, nie przepadałem za tą formą modlitwy i szukałem innych sposobów na poznawanie Pana Boga. Także w wieku dorastania, nie ukrywam tego, że modlitwa różańcowa była dla mnie trudna. Odkrycie jej głębszego sensu zajęło mi sporo czasu. Różaniec zaczął mi towarzyszyć dopiero w czasie studiów, zwłaszcza podczas jazdy komunikacją miejską. Siedząc czterdzieści minut w tramwaju czy autobusie, z samych nudów zacząłem się modlić w intencji poszczególnych osób i wówczas stopniowo coraz bardziej odkrywałem sens różańca. Z czasem modlitwa ta stawała się formą podziękowania za rodziców i inne wspaniałe osoby, które spotykałem na swojej drodze życia” (Michał http://www.rozaniec.dominikanie.pl/009.html#top
„Dom rodzinny w małym, ubogim miasteczku. Skromne, bez wygód mieszkanie. Pojechałam tam kiedyś. Dziś w nim mieszka tylko samotny mój brat z Maryją Niepokalaną. Zawierzył się Jej bez reszty. Rano budziła mnie w nim modlitwa różańcowa z wyciszonego Radia Maryja. W południe i wieczorem brat klękał do Różańca z Radiem Maryja.
Przyglądałam się tym powtarzającym się scenom zaskoczona, ale i z podziwem. Siedziałam cichutko zatopiona w lekturze, a wzrok mój uparcie przenosił się z figurki Maryi Niepokalanej na modlącego się brata. Myśli kotłowały się jak szalone: uklęknij, spróbuj, odwagi, to nie wstyd... W końcu zrozumiałam. Coś w środku pękło. Już następnego dnia wieczorem modliliśmy się wspólnie. Tak zaczęła się moja droga przez życie z Różańcem. Dzięki modlitwie różańcowej w moim życiu zaszło wiele zmian, nabrało ono sensu i wartości” (Aniela z Lublina – „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” jw.).
„Różaniec dostosowuje się do każdej grupy ludzi i do każdego intelektu. Jest ulubioną modlitwą dla ludzi świeckich i kapłanów, jak również codzienną modlitwą papieży, a noszenie różańca jest znakiem przymierza z Maryją” (ks.Józef Orchowski).
[Z powodu pewnych dramatycznych zajść w moim życiu] byłam zrozpaczona. Świat, który budowaliśmy razem [z mężem] i nasze plany na przyszłość zawaliły się. Wszystko przestało mieć sens. Widziałam tylko mój ból, ogromny żal i rozpacz... Zaczęłam szukać pomocy w różnych poradniach rodzinnych, chodziłam do psychologów, uczestniczyłam w grupach wsparcia ludzi współuzależnionych. Każdy dawał mi tylko jedno rozwiązanie – rozwód. Ja jednak postawiłam tylko i wyłącznie na modlitwę.
Zaczęłam codziennie uczęszczać na Mszę świętą, czytać różne czasopisma katolickie, zbierałam różne modlitwy, odmawiałam Koronkę do Miłosierdzia Bożego, a przede wszystkim wzięłam do ręki różaniec. To on stał się moją modlitwą, a przede wszystkim sposobem na życie... Te małe paciorki, to było kurczowe „chwytanie” Maryi za ręce...” (Jadwiga z Warszawy „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” jw.).
„Od dnia zawarcia ślubu, wspólnie z mężem klękaliśmy do wieczornego pacierza. W ciszy serca rozważaliśmy sprawy minionego dnia. Nie było jednak głośno wypowiadanych próśb, podziękowań, przeprosin. Jakaś duma, głupi wstyd nie pozwalał nam się przełamać i głośno wyrazić swoich myśli przed sobą i Bogiem... [Po komplikacjach związanych z urodzeniem pierwszego dziecka] pełni lęku i obaw nadal modliliśmy się razem, ale jakby osobno, w ciszy... [Po dalszych kłopotach ze zdrowiem dziecka], w tym trudnym dla nas czasie zrodziła się we mnie myśl, aby wspólnie z mężem głośno, co wieczór odmawiać dziesiątek Różańca w intencji naszego dziecka... [Poprawa nastąpiła] już po czterech dniach wspólnej modlitwy różańcowej...
Życie toczyło się dalej. Jakoś zapomnieliśmy o wspólnym Różańcu, tłumacząc się zmęczeniem, brakiem czasu; każde z nas modliło się w ciszy... [Po kolejnych problemach ze zdrowiem dziecka] znów był szturm do nieba na różańcu za wstawiennictwem Matki Bożej. I tym razem alarm okazał się niegroźny]. Maryja zawsze nam pomagała, była z nami... [Po pewnym czasie, mimo przeciwwskazań lekarzy znów miało przyjść na świat już trzecie nasze dziecko]. Ale wtedy, już od momentu gdy dowiedziałam się, że oczekuję potomstwa, zaczęliśmy całą rodziną odmawiać jedną część Różańca w intencji dziecka, które miało się urodzić. Była to pełna mobilizacja. Starsze dzieci modliły się razem z nami o zdrowie dla nienarodzonego dziecka. Przez całą ciążę nie lekceważyliśmy modlitwy różańcowej. W niej była cała nasza nadzieja... [Teraz już] codziennie wieczorem klękamy do wspólnej modlitwy, rozważając jedną część Różańca świętego. Przedstawiamy wszystkie nasze prośby, problemy, radości i dziękczynienia Matce Najświętszej, bo któż lepiej zrozumie niż Ona ?” (Twoja czcicielka z rodziną „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” jw.).
„Różaniec łączy modlitwę ustną z myślną. Modlitwa ustna podsuwa słowa uwielbienia, tworzy pewien rytm i atmosferę, w chwilach zmęczenia lub przy pracy ręcznej pozwala zwrócić myśl do Boga i Najświętszej Maryi Panny”
„W szpitalu [gdzie się znalazłam], było wielu chorych. Czasem, w tajemnicy przed personelem, wchodziłam do izolatek i modliłam się z tymi chorymi, ale była to zwykła modlitwa. Różańca, niestety, nie umiałam. W domu miałam małego synka, który bardzo potrzebował mnie, a ze mną było coraz gorzej... Aż kiedyś położono mnie w dużej sali i ordynator prosił żeby mnie pilnowano, abym nie usnęła. Wtedy wiedziałam, że to już koniec... Wpuszczono do mnie męża i syna, a ja poprosiłam go żeby spytał mamę, jak się odmawia różaniec, żeby spisał i przywiózł mi.
Nie wiem, jak to możliwe, ale w ciągu godziny miałam już różaniec z całym opisem... W nocy, będąc bardzo słaba chciałam spać, ale chore leżące na tej sali, oczywiście, nie pozwoliły mi. Wtedy usłyszałam głos, który powiedział: „Masz przy sobie różaniec”. Przez całą noc odmawiałam więc różaniec, ale było to bardzo trudne, bo nie mogłam skupić myśli. Przez wiele nocnych godzin odmówiłam go tylko raz. Nie zasypiałam jednak, tylko rozważałam sobie wszystko, co mówiłam w tej modlitwie. Rano poczułam się wyraźnie lepiej i tak było z każdym dniem.... Od tej pory codziennie, w drodze do miasta, do pracy i wtedy, kiedy z niej wracałam, odmawiałam różaniec” (Jadwiga z Łodzi „Zwycięstwo przychodzi przez różaniec” jw.).
„Trzeba Różaniec odmawiać. Różaniec przy sobie mieć i czcić i Różańcem żyć tak, żeby to ludzie widzieli. Bo są tacy, co nawet noszenia samych paciorków wobec świata się wstydzą” (MB do Barbary Kloss).
„Chociaż miałem świadomość, że Pan Bóg istnieje i nade mną czuwa, to jednak Go ignorowałem. Istniała we mnie jakaś tęsknota, ale nie udawało mi się Go dotknąć. W tym zabarwionym tęsknotą zmaganiu poszukiwałem różnych sposobów, by nawiązać z Nim jakiś kontakt. Potem jednak wyjechałem z domu. Zacząłem życie na własną rękę, zaniedbując i rodzinę, i szkołę. Do kościoła nie zaglądałem, a moje życie w końcu zamieniło się w nieustanne imprezowanie. Byłem wtedy człowiekiem nieszczęśliwym, chociaż robiłem to, o czym marzyłem, a jedyne, o czym marzyłem, to by się zabawić. Zabawa była marzeniem i celem codziennym. Modliłem się wprawdzie każdego dnia, ale byłem bardzo zdeterminowany takim stylem życia.
W pewnym momencie zacząłem wybierać najprzeróżniejsze modlitwy. Nie chciałem bowiem takiego życia, które Pana Boga nie uwzględnia. Po długim czasie osobistych poszukiwań zdecydowałem się poprosić o pomoc Maryję. Byłem zdumiony, jak szybko, i jak skutecznie zadziałała, wyrywając mnie z okresu stagnacji.
Odmawiając pojedyncze Zdrowaś Mario, prosiłem Maryję, by się za mnie modliła. Stało się wówczas coś, czemu się sam zdziwiłem. Nie miałem wprawdzie więcej sił do tego, by dokonywać innych wyborów, ale rzeczywiście coś się zaczęło zmieniać. Nie na skutek mojego wysiłku, ale tak, jakby ktoś za mnie brał ciężar. Zacząłem się zmieniać. Rezygnowałem z różnych zabaw i robiłem coś, co powinienem. Było to takie zwyczajne. Zauważyłem, że tej zmianie towarzyszyło coraz mocniejsze zwracanie serca ku Matce Najświętszej. Zaczęło się tak bardzo delikatnie, pojedynczymi zdrowaśkami. Ale kiedy spostrzegłem, jak dużo się zmienia, to chwyciłem za różaniec. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem nawet, jak się modlić na nim. Chwyciłem go i odmawiałem bez żadnych rozmyślań, wierząc, że choćbym nawet robił to bezmyślnie, to jest to właśnie ten kierunek. Rzeczywiście się zmieniałem i to tak, że zauważyła to moja mama, która tą nagłą przemianą była i zdziwiona, i zachwycona.
Od tego czasu nie ma dnia, żebym się nie modlił na różańcu. Jest to dla mnie tak oczywiste, jak wstanie rano. Nawet jeżeli wracałem bardzo zmęczony po długich występach artystycznych, to zawsze odmawiałem jeden dziesiątek. Wtedy zwykle pojawiał się kolejny dziesiątek i znikało poczucie czasu, jak w rozmowie z kimś bardzo bliskim. Sądzę, że to moje zachwycenie się różańcem jest darem, który otrzymałem od Matki Bożej. Czułem, że modlę się nie tylko do, ale i wraz. Czułem, że wraz ze mną modli się Maryja, dzięki której tak bardzo wiele się u mnie zmieniło. Modlę się przez ostatnie trzy lata i stało się to już częścią mnie. Obecnie tym żyję” (Piotr http://www.rozaniec.dominikanie.pl/021.html#top).
„W młodości jako żona i matka nadal byłam daleka od Boga wiodąc życie tak, jakby Go w ogóle nie było. Dopiero śmierć mojej ukochanej matki wstrząsnęła mną tak mocno, że musiałam otworzyć swe serce, wylewając z niego potoki goryczy, żalów i tęsknoty. Wtedy zrozumiałam, że właściwie to ja swojej mamie jestem dłużna miłość i dobro, którego dotąd ode mnie niewiele zaznała. Płakałam nad jej zwłokami samotnie i w pewnym momencie usłyszałam własne słowa: „Mamusiu, wybacz mi. Już nic dla Ciebie nie mogę zrobić”. I wtedy stała się rzecz dla mnie dziwna. W sercu usłyszałam wyraźny głos: „Ależ możesz ! Możesz odmawiać codziennie jedną dziesiątkę Różańca przez trzy lata”.
Nie umiałam modlić się na różańcu, nie miałam nawet różańca. Ten od Pierwszej Komunii świętej dawno gdzieś się zapodział. Ale postanowiłam, że dopóki nie kupię sobie gdzieś różańca i nie poświęcę go (wiedziałam, że ma być poświęcony) będę co dzień odmawiać za moją zmarłą mamę jedną dziesiątkę Różańca na... palcach.
To był pierwszy przewrót w moim życiu. Niby żyłam jak dawniej, ale jakaś potężna siła „upominała się” we mnie co dzień o tę modlitwę. I choćbym nie wiem jak była zmęczona, przed snem odginałam za każdym „Zdrowaś Maryjo” palec u rąk i wiernie wypełniałam moje przyrzeczenie, jakie złożyłam nad trumną swojej matki. Rzeczywiście, ta moja dziwna modlitwa trwała trzy okrągłe lata. W międzyczasie nawróciłam się i zaczęłam inaczej myśleć i żyć... Patrząc z perspektywy czasu na swoje życie, wiem, że nie wytrzymałabym moich krzyży gdyby nie Różaniec, do którego odmawiania przywykłam jak do powszedniego chleba” (Wiesława z Grudziądza „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” jw.).
„Scott Hahn, jeden z najwybitniejszych współczesnych amerykańskich teologów urodził się w tradycyjnej protestanckiej rodzinie i został ochrzczony w Kościele prezbiteriańskim. Jako nastolatek zerwał jednak całkowicie z praktykami religijnymi i zaczął prowadzić awanturniczy tryb życia. Po dokonaniu kilku przestępstw, stanął przed sądem dla nieletnich. Został skazany na 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu. Dzięki uroczej dziewczynie Kathy, zaczął uczęszczać na spotkania chrześcijańskiego ruchu Young Life, którego celem było ewangelizowanie trudnej młodzieży. Podczas rekolekcji dotarło do niego wezwanie rekolekcjonisty, aby wtedy, gdy przychodzi pokusa lekceważenia swoich grzechów, długo wpatrywać się w Chrystusa wiszącego na krzyżu. Scott uświadomił sobie, że również jego grzechy przyczyniły się do ukrzyżowania Jezusa i dlatego zdecydował się całkowicie zawierzyć swoje życie Chrystusowi.
Od tego momentu nastąpiła w nim tak radykalna przemiana myślenia, wartościowania i postępowania, że odsunęli się od niego wszyscy dotychczasowi kumple. Scott zakochał się w Piśmie świętym, a Marcin Luter i Jan Kalwin stali się dla niego największymi autorytetami w sprawach wiary. Przejął wszystkie uprzedzenia i wrogość do Kościoła katolickiego, które były pielęgnowane wśród protestantów; nabrał przekonania, że katolicka wiara w rzeczywistą obecność Chrystusa w Eucharystii, jest czystym bluźnierstwem. Znienawidził Kościół katolicki i dlatego wszelkimi sposobami starał się przekonywać katolików, aby uwolnili się od wszystkich zabobonów i błędów, w których tkwili – o czym był szczerze przekonany... Po skończeniu college’u Scott pragnął zostać pastorem, aby prowadzić ludzi do Jezusa i dlatego rozpoczął studia magisterskie z dziedziny Pisma świętego i teologii...
Scott był bezkompromisowy w poszukiwaniu prawdy. Z zapałem wytrawnego detektywa zaczął poszukiwać w tekstach Pisma świętego wskazówek według których w kościele protestanckim najpełniej jest głoszona i wprowadzana w życie nauka Biblii. Najbliższym towarzyszem i przyjacielem Scotta w tych poszukiwaniach, stał się jego kolega ze studiów Gerry Matatics. Jako prezbiterianie, obaj byli głęboko przekonani, że Kościół katolicki jest apokaliptyczną babilońską nierządnicą, a papież antychrystem...
[Po latach studiowania Biblii], szczęśliwym zbiegiem okoliczności Scott wszedł w posiadanie cennego księgozbioru, jak się później okazało, znanego katolickiego księdza biblisty. Wieczorami oddawał się wielogodzinnej lekturze tych katolickich książek i był zachwycony ich głębią. Po kilku tygodniach zrodziło się w nim mocne przekonanie, że Chrystus powołuje go do Kościoła katolickiego. Była to myśl, która go przeraziła, gdyż do tej pory był przekonany, że żaden myślący chrześcijanin nie może być katolikiem. Zaczął błagać Boga o światło i rozeznanie co do tego, czy rzeczywiście pełnia objawionej prawdy jest w Kościele katolickim.
W tym czasie Scott przeprowadzał długie teologiczne dyskusje ze swoim przyjacielem Gerrym Mataticsem, który był wprawdzie zafascynowany Biblią, ale przy tym nienawidził Kościoła katolickiego. Scott zwierzył się mu, że jest w posiadaniu dużego zbioru katolickich książek i że czytając je, odkrył istnienie najwybitniejszych w świecie teologów, takich jak: Joseph Ratzinger, Jean Danielou, Hans Urs von Balthasar, Henri de Lubac, oraz R.Garrigou-Lagrange.Gerry sam chciał się o tym przekonać, dlatego w ciągu miesiąca przeczytał wszystkie książki, o których mówił mu Scott. Po ich lekturze doszedł do wniosku, że cała doktryna Kościoła katolickiego ma biblijne uzasadnienie, a katolicka wiara jest bezcennym skarbem dla każdego człowieka. Gerry wspólnie ze Scottem próbowali znaleźć jakieś błędne punkty katolickiej doktryny. Jednak za każdym razem znajdowali odpowiedź, której nikt nie mógł zakwestionować.
W tym czasie ktoś przesłał Scottowi pocztą plastikowy różaniec. Kiedy patrzył na niego, uświadomił sobie, że pozostała mu tylko jedna przeszkoda w przystąpieniu do Kościoła katolickiego, a mianowicie kult Maryi. Scott w ciszy własnego gabinetu zwrócił się w modlitwie z serdeczną prośbą, aby mógł zrozumieć to, czego uczy Kościół katolicki o Maryi, Matce Jezusa, a następnie odmówił swój pierwszy w życiu Różaniec, prosząc w pewnej intencji, która po ludzku była beznadziejna. Po trzech miesiącach Scott przekonał się, że jego prośba została wysłuchana. Podziękował Bogu za Jego nieskończone miłosierdzie oraz przeprosił Go za swoją ślepotę i niewdzięczność. Od tamtej chwili zaczął codziennie odmawiać Różaniec. Uświadomił sobie, że modlitwa różańcowa całą swą moc czerpie z tajemnicy Wcielenia i że jest ogromnie skuteczną pomocą przeciwko siłom zła. Bóg wybrał Maryję, aby w Jej łonie druga Osoba Trójcy Świętej stała się prawdziwym człowiekiem i dokonała dzieła naszego zbawienia...
Scott przekonał się, że codzienne odmawianie Różańca pomagało mu coraz głębiej odkrywać teologiczny sens tekstów biblijnych. Modlitwa ta rozwijała zmysł wiary, teologiczną intuicję, a także wzbogacała zdolności intelektualne – uczyła "logiki miłości". (ks.M.Piotrowski TChr „Szukajcie, a znajdziecie” „Miłujcie się” nr 3/2010 – tam znajdziesz całość).
„Kto posmakował modlitwy różańcowej, ten na nowo jej szuka.. Biedny zaś ten, kto w ogóle nie skosztował, bo nawet nie wie, co traci. Dlatego jedyny sposób, by zakosztować tej modlitwy, to po prostu zacząć się modlić...” (ks.Jan Glapiak - diecezjalny moderator Żywego Różańca w Archidiecezji Poznańskiej).
„Byłem zdziwiony, jak kiedyś podczas rozmowy z jedną siostrą zakonną okazało się, że ona wcale nie modli się na różańcu, bo go nie lubi. Ale wytłumaczyła mi, że ona jest z Kaszub, gdzie pokutują jeszcze wpływy protestanckie, więc tam nie modlili się na różańcu. Myślę, że z samego niezrozumienia tej modlitwy wynikała taka niechęć. Jednakże potem miło mi było, kiedy po latach dostałem od tej siostry wiadomość, że już modli się na różańcu i nawet polubiła tę modlitwę” (ks.Jan Glapiak).
„W 1981 r. w beznadziejnej sytuacji życiowej wyciągnęłam różaniec mojej babci. Nie umiałam się modlić, a chciałam to uczynić. Moja babcia (mama mojej mamy) jeszcze żyła. Wkrótce okazało się, że były to ostatnie miesiące jej życia. Była zawsze na drugim planie, cicha, pokorna, zawsze z różańcem w ręku. Całe życie mieszkała z nami. O różańcu pomyślałam, gdy po ludzku nie było nadziei. Odszedł najbliższy człowiek, syn miał trzy i pół roku, oczekiwałam dziecka, traciłam wzrok...” (Małgorzata „To nie był przypadek” – patrz bibliografia).
„Po różnych kolejach życia i poniewierce po kraju, wynikającej z „nakazu pracy”, w końcu „osiadłem” w pracy na miejscu. Dość było tego „mieszkania na walizkach” i podrzucania dziecka to jednej, to drugiej babci. I to był czas, kiedy znowu sięgnęłam po różaniec i już się z nim nie rozstaję...” (Weronika z Bełchatowa „Zwycięstwo przychodzi przez różaniec” jw.).
„Początkowo [w Radiu Maryja] denerwowały mnie ciągłe modlitwy. Szczególnie odmawiany, jak wtedy myślałam „na okrągło”- Różaniec. Ale powoli, jakoś tak machinalnie, zaczęłam powtarzać słowa razem z innymi. Potem wyjęłam z szuflady zapomniane „cudowne paciorki”. I modliłam się. Z Radiem. Z całą Polską. Nie wydawało mi się to już ani dziwne, ani śmieszne, ani też uciążliwe” (Ewa Sikorska Łódź „Rodzina Radia Maryja w darze Ojcu Świętemu” – patrz bibliografia).
„Ufam, że jeśli Maryja prosi o codzienne odmawianie Różańca, to musi to być dla nas dobre” (Jolanta z Chodzieży)
„Pochodzę z rodziny wierzącej i praktykującej, ale moje odkrycie modlitwy różańcowej nastąpiło dopiero wtedy kiedy bardzo potrzebowałam pomocy i wsparcia kogoś bliskiego. A mama była daleko... Uchwyciłam się modlitwy różańcowej jak tonący brzytwy, jednocząc swoje serce z Sercem Maryi. To było wielkie wołanie o ratunek. Wysyłałam do Niej swoje S.O.S., bo pomoc była potrzebna natychmiast... Nie musiałam nawet długo czekać... Moja modlitwa została wysłuchana... I tak do dzisiaj trwam na modlitwie różańcowej...” (Irena z Elbląga „Zwycięstwo przychodzi przez różaniec” jw.).
„...Pewnego dnia, modląc się przed ołtarzem Matki Bożej, olsniło mnie, abym sięgnęła po różaniec. Od tamtego dnia odmawiam Różaniec codziennie, dziekując za odzyskanie zdrowia, za dar życia...” (Małgorzata „Rycerz Niepokalanej” nr 1/2016 – tam znajdziesz całość).
„Dzięki „interwencji” Matki Bożej zaczęłam odmawiać Różaniec w ogóle, bo przez całe życie broniłam się przed nim, uważając go za nudny. Teraz robię to w formie nowenny Pompejańskiej. Matka Boża pozwoliła mi zrozumieć tę modlitwę i odkryć jej piękno. W ten sposób zaprosiła mnie do odmawiania Różańca, podsuwając nowennę...” (Agnieszka „Królowa Różańca Świętego” nr 3/2014).
„...Płynęły lata udręki i upokorzenia. Modlitwa stała się naszą ucieczką i czułam na sobie opiekę Matki Najświętszej. Istniał jednak pewien problem. Nie umiałam modlić się na różańcu, nie potrafiłam się skupić, ale zawsze pamiętałam matkę z różańcem w ręku... [Teraz już nauczyłam się tej modlitwy]. Przyznaję jednak ze skruchą, że nie każdego dnia odmawiam cały Różaniec, ale zawsze jest on ze mną – mogę go ścisnąć i wiem, że nigdy go nie zdradzę” (Janina z Krakowa „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” jw.).
„Książka pt. "Różaniec – ratunek dla świata"... którą przysłano mi ze Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im.ks.Piotra Skargi, w bardzo przystępny sposób uzmysłowiła, jak ważną modlitwą jest Różaniec... Do tej pory rzadko odmawiałam Różaniec, teraz będę starała się robić to częściej. Zrozumiałam, że modlitwa ta jest szczególnie ważna dla przemiany i nawrócenia ludzi na całym świecie oraz otrzymania potrzebnych łask dla każdego z nas..." (Maria z Mazowieckiego -– „Przymierze z Maryją” nr 31/2006).
„Przyznam, iż dawniej nie bardzo lubiłam modlitwę różańcową, bo bez głębszego rozważania tajemnic jest to takie „klepanie Zdrowasiek”..., a teraz nauczyłem się rozważać poszczególne tajemnice i jest to piękna modlitwa. Bardzo ją teraz lubię...” (Stefania Małecka „Radio Maryja” – patrz bibliografia).
„Pewnego dnia, modląc się przed ołtarzem Matki Bożej, olśniło mnie, abym sięgnęła po różaniec. Od tamtego dnia odmawiam Różaniec codziennie, dziękując za odzyskane zdrowie, za dar życia” (Małgorzata. Wieluń „Rycerz Niepokalanej” nr 1/3016).
„Mieliśmy w naszym domu niejeden różaniec, ale, niestety, w rzadkim użyciu jako modlitwa rodzinna. Aż do czasu, kiedy sięgnęliśmy po niego „jak tonący po brzytwę...” (Danuta z Bielska Białej „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” jw.).
„...A Różaniec ? Jest taki moment w życiu każdego z nas, że sam się znajdzie w naszych rękach po to, by nasze biedne życie po prostu można było przetrwać”. (Ewa ze Strzegomia „Zwycięstwo przychodzi przez Różaniec” jw.).
„Różaniec jest czymś tak ważnym – czego my nie wiemy – że gdyby ludzie choć w małej cząstce domyślali się tego, to modliliby się, aby żyć po to, by odmawiać Różaniec” (wg Barbary Kloss).
|
|